Wszystko jest zjebane

5 sierpnia, Wisła, kwadrans po północy, podjazd czterogwiazdkowego hotelu.
Wychodzę na papierosa, na dworze pustki poza jednym mężczyzną, który użycza mi ognia do papierosa. Jest w średnim wieku, niczym się nie wyróżnia, ale nie mam zbyt wielkiego wyboru.
– Mogłabym zapalniczkę?
– Proszę – odpowiada, trochę się zataczając.
– Jak się bawisz? – pytam z uśmiechem, wiedząc, że na dole gra dyskoteka i facet pewnie właśnie z niej wyszedł zapalić.
– Wszystko jest zjebane – odpowiada.
– Ale na przykład co? – śmieję się na myśl o nadchodzącej rozmowie. Kolejny pijany koleś pod dyskoteką, rozmowy o życiu po wódce, w głowie już układam treść wpisu na bloga ;) .
– Wszystko. Na przykład… – w tym momencie pod hotel podjeżdża taksówka z porysowanym bokiem – …to jest zjebane. Facet ma zarysowane drzwi. – mówi mężczyzna, unosząc się.
– Ale może to jemu nie przeszkadza?
– Nic nie wiesz. Jemu to przeszkadza, choć może o tym nie wie. Bo przyjdą klienci i może wsiądą. Ale może kobieta powie, że ten samochód jest zepsuty! I wtedy nie wsiądą.
– OK, może faktycznie tak się zdarzy… ale to wciąż jego problem, a nie twój. – mówię jak dziecku, przemawiając mu do rozsądku.
– Wiesz, to taka moja natura. Ja lubię pomagać ludziom. I jak widzę, że facet ma zjebany bok samochodu, to chcę, żeby przyjechał do mnie do warsztatu i ja mu ten bok naprawię. Bo ja chcę pomagać innym, ale inni nie pomagają mnie.
– No dobrze, ale po co się tym przejmujesz? To jest jego problem a nie twój. Spójrz prawdzie w oczy – mówię z uśmiechem, obracając faceta tyłem do samochodu i przodem do mnie, klasyczna technika rozproszenia… – stoisz sobie na papierosie z blondynką, Wisła, piękna noc, palicie papierosa, a ty gadasz o jakichś zarysowanych drzwiach jakiegoś taksówkarza i się tym denerwujesz.

Facet spojrzał w dół, zaśmiał się i bardzo spokojnym głosem, powoli, odpowiedział:
– Masz rację. Oczywiście masz rację. Ten samochód to nic. Wiesz… moja żona ma raka kości. Wywaliłem na nią kupę pieniędzy. Żeby ją ratować. Ona jest… – tu patrzy na mnie od stóp do głów, ale wzrokiem wyzutym z wszelkiej seksualności – twojej postury. Ale cała siadła. Jest malutka, połamana. Ta choroba ją zniszczyła i niszczy nadal. Wiesz, o czym mówię? Nie… oczywiście nie wiesz. Nie masz pojęcia o czym mówię. Przeszliśmy chemię. To już za nami. Byliśmy u wielu lekarzy, ale nie dają jej szans. A to jest moja żona. Rozumiesz? Moja żona. Jesteśmy razem 25 lat i nic nie mogę zrobić. Byłem u jej rodziny w mieście. U jej znajomych. Nic. Wydałem na leczenie wszystkie oszczędności. Sprzedałem wszystko, co można było sprzedać. A oni mi mówią, że nic nie mogę już zrobić. To wziąłem ją tutaj. Postanowiłem, że dam jej tę jedną noc. Noc w tym hotelu. Przyszedłem, zapłaciłem, jesteśmy dziś w hotelu i nocujemy w pokoju. Cały dzień byliśmy razem, śmialiśmy się i cieszyliśmy tym dzisiejszym dniem, a właściwie wczorajszym. Nie narzekałem na nic. Ja wszędzie widzę, że coś jest nie tak, ale tego dnia z nią byłem innym człowiekiem, uśmiechałem się i bawiłem z nią. Było wszystko dobrze, jakby i jutro miało być wszystko dobrze. Ona teraz śpi w pokoju, ja wyszedłem tylko po parę rzeczy z samochodu. Zaraz do niej wrócę. Ty nic nie rozumiesz. Nic.

Papieros się skończył. Mężczyzna patrzy na mnie takim wzrokiem, jakby patrzył obojętnie na obcego przechodnia i mówi dalej:

– Chodzi o to, że za tydzień podam jej dawkę, która kosztuje dziewięćdziesiąt tysięcy złotych. Dam radę. I za pół roku znowu podam jej tę samą dawkę, tez za te same pieniądze. Nie mam ich jeszcze. Ale będę miał. Dam radę. Będę pracował, kupię TIRa, zarobię. To jest moja żona i ona wyzdrowieje. Wierzę w to. Ale… nie ma szans, wiesz? Żadnych. Zero. Żadnej nadziei. Rozumiesz? Nic nie rozumiesz. – zatrzymał się na chwilę, patrząc na mnie tak, jakby właśnie zorientował się, że tu stoję – Czemu tak na mnie patrzysz?
– Słucham cię.
– Bzdura. – Żachnął się z uśmiechem, w którym była taka lekceważąca obojętność, że nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa. – Masz mnie w dupie. Idę stąd. – powiedział i bez zawahania odszedł w stronę parkingu.

Stałam tam jeszcze chwilę, patrząc na niego, jak znika za filarem. Jeszcze nigdy nie czułam się tak zgaszona.