Walczysz w słusznej sprawie? Nie bądź bucem.

Wiecie, co jest najsmutnieszym dla mnie zjawiskiem w kwestii moderowania komentarzy i reagowania na nie? Nie to, że pojawiają się ludzie o innych poglądach (to przecież normalne), nie to, że pojawiają się hejterzy (też już przywykłam). Najbardziej mi przykro, gdy w obronie mojego tekstu, przeciwko takiemu hejterowi lub komuś o odmiennych poglądach staje mój stary czytelnik i… obraża. Mam wtedy naprawdę twardy orzech do zgryzienia, bo komentarz kogoś zupełnie obcego, kto obraża adwersarza w dyskusji łatwo skasować – ale już wypowiedź starego czytelnika, co do którego kultury i inteligencji nie miałam do tej pory wątpliwości, kasuje się z bólem, jakby się mu przykrość robiło. A ja nie lubię robić przykrości.

No właśnie – o to w tym wszystkim chodzi: o nierobienie przykrości. Niedawna kampania przeciwko hejtowi w sieci ładnie pokazuje, jak różnie zachowamy się w sytuacji wirtualnej, gdy nie mamy bezpośredniego kontaktu z drugim człowiekiem oraz w realu, gdy musimy osobie obrażanej spojrzeć w oczy. Nie obrazimy już człowieka, który przed nami stoi. Nie zrobimy tego u siebie w domu, u niego w domu ani w miejscu publicznym. Tak nas wychowali rodzice, szkoła i generalnie przyjęty savoir-vivre. Sieć takiej etykiety nie wprowadziła, choć przecież starała się i różne sieciowe zasady dobrego wychowania powstawały.

Wiem, że to sytuacja zaaranżowana, ale i tak założyłabym się, że gdyby wyjąć takich internetowych hejterów ze środowiska wirtualnego i posadzić ich w fotelach w poczekalni, prosząc o nawiązanie rozmowy, byłaby podobna do tej na filmie. Byliby dla siebie mili, życzliwi, wyrozumiali. To w sieci wychodzą z nas demony. To bezpieczna, fizyczna odległość sprawia, że czujemy się bezkarni.

I wiecie, co jest najgorsze? Że cała masa hejterów nie nazywa się hejterami, bo im się zwyczajnie wydaje, że walczą w słusznej sprawie i tępią głupotę. Myślą, że mają misję. Że są „tymi dobrymi”. Chciałabym zdradzić im sekret: ta druga strona też jest przekonana, że ma rację. I też myśli, że walczy w słusznej sprawie.

Zanim przyznasz mi rację i skrytykujesz tych ludzi, zastanów się, czy czasem nie bywasz jednym z nich. Tak, ty.

Drogi czytelniku, chciałabym, żebyś nigdy nie wpadł w pułapkę stuprocentowej pewności, że masz rację w danej dyskusji. Chciałabym, żebyś za każdym razem, gdy z kimś rozmawiasz, wchodził na chwilę w buty adwersarza i starał się zrozumieć, co ON ma na myśli – a nie tylko starał się sprawić, żeby on zrozumiał, co TY masz na myśli. A tak najbardziej to bym chciała, żebyś – niezależnie od tego, z kim i na jaki temat rozmawiasz – nigdy nie obrażał swojego rozmówcy, nie stosował niskich chwytów erystycznych i nie próbował go zranić swoimi słowami, nawet jeśli to on zranił Ciebie pierwszy. Bądź lepszy. Bądź ponad to.

Jeśli dyskutujesz z kimś w internecie, powiedzmy… u mnie pod wpisem w komentarzach, spróbuj sobie wyobrazić, że stoicie na przeciw siebie w rzeczywistym świecie, u mnie w domu, popijacie herbatę, którą wam przyniosłam i podjadacie ciasteczka. Pies leży wam u nóg, ktoś na kanapie głaszcze kota, który wyjątkowo mruczy a nie obsikuje komuś poduszkę, bo jest wrednym kocurem, generalnie jest miło i przyjemnie. Twój rozmówca może być za prawem kobiety do aborcji – a ty przeciw temu prawu lub odwrotnie. Twój rozmówca może być kimś, kto miał zły dzień w pracy, więc wziął do siebie jakieś twoje słowa i nagle stał się trochę nieprzyjemny. Czy wstajesz, wylewasz mu herbatę na koszulę i nazywasz głupkiem? Mówisz mu, że śmierdzi, że pewnie dawno seksu nie miał albo że powinno się go wysłać do psychiatry?

Nie, tłumaczysz mu dalej, cierpliwie, o co Ci chodzi. Próbujesz go uspokoić, dając mu znać, że nie zamierzałeś go w swojej wypowiedzi zaatakować. Albo po prostu dziekujesz za rozmowę i idziesz pogadać z kimś innym, bo to nie na twoje nerwy.

Pamiętaj, że z każdym argumentum ad personam, z każdym hejtem, z każdą wredną złośliwością nie tylko wychodzisz na coraz większego buca, ale też coraz gorzej świadczysz o poglądzie, którego chcesz bronić.

Dlatego, na litość Buzka, bądź kulturalnym rozmówcą, nawet w internecie. Nie rób innym przykrości, nawet jeśli „na nią zasłużyli”. A jeśli jeszcze nie czujesz się jak na wykładzie „u pani”, to masz tu dwa teksty o hejcie, które warto przeczytać, zanim się kogoś w necie (i nie tylko) obrazi:

O otwartości umysłu, empatii i tolerancji – artykuł, który spotkał się z bardzo dobrym odbiorem w internecie, nawet wśród ludzi o zupełnie odmiennych poglądach.

Jak nie być hejterem – krótka recepta na to, jak nie wpaść w pułapkę hejtu, bo wbrew pozorom bardzo łatwo w nią wpaść.