Witam, panie Michale. Podpisano: Internet.

O CO CHODZI?

Michał Rusinek, sekretarz Wisławy Szymborskiej, opublikował w czwartek następujący status na fejsbuku:

przestaję odpowiadać na listy, które rozpoczynają się od „witam”

Na reakcję Internetu nie trzeba było długo czekać. I reakcja ta była głównie negatywna. Oczywiście znalazło się też sporo zwolenników Rusinka, którzy zalajkowali jego post i przyklasnęli mu w komentarzu. Profil autora ożył też natychmiast a krakowska Gazeta.pl błyskawicznie przygotowała z nim wywiad na temat kontrowersyjnego oświadczenia. Wynika z niego, że Michał Rusinek nie lubi słowa „witam” na początku maila, bo uważa, że „używanie tego słowa jest zasadne tylko w jednej sytuacji. Tak może do nas powiedzieć gospodarz lub gospodyni, kiedy do niego/niej przychodzimy. Jest wtedy powitaniem, a nie przywitaniem”. Dowiadujemy się też, że drażniący jest dla niego zwrot „panie Michale” a „pozdrawiam” na koniec listu jest kłopotliwe, bo nie ma już w tym serdeczności.

CO MÓWIĄ JĘZYKOZNAWCY?

Mówią, że Rusinek nie ma racji. Owszem, słowo „witać” pochodzi od witati czyli „mieszkać” i pierwotnie było używane jedynie w kontekście przyjmowania gości (Aleksander Brückner, Słownik etymologiczny języka polskiego, Warszawa 1957). To znaczenie przetrwało w takim słowie jak zawitać. Nawet jednak Brückner przyznaje, że znaczenie tego słowa się zmieniło (już wtedy!). Potwierdzają to współcześni językoznawcy.

Kiedy ktoś wita kogoś lub kiedy wita się z kimś, to wyraża radość lub zadowolenie ze spotkania z nim, np. mówiąc mu dzień dobry lub podając rękę. (…) Słowa „witam”, „witamy” używane są jako formuły powitania, zwłaszcza w sytuacjach powitalnych.

Mirosław Bańko, Inny słownik języka polskiego, Warszawa 2000

Wyraz używany jako pozdrowienie, zwykle w sytuacjach oficjalnych lub w odniesieniu do osób nam bliskich. Np.: Witamy państwa i zapraszamy do oglądania naszego wieczornego programu. Witam państwa na kolejnej sesji giełdowej. Witamy miłych gości! Witaj kochanie!

Andrzej Markowski, Nowy słownik poprawnej polszczyzny, Warszawa 1999

Widzę, że tylko Bralczyk podziela niechęć Rusinka do „witam”, ale robi to w sposób dużo bardziej tolerancyjny i przyznaje, że trzeba będzie zaakceptować nowe (sic!) znaczenie tego słowa.

CO MÓWI UZUS?

Michał Rusinek w wywiadzie dla Gazety.pl: Kiedy studenci piszą do mnie mejle, które zaczynają się od „witam”, to jak mam to odebrać? Że internet jest ich przestrzenią, że są jego gospodarzami?

Żeby tak to odebrać, trzeba założyć, że studenci specjalnie używają pierwotnego znaczenia słowa „witam” a chyba nikt o zdrowych zmysłach i znajomości współczesnego języka polskiego nie będzie ich o to posądzał. Studenci używają po prostu słowa „witam” tak, jak ich do tego uprawnia jego definicja. Jako pewnej formułki na przywitanie się z drugą osobą. Formułki używanej powszechnie, rozumianej przez większość społeczeństwa, usankcjonowanej przez słowniki. Odbieranie tego jako deklarację, że „internet jest moją przestrzenią” jest stanowczym nadużyciem, które jest dla mnie wyrazem jakiegoś kompleksu związanego z siecią. Nie wiem, może Michał Rusinek czuje się tu niepewnie. Może trzyma się przestarzałych formułek, bo jest to sfera, w której jest silniejszy od przeciętnego internauty? W wywiadzie widzę też kompleks krakusa, zarówno u Michała Rusinka jak i u prowadzącej wywiad. Spójrzcie zresztą na printskrina. Kraków chce edukować Warszawę (ale ona i tak nie zrozumie) ;)

Ach, ta pokusa diagnozy psychologicznej jest czasem silniejsza ode mnie. Przepraszam, panie Michale. Och! przepraszam ponownie, szanowny panie. Przecież tylko się droczę ;)

Dla mnie słowo „witam” jest bezcennym wytrychem, którego można używać zamiast sztywnego „szanowny panie” (zwłaszcza, jeśli nie wiemy, czy adresatem będzie mężczyzna czy kobieta. Jestem wyjątkowo uczulona na wszelkie „Szanowny panie / szanowna pani”), bo bardzo wielu ludzi używa tego zwrotu ironicznie, gdy adresata notabene nie szanuje (vide michnikowskie „wielce szanowny panie pośle”).

KAŻDY MA SWOJE DZIWACTWA JĘZYKOWE

Tak. Choć nie podzielam zdania Michała Rusinka, jego podejście szanuję, akceptuję i wręcz uważam za fajne. Bo fajnie, że ludzie mają swoje sympatie i antypatie wśród słów. Michał Rusinek szanuje etymologię „witam” i lubi, gdy pamiętają o niej jego rozmówcy. Nie ma w tym nic złego. Sama czasem staję w opozycji do językoznawców np. w przypadku „mi to się podoba”, gdzie wbrew słownikom nie używam zalecanego na początku zdania „mnie” albo w słynnym już na blogu tekście o „notabene”, gdzie twierdzę, że Kopaliński się …pomylił ;) Kominek kasuje komentarze, gdzie pojawia się znienawidzona przez niego emotikonka „:p”. W liceum zaś do wszystkich nauczycieli można się było zwracać per „pan”/”pani”, ale jedna romanistka wymagała, by mówić do niej „pani profesor”. Było to dla mnie o tyle kłopotliwe, że nigdy nie zaakceptowałam tego zwyczaju nazywania magistrów (a czasem nawet nie) w szkołach średnich tytułem, który trochę trudniej jest osiągnąć i który moim zdaniem był zarezerwowany dla prawdziwych profesorów. Ale cóż.. Szkoła nie bajka, trzeba się było dostosować. Gdybym miała zajęcia z Michałem Rusinkiem pewnie też zaczęłabym się pilnować, by maili do niego nie zaczynać od „witam”.

Poza tym czasem mam wrażenie, że cała ta afera z „witam” została wszczęta celowo, by skupić uwagę na MIchale Rusinku i wydarzeniu dużo ciekawszym od formułek powitalnych – a mianowicie na nagrodzie literackiej im. Wisławy Szymborskiej, która to nagroda ma w przyszłym roku zrobić trochę zasłużonego zamieszania w polskim świecie literackim – a Bug mi świadkiem, że ten światek rewolucji potrzebuje i trochę szumu medialnego się przyda.

Coś mi też mówi, że fejsbukowa deklaracja Rusinka jest raczej wyrazem pewnych preferencji językowych a nie faktyczną groźbą usuwania maili. Po prostu zbyt poważnie do tego podeszliśmy (m.in. ze mną, autorką tej długiej notki ;)), a to przecież tylko jeden z wielu statusów wrzucanych na fejsa. Ot taki językoznawczy odpowiednik:

Boże. Człowiek, który wymyślił cieliste legginsy, powinien zostać natychmiast powieszony (by Luca)