Zagadka z księżniczką.

IMG_4941

Dzisiejszy tekst będzie bardzo nietypowy, ale nie mogę się powstrzymać, żeby się z Wami nim nie podzielić. Opowiem Wam bajkę, której brakuje zakończenia. To zakończenie jednak istnieje i – jeśli masz wystarczającą wiedzę – będziesz je znać. Żeby nie wyszło na to, że Segritta daje zagadkę i nie nagradza zwycięzcy – pierwszą osobę, która poda rozwiązanie zagadki zaproszę na moją ulubioną kawę w Huśtawce. Tak symbolicznie, ale zawsze :) Mam też nadzieję, że historia, którą zaraz przeczytacie, okaże się dla Was inspirująca, tak jak dla mnie była bardzo pomocna w zdefiniowaniu tego, co nazywam miłością.

Uprzedzam jednak, że jeśli jesteś fanem mocnych artykułów, poradników lub lekkiej treści do zjedzenia i zapomnienia 10 minut później, to dziś się tu nie najesz. Dziś jesteśmy bajkowi, metafizyczni, coelhistyczni wręcz. Enjoy :)

Za górami i za lasami żyła sobie księżniczka. To była piękna, ale bardzo okrutna księżniczka, bo obiecała kiedyś sobie, że nigdy żaden mężczyzna nie weźmie jej w posiadanie. Prawo jednak nakazywało jej wyznaczyć warunki, jakie musi spełnić kandydat na męża, więc sprytna księżniczka ułożyła trzy pytania, na które nikt poza nią nie znał odpowiedzi. Każdy, kto starał się o jej rękę, musiał się z tymi pytaniami zmierzyć. Gdyby odpowiedział dobrze, dostałby tron. Wystarczyło jednak, że udzielił jednej błędnej odpowiedzi a czekała go śmierć. Z naturalnych względów kandydatów było coraz mniej, choć raz na jakiś czas trafiał się śmiałek, który – wiedziony marzeniami o bogactwie, tytule i pięknej żonie – poddawał się próbie. I ginął.

Pewnego dnia do miasta przybył książę wraz ze swoim ojcem i jego młodą służącą. Książę był stworzeniem bardzo upartym i gdy raz coś sobie postanowił, trudno mu to było wybić z głowy. Gdy więc zobaczył księżniczkę, która z obojętnym triumfem obserwowała egzekucję jednego z kandydatów na męża, nikt już nie potrafił odwieść księcia od pomysłu zdobycia jej ręki. Nie pomogły błagania ojca. Nie pomogły też błagania służącej, która kochała młodego księcia wielką, bezwarunkową miłością i na myśl o jego śmierci sama nie widziała sensu istnienia.

Książę, nie ujawniając nikomu swojej tożsamości, poddał się próbie trzech zagadek i na każdą udzielił właściwej odpowiedzi. Prawo nakazywało, że teraz księżniczka będzie musiała go poślubić, ale – oczywiście – nie była z tego faktu zadowolona. Ach, gdyby mogła cofnąć czas, zmienić pytania albo nawet zabić tajemniczego zwycięzcę, zanim ten przeszedł był test… Nie mogła. Było już za późno. Dura lex, sed lex.

Są jednak tacy mężczyźni, których nie satysfakcjonuje sama nagroda. Chcieliby, aby przegrany podarował im ją z uśmiechem na ustach. Książę był jednym z nich. Obserwując rozterki ukochanej, wskazał jej furtkę, która da jej drogę ucieczki. Obiecał, że jeśli do świtu zgadnie ona jego imię – on dobrowolnie podda się karze śmierci.

Czas start. Księżniczka wydała rozkaz, że każdy, kto wie cokolwiek o tajemniczym adoratorze, musi się do niej zgłosić i wyjawić jej prawdę. Informacje zbierano przesłuchaniami, torturami i szantażem. Motywacja księżniczki była tak silna, że nikt nie mógł stanąć jej na drodze. Gdy w końcu wydało się, że w towarzystwie księcia widziano starego człowieka wraz ze służącą, natychmiast ściągnięto ich do pałacu. Do świtu pozostało bardzo niewiele czasu. Gdy sytuacja stała się krytyczna a stary człowiek ledwo trzymał się wątłej, cienkiej już nici życia, w jego obronie stanęła młoda służąca. Powiedziała, że tylko ona zna imię księcia, by odwrócić uwagę od swojego pana. Chwilę później popełniła samobójstwo, wbijając w swoje udręczone serce sztylet.

Niebo nad miastem zaczęło jaśnieć. Lada chwila gwiazdy znikną a różowe promienie słońca zakują księżniczkę w tak bardzo znienawidzone kajdany. Zostali w komnacie sami, ona i książę, bacznie obserwując horyzont. I wtedy on odezwał się, odpowiadając księżniczce na ostatnie zadane przez nią pytanie. Jedyne, na które nie musiał odpowiedzieć. Wyjawił jej swoje imię.

Ach, cóż za głupotę popełnił! Przecież teraz księżniczka może skazać go na śmierć i ściąć mu głowę na oczach tłumu. Jak mógł tak lekkomyślnie postąpić. I to tuż przed świtem, który uczyniłby go królem i mężem swojej wybranki. Księżniczka opuściła komnatę i wyszła na balkon, by ogłosić całemu światu, czego się dowiedziała. Tłum zamarł i wsłuchał się w jej słowa – a ona powiedziała:

– Jego imię to….

Kto wie?