Przypomnij sobie swoje dzieciństwo i te wszystkie wulgaryzmy, których nie używałeś

Dziś będzie wpis o wulgaryzmach, ale ponieważ zdaję sobie sprawę, że większość tego purytańskiego społeczeństwa nigdy nie skalało się żadną k… i ch… na ustach, postanowiłam nie użyć ani jednego brzydkiego słowa aż do końca tego wstępu. Wstępu, który będzie pewnie widoczny na fejsbuku. Dlatego jeszcze chwilkę, tak dla pewności, poopowiadam trochę o słoneczku, tęczy i jednorożcach. O cholera, właśnie zdałam sobie sprawę, że słoneczko i tęcza też się w tym kraju kojarzy… no cóż. Chyba już mogę normalnie, prawda…?

No właśnie. Nie lubię tych wszystkich kropeczek w k… i ch…, bo one robią z odbiorcy debila, który albo może sobie to słowo dopowiedzieć w myślach, jeśli je zna (a zna je już każde dziecko, które umie pisać), więc wychodzi na to samo, co gdyby nadawca po prostu je napisał – a jeśli drogi czytelnik nie zna, to po prostu nie wie, o co chodzi w tekście. Tak więc tu będą wszystkie kurwy, chuje, jebania, pizdy pisane normalnie, bez kropek. Moje zdanie na temat wulgaryzmów jest zresztą dość jasne i jawne od dawna, bo mam do nich podejście językoznawcze:

Nie ma czegoś takiego jak „złe słowo”. Słowa nie są złe ani dobre, a ich uroda to też kwestia względna. Wulgaryzmy pełnią ważną funkcję w języku, bo mają za zadanie wyrażać ekstremalne emocje. Tak więc jeśli jesteś wkurwiony, to możesz spokojnie powiedzieć „kurwa”. Problem pojawia się wtedy, gdy mówisz „kurwa” zbyt często lub w nieodpowiednich sytuacjach – bo to oznacza, że albo masz problemu psychiczne z wiecznym wkurwieniem i powinieneś pójść z tym na terapię do psychologa – albo po prostu nie umiesz prawidłowo posługiwać się polskim słowem „kurwa” i używasz go błędnie, jako przecinka lub synonimu dowolnego innego wyrazu. Więcej o moim zdaniu o wulgaryzmach poczytasz tu (klik).

Nie o tym jednak chciałam. Chciałam o tym, że dzieci, poznając język i świat dorosłych, chcąc nie chcąc, poznają całe spektrum języka, w tym wulgaryzmy. I oczywiście te wulgaryzmy są dla dziecka przez pewien czas najatrakcyjniejsze, bo:

– dorośli się trochę ich wstydzą i starają się ich nie mówić przy dziecku.
– dziecko ma zakaz posługiwania się wulgaryzmami.
– wulgaryzmy dotyczą sfery seksualnej, która też jest dla dziecka sferą zakazaną, nawet jeśli właśnie rozwija swoją seksualność i jest jej wyjątkowo ciekawe.

Potem dziecko dorasta, kończy gimnazjum i w większości przypadków z fascynacji wulgaryzmami wyrasta. Przestają być dla niego atrakcyjne, bo i sam seks już przestaje być jedną wielką niewiadomą. Takie dorastające dziecko, nastolatek, może już świadomie zdecydować, czy będzie raz na jakiś czas używało „kurwy” – czy w ogóle nie będzie, ale to się dzieje dopiero gdzieś w okolicach liceum, gdy mózg odzyskuje władzę nad ośrodkiem mowy, a genitalia i układ hormonalny skupiają się na swojej biologicznej funkcji (bo wreszcie mogą).

To nie zmienia faktu, że w podstawówce i w gimnazjum wszelkie wulgaryzmy (i to nie tylko wulgaryzmy, bo przecież klasa pęka ze śmiechu nawet na dźwięk słowa „penis”, które wulgaryzmem nie jest) są po prostu przemegazabawne, fajne, takie dorosłe, zakazane, rebelianckie, cool, wyczesane, zajebiste czy jak tam się teraz mówi. Dlatego cała gimbaza (a za moich czasów po prostu cała podstawówka) wyłapuje z popkultury wszystko to, co zawiera wulgaryzmy, uczy się tego na pamięć i potem szpanuje przed kumplami znajomością tekstów.

Moje pokolenie jarało się takimi perełkami jak „Wszystko chuj” Elektrycznych Gitar, szeroka twórczość Kazika Staszewskiego czy, o własnie, piosenką niedoszłego pana prezydenta Kukiza, czyli kawałkiem „Rodzina słowem silna” zespołu Piersi z uroczym fragmentem:

Spierdalaj! Odpierdol się
Idź w pizdu, jebaj się, odjeb się
Spierdalaj! Odpierdol się
Idź w pizdu, jebaj się, odjeb się

Piszę o tym dlatego, że w wasilkowskiej szkole na dyskotece uczniowie puścili sobie piosenkę „Klub go go” rapera Popka i okazało się, że wszyscy znają tekst oraz zawarte w nim wulgaryzmy (tu macie artykuł opisujący wydarzenie). Dyrektorka szkoły wezwała policję, a uczniowie, którzy nagrali filmik z dyskoteki zostali ukarani naganą i mogą nawet zostać wywaleni ze szkoły.

Tu nawet nie chodzi o to, że Popek i jego „Klub go go” może się schować pod względem wulgaryzmów przy piosenkach z mojego dzieciństwa. Ani o to, że takie piosenki są chyba pisane specjalnie pod gimbazę, bo jaki normalny, dorosły człowiek będzie się jarał słowem „pizda” i porównywaniem kobiet do świń. Tu chodzi o to, że w mojej podstawówce, w podobnych sytuacjach, przychodził pan dyrektor, wyłączał piosenkę (czasem rekwirował kasetę, co było wyjątkowo okrutne z jego strony), groził paluszkiem i sobie szedł. A dziś wzywa się policję.

Czy ja coś przegapiłam i wiedza dotycząca psychologii dziecka dokonała jakiegoś spektakularnego regresu? Pedagodzy nagle zapomnieli, że dziecięca fascynacja zakazanym owocem w postaci wulgaryzmów jest zjawiskiem normalnym i przejściowym? A może dyrekcja szkoły w Wasilkowie nigdy nie miała po 12 lat i nigdy nie śpiewała Elektrycznych Gitar?

Rozumiem, że dorośli nie mogą akceptować dzieciaków skaczących w szkole i krzyczących „pizda”, ale naprawdę wystarczy wejść, zapalić światło, wyłączyć muzykę i pogrozić paluszkiem. Chyba że dziś dyrektorski palec już nie jest nikomu straszny…