Kobieta w połogu powinna być wachlowana!

Pamiętam te rozmowy z przyjaciółką… Że jak urodzę, to nie będę miała czasu na przyjaciół, bo się zakopię w pieluchach, sypiać nie będę, no nie będzie jak się spotkać. Ja twierdziłam, że będzie inaczej. Na co ona, że każdy tak mówił, a potem przychodził potwór połóg i już nigdy nic nie było jak dawniej. Bo to od połogu się wszystko zaczynało.

(do muzycznej ilustracji tekstu o połogu najlepiej pasuje ta ścieżka dźwiękowa)

Połóg to okres 6 tygodni po porodzie, gdy organizm kobiety stopniowo powraca do stanu sprzed ciąży a ona i dziecko uczą się wzajemnie swojej obsługi. Bo to nie tylko termin określający stan matki, ale też jej relacji z dzieckiem – kiedy to oboje muszą wiele się nauczyć, złapać wspólny rytm karmienia, spania i zabiegów pielęgnacyjnych. Macica się kurczy, rany goją, opuchlizna ustępuje, dziecko zaś je, śpi i sra, od czasu do czasu domagając się lulania – i we wszystkim niezbędna jest mu mama.

To jest chyba najbardziej zaskakujący czas w moim życiu i choć wiele słyszałam o początkach macierzyństwa od innych matek – dopiero moje własne doświadczenie tak naprawdę otworzyło mi oczy. Już rozumiem. I już wiem, jak wyjaśnić tę tajemnicę przyjaciółce, innym ciężarnym oraz facetom, którzy po prostu nie zdają sobie sprawy z wielu elementów tego czasu.

„Nie będziesz miała na nic czasu!”

OK, to prawda. W pierwszych dniach łapałam się na tym, że nic nie jem, a żeby pójść pod prysznic, musiałam angażować do pomocy mamę lub faceta. No bo przecież nie zostawię dziecka bez czujnej pary oczu i troskliwej pary rąk. Nawet na 5 minut. No właśnie. Brak czasu na pracę, przyjaciół i samą siebie w dużej mierze nie wynika z faktycznego braku czasu, ale z braku chęci na robienie czegokolwiek innego niż zajmowanie się dzieckiem.

Odpowiadają za to narkotyki, jakimi szprycuje młodą mamę Natura tuż po porodzie. No mogę godzinami patrzeć na mordkę Conana i jest to zajęcie o niebo ciekawsze niż telewizja, książka czy znajomi. Mogę zostawić go zdrowego, przewiniętego i nakarmionego na pół godziny i wziąć tę kąpiel, ale.. po prostu nie chcę. To trochę jakbyś dostał megawciągającą książkę do czytania i cały dzień tylko myślał o tym, że jak wrócisz do domu, to otworzysz tę książkę i będziesz czytał dalej. Takie jest dziecko tuż po narodzinach. Mam ochotę je zjeść, wytarzać się w nim, wyperfumować jego zapachem, owinąć się w jego miękkość i generalnie żyć tylko patrzeniem w jego oczy i czekając na uśmiech, który pojawia się tak niespodziewanie. Myję się i jem tylko przez rozsądek ;)

Tak, dziecko jest absorbujące, bo wymaga ciągłej czujności, ale nie przesadzajmy, że to jakiś koniec świata. W tych interwałach półtoragodzinnych pomiędzy karmieniami można robić różne pozadzieciowe rzeczy. Trzeba tylko pamiętać, że każda z nich musi być podporządkowana dziecku – czyli że trzeba będzie je czasem przerwać, przełożyć na później lub w ogóle zostawić. Ten artykuł na przykład piszę już od trzech dni, w tych małych przerwach między karmieniem, przewijaniem i tuleniem. :)

Pisanie tekstu jest przy dziecku trudne, bo ciężko się skupić, ale już grać w karty można – zwłaszcza, jeśli stół jest na odpowiedniej wysokości i można tylko tulić śpiące dziecko na zmianę z karmieniem go piersią, nie przerywając gry.

Naćpanie oksytocyną też jakby łagodnieje i z czasem coraz częściej oddaję małego pod opiekę Sebie lub MR, a sama zajmuję się sobą lub pisaniem. No i zaczęłam odciągać mleko, żeby za miesiąc mieć zapas wystarczający do wyjścia z przyjaciółmi na miasto i picia kulturalnie whisky do białego rana. :)

Z pełną stanowczością podtrzymuję tezę, że bycie mamą jest mniej męczące niż bycie kierownikiem produkcji, co oczywiście nie oznacza, że jest łatwe. Po prostu bycie kierownikiem produkcji jest trudniejsze. :)

„Dziecko nie da ci spać!”

No racja. Tu myślałam, że będzie lepiej, ale niestety Conan, gdyby mu pozwolić na jedzenie na żądanie, to by mnie budził co godzinę. Ma co prawda takie dwie fazy w ciągu doby, gdy sam z siebie przesypiał po 3 godziny, ale były bardzo niepewne, nieregularne i to mi nie wystarczało, żeby samej się wyspać. Dlatego wprowadziłam mu jednak pewne ograniczenia, o których napiszę więcej w artykule o karmieniu piersią.

Teraz zaś zaatakował mnie tak zwany „kryzys laktacyjny”, czyli mam mniej mleka niż wcześniej, przez co Conan się nie najada, więc właściwie ssie pierś bezustannie. Jest godzina 10, jestem po nieprzespanej nocy, podczas której karmiłam go chyba z 10 razy. Spaaaaaać.

Jedynym rozwiązaniem na brak snu poza kryzysem laktacyjnym jest zaś dostosowanie się do dziecka i jego rytmu. Śpi? Też śpij. Olej sprzątanie, gotowanie lub inne pierdoły. To zrobisz, jak się wyśpisz. OK, nie wyśpisz się, bo np. ja potrzebuję do wyspania się 8 – 9 godzin nieprzerwanego snu, a takie drzemki na 3 godziny (i to z czujnością 100, bo matka nie może spać jak kamień) to tylko namiastka wypoczynku. Ale 3 godziny lepsze niż nic.

Na pocieszenie młodym mamom dodam, że długość nocnego snu Conana wydłuża się z dnia na dzień, i to tak dość wyraźnie. Czuję, że za miesiąc lub dwa będzie już tylko jedna pobudka w nocy około godziny 3, a jak mały będzie miał pół roku – prześpi już całe 6 godzin.

„Będziesz miała problemy z karmieniem”

Piszę o tym oddzielny tekst, więc nie będę się tu rozwlekać, ale grunt, że ani z mlekiem ani z odruchem ssania u małego nie było żadnego problemu. Kilka dni po porodzie miałam problem z bolesnością piersi i brodawek sutkowych, przy nawale (Nawał i Kryzys Laktacyjny to też dwa potwory śmiało konkurujące z Połogiem). Ale potem ból minął i teraz jest wszystko bajecznie :) W ogóle karmienie piersią mnie mocno zaskoczyło pod kilkoma względami, ale o tym w następnym artykule.

Jak sobie radzą samotne matki!?

Nie jestem w stanie tego pojąć. Serio. Bez pomocy Seby lub mamy nie dałabym sobie rady, więc kobieta, która wraca do domu z dzieckiem i nie ma przy sobie rodziców lub partnera, jest dla mnie siłaczką. Jest tyle rzeczy, których sama nie zrobię: począwszy od powrotu z dzieckiem ze szpitala , przez różne zakupy, rejestracje w przychodniach, zrobienie herbaty, pomoc w lulaniu płaczącego dziecka, gdy chcę się trochę przespać w spokoju, noszenie wózka, karmienie (mnie, nie dziecka), podawanie różnych kremów, pieluch, gdy się skończą.. eh.. mogłabym długo tak wymieniać.

Bo choć można w połogu znaleźć chwilę dla siebie lub na pracę, to jest też mnóstwo spraw, których samotnie załatwić nie sposób – albo jest to po prostu bardzo trudne.

Najgorsze są pierwsze dni, tygodnie. Potem robi się coraz łatwiej, bo mama zgrywa się z dzieckiem i uczy się jego rytmu, nabiera wprawy w przewijaniu i rozpoznaje rodzaje płaczu. Ale początki są naprawdę trudne. Emocjonalnie byłam wyprana po szpitalu. Zmęczona, niewyspana, głodna – choć z tego ostatniego nie zdawałam sobie sprawy. Ciągły stres: czy on nie płacze, bo jest chory? Czy na pewno nie jest mu za zimno? Czy dwa dni nierobienia kupy to norma? Nowe uczucia, nowa rola, brak fizycznych sił i wiedzy, jak obsługuje się noworodka. Musiałam (i chciałam!) zdać się na instynkt, ale do tego musiałam mieć możliwość skupienia się na dziecku. Tak, to jest moment, gdy cholernie potrzebna jest pomoc. Spokojna, wyrozumiała pomoc, która potrafi życie początkującej matce uratować. Przewijanie dziecka, codzienna kąpiel malucha, pomoc w podawaniu różnych przedmiotów, poduszek, ubrań oraz robienie posiłków dla mamy – to wszystko może wziąć na siebie tata lub rodzice młodej mamy.

Wspomnę też o tym, że laktacja jest w dużej mierze zależna od samopoczucia matki. Dlatego tak ważne, żeby nie miała dodatkowych zmartwień, by była jak najbardziej wyluzowana i wypoczęta, jak się da i żeby było jej wygodnie. Wtedy mleko leje się strumieniami. :)

Dlatego, drodzy panowie, bierzcie urlopy tacierzyńskie i powachlujcie swoje kobiety podczas połogu. Należy im się.

Baby blues i depresja poporodowa.

To podobno dwie odrębne rzeczy i na szczęście żadna depresja (jeszcze!) mnie nie dopadła, ale doskonale pamiętam pierwsze dni po porodzie, gdy potrafiłam popłakać się z następujących powodów:
– Bo on jest taki piękny!
– Bo ja go tak strasznie kocham!
– Bo jestem taka szczęśliwa!
– Bo świat jest taki zły.
– Bo on może zachorować.
– Bo kiedyś mnie zostawi i pojedzie na studia.
– Bo w wiadomościach mówili o zamordowanej nastolatce. Co też muszą czuć jej rodzice!
– Bo miałam zły sen.

Za każdym takim atakiem płaczu tłumaczyłam sobie, że to chemia jest. Że zelżeje, że osłabnie. Wrócę do żywych. I faktycznie, z dnia na dzień jest coraz lepiej.

Seks podczas połogu

Ha

Ha ha

Hah hahahha ah ah aha hh ahahhahahah aha ha ha hahhhah ha h hha hhha hahahhahaha ha ha ha ha ha h ahahhaha ha ha hh ha h hhhhHAHHHA  AHHa h h AH AHHAH h HA HH AH h AH H hh HA h HA HA AHh H  hHA AHAHH AHA HH AHAAAA AH HHAH H H AH HAH AH AH HA HA HA AH HAHA H HAH hah ha hh ah ha ha h h ahh hah h h haaa  a a a  a a  aaaaaa  ziieeeeeeeeew…

chrrrr….
chrrrr….
chr…..
rrrrr…..
chrrrrr….