Podstawowy błąd atrybucji i egotyzm atrybucyjny – większość z nas podlega tym mechanizmom psychologicznym.

  1. Zrób sobie mały test. Przypomnij sobie ostatni sukces, jaki osiągnęłaś lub osiągnąłeś. To mógł być awans, obroniona magisterka, spłacony kredyt na dom lub przebiegnięte 10km. Zastanów się, co sprawiło, że się udało. 

A: Zawdzięczam to ciężkiej pracy / inteligencji / skrupulatności / talentowi. 

B: Zawdzięczam to pochodzeniu / koneksjom / szczęśliwemu zbiegowi okoliczności. 

2. Teraz przypomnij sobie ostatnią porażkę. To mógł być niezdany egzamin, rozstanie z partnerem lub partnerką, wypadek drogowy lub negatywny odbiór jakiegoś posta w internecie. Dlaczego do tego doszło? 

A: Bo brakuje mi inteligencji / jestem leniem / brakuje mi uważności / nie mam wystarczająco wysokiej kultury osobistej. 
B: Bo ktoś się na mnie uwziął / bo ktoś popełnił błąd / bo miałem lub miałam pecha / bo mój partner lub partnerka jest złym człowiekiem. 

3. Wybrane? To jeszcze dwa kolejne pytania. Widzisz bezdomnego na ulicy. Jak myślisz, dlaczego jest bezdomny? 

A: Bo mu się nie chciało pracować / bo jest alkoholikiem / bo woli żerować na innych zamiast wziąć się za siebie. 
B: Bo miał pecha urodzić się lub wychować w niedopowiednim dla rozwoju środowisku / bo zachorował / bo niesprawiedliwie go potraktowano. 

4. Wyobraź sobie, że Twój sąsiad właśnie kupił sobie nowy, wypasiony samochód swoich marzeń. Dlaczego nagle go stać na taki wydatek? 

A: Bo ciężko na to pracował / bo rozsądnie dysponował budżetem. 
B: Bo nieuczciwie zdobył pieniądze / bo mu się przyfarciło i np. wygrał w totka. 

Już? Prawdopodobnie domyślasz się już, o jakim mechanizmie chcę dziś opowiedzieć. Wszystkie odpowiedzi A wskazywały na wewnętrzne przyczyny jakichś zdarzeń i zachowań. Odpowiedzi B zaś zawierały przyczyny zewnętrzne.

Okazuje się, że ludzie mają pewne tendencje we wskazywaniu takich przyczyn – w zależności od tego, czy oceniają zdarzenia pozytywne (sukcesy), negatywne (porażki) oraz czy mówią o sobie – czy o innych ludziach. 

Atrybucje to wnioskowanie o przyczynie zachowań. I większość ludzi jest w nich bardzo tendencyjna. Psychologowie odkryli, że gdy oceniamy czyjąś porażkę, najczęściej uznajemy ją za efekt wewnętrznych cech człowieka. Np. jeśli komuś coś się nie uda, myślimy, że był zbyt głupi lub leniwy, by mu się udało. Nie zdał egzaminu, bo się nie uczył. Nie osiągnął sukcesu, bo był leniwy. Żyje w nieszczęśliwym związku, bo sam sobie taki związek stworzył. Zupełnie nie doceniamy wpływu czynników zewnętrznych, np. środowiska, szczęścia / pecha lub choroby. 

To zjawisko w psychologii społecznej nazywa się podstawowym błędem atrybucji

Podlegamy też innemu mechanizmowy – egotyzmowi atrybucyjnemu, który przejawia się w szukaniu przyczyn zewnętrznych dla własnych niepowodzeń i przyczyn wewnętrznych dla własnych sukcesów. 

Dlaczego tak się dzieje? Bo nasze umysły bardzo wytrwale bronią naszej samooceny i dbają o to, żebyśmy nie myśleli o sobie źle. To jedno z najgorszych uczuć, z jakimi przychodzi się nam mierzyć. Jeśli myślimy o sobie źle, uznajemy siebie samych za złych, głupich lub niekompetentnych, automatycznie spada też nasze samopoczucie i pogarsza się jakość naszego życia. Dlatego najczęściej automatycznie próbujemy sobie tę samoocenę windować właśnie egotyzmem atrybucyjnym

I o ile ten drugi błąd atrybucji nie jest jakoś specjalnie szkodliwy (no, może poza skrajnymi, narcystycznymi przypadkami), to pierwszy może wyrządzić dużo krzywd. Bo na pewno nie raz słuchaliście komentarzy (lub czytaliście takie w internecie), że ktoś, komu źle się powodzi, „sam sobie na to zasłużył”. 

Bardzo przykro się to czyta. Dostaje się w ten sposób ofiarom przemocy domowej, samotnym matkom, bezdomnym, ludziom żyjącym w skrajnej biedzie lub w samotności. Zawsze wtedy znajdzie się ktoś, komu w życiu się względnie powiodło i kto z lekkością wstukuje w klawiaturę swojego wypasionego laptopa słowa: 

Trzeba było pomyśleć, zanim się rozłożyło nogi i robiło kolejnego bachora. A nie teraz narzekać, że nie ma za co kupić mu pieluch lub z kim zostawić, gdy zachoruje. 

Nie bierzemy pod uwagę, że człowiek wychowany np. w konserwatywnym, katolickim miasteczku czuje presję społeczności i obowiązek uprawiania niezabezpieczonego seksu ze swoim partnerem. Nie bierzemy pod uwagę też tego, że nasze świadome zakładanie rodziny jest wynikiem nie tyle „naszej wyjątkowej inteligencji”, ile szczęścia, że urodziliśmy się w otwartej światopoglądowo rodzinie, otrzymaliśmy wystarczające wykształcenie i środki finansowe, by na to świadome rodzicielstwo zdecydować się dopiero w odpowiednim momencie. 

Nie mamy równego startu. 

Nie jesteśmy wszyscy na tej samej linii, gdy zaczynamy wyścig po sukces i życiowe szczęście. 

Jedni z nas rodzą się w bezprzemocowych, kochających rodzinach, w dużych miastach, dostają czas i kasę na studiowanie, mają wokół fajnych znajomych, chodzą w wygodnych butach i dostają komplet szczepień. 

Inni rosną pod opieką alkoholików lub przemocowców, ledwo spinając koniec z końcem, nie mając dostępu do edukacji wykraczającej ponad podstawówkę i cały czas czując jakąś presję otoczenia dotyczącą np. odpowiedniej pracy lub odpowiedniego związku. 

Jest masa czynników zewnętrznych lub po prostu losowych, które wpływają na nasze życia i one też decydują o tym, czy nam się w życiu powiedzie czy nie. Warto o tym pamiętać następnym razem, gdy będzie nas korciło, żeby kogoś zmieszać z błotem za to, że jest w ciężkiej sytuacji.