Pomóż albo wyjdź.

…A już na pewno nie dotykaj.
Nie nie, nie chodzi o to, że nie lubię być dotykana. Ja uwielbiam się przytulać, spać w męskich objęciach i być drapaną po pleckach. Generalnie jestem dotykowa. Są jednak takie czynności, podczas których chcę mieć spokój.

Na przykład w kuchni.
Nie umiem gotować. Zawsze mi się myliło, jak to dokładnie było w powiedzeniu „kobieta powinna być kucharką w sypialni, damą w kuchni i dziwką na salonach”. Chyba tak to szło… Nie ważne jednak, czy robię w kuchni trzydaniowy obiad czy kanapkę z dżemorem, kuchnia ma być pusta. Nic nie wkurza tak jak facet, który nagle podchodzi do krojącej cebulę kobiety i przytula się do niej od tyłu. Jakiś atawizm do cholery jasnej? Co jest z Wami, że jak widzicie babę przy garach, to od razu musicie ją złapać za dupę albo cycki?! Albo skubać coś z miski. Albo mruczeć do ucha. Albo akurat w tym momencie robić sobie herbatę, plącząc mi się pod nogami. Idź sobie pograć w plejaka, peesa, peceta, w bierki sobie idź pograć, byle nie w kuchni.

To samo tyczy się sprzątania. Ale nie tylko. Jeśli Twoja kobieta pracuje w domu, pisze coś na kompie, wymyśla coś kreatywnego, rysuje, kod pisze, a nawet leży na podłodze, patrząc w sufit, bo właśnie porządkuje sobie myśli w głowie – to mimo że jest w domu, tak naprawdę jej w domu nie ma. Jest w pracy. I potrzebuje spokoju. To jest właśnie powód, dla którego nie lubię pracować w dzień i prowadzę nocny tryb życia. Bo tylko o 2 a.m. mam względną pewność, że nikt nie będzie do mnie dzwonił, przychodził do mnie z pierdołami, prosił mnie o sprawdzenie czegoś w necie albo bujał mi fotel. Każdy taki rozpraszacz przerywa mi proces tworzenia, marnuje moją pracę i wkurza.Tu macie bardzo dobry tekst o tym, czemu programiści pracują w nocy, ale myślę, że spokojnie dotyczy on po prostu twórców.

No i jeszcze komputer mi został. Nie wiem, czy Wy też tak macie, ale nienawidzę, gdy ktoś siada do mojego komputera. Tu nawet nie chodzi o to, że mógłby zobaczyć coś, co jest prywatne. To problem dużo bardziej złożony. Komputer jest moim miejscem pracy. Nie tylko, ale w bardzo dużej mierze. To moje biuro, moja księgowa, moje narzędzie do pisania, rysowania, zbierania inspiracji. I jak we własnym gabinecie, mam w swoim komputerze pewien system porządkowania treści, który dla przeciętnego gościa może wydawać się bałaganem. Nie jest trudno, nawet przypadkiem, zmienić mi czegoś w ustawieniach, przełożyć coś nie na swoje miejsce, skasować jakąś zakładkę, która była dla mnie ważna, od/za-instalować coś. I to mi potem komplikuje życie. Nie wspominając już o tym, że czasem w trakcie pracy na chwilę odchodzę od kompa np. po herbatę, ale liczę na to, że gdy wrócę, będę mogła od razu zająć się tym, co zostawiłam. I jeśli wtedy widzę, że mi ktoś do lapa usiadł „na chwilę”, to się wkurzam. Właściwie jest tylko kilka osób, którym ufam z moim komputerem i nie jest to ani mój facet ani moja siostra ani mama. To są bardzo konkretni informatycy. A i oni nigdy nie siadają do niego bez wcześniejszego uzgodnienia tego ze mną, bo sami doskonale zdają sobie sprawę, jakie to irytujące.