Zastanów się, zanim zlinczujesz kogoś na fejsie.

Matka Rodzicielka bardzo wcześnie nauczyła mnie, że tajemnica korespondencji jest święta. Gdy miałam 5 lat, otworzyłam jakiś list urzędowy i dostałam lanie pasem z metalową sprzączką, potem nie dostawałam obiadu przez tydzień i codziennie musiałam klęczeć na grochu, słuchając Kombi. 

A tak serio – wystarczyło jej poważne, skupione spojrzenie i wyraźny komunikat, że nie wolno czytać nieswoich listów. Zapamiętałam tę lekcję na całe życie i nigdy już nie otwierałam cudzych przesyłek, nigdy nie zdarzyło mi się przeglądać prywatnych informacji na czyimś komputerze, w notatniku, na poczcie, gdziekolwiek. Nie ma wymówek. Nie ma, że „on mnie na pewno zdradza, więc mu wejdę na konto”. Nie ma, że „przecież nie ma nic do ukrycia”. Prywatna korespondencja jest prywatną korespondencją i czytanie jej bez wiedzy i zgody właściciela jest po prostu obrzydliwe i uwłaczające. I gdybym kiedykolwiek dowiedziała się, że mój facet przeglądał mojego maila, nie byłoby już o czym rozmawiać. Na szczęście ja umawiam się tylko z facetami z klasą :)

Niestety nie każdy ma klasę. Perfekcyjna Pani Domu, a właściwie jakaś grupa ludzi za ten program odpowiedzialna* fanów, zaliczyła ostatnio niezłą wtopę, publikując na oficjalnym* fanpage’u prywatną wiadomość od miłośnika pani Rozenek. Razem z danymi nadawcy (ukrytymi już na poniższym screenie)

Właściwie nieistotne, dlaczego to zrobili, ale przeczytajcie ich tłumaczenia:

Otóż to nie jest kwestia szacunku. To kwestia wychowania, kultury i wyobraźni. No i klasy. Nieważne, czy coś się toleruje czy nie. Pani Rozenek może nie tolerować lizania po stopach. Ktoś inny może nie tolerować pisania z błędami. Jeszcze kto inny może sobie granicę ustawić na słowie „witam” na początku maila. W żadnym przypadku jednak nie wolno upubliczniać prywatnej korespondencji wraz z danymi nadawcy – ani z żadnymi innymi informacjami, które mogłyby na tego nadawcę naprowadzić czytelnika. To naprawdę nie jest kwestia szacunku, bo nawet jeśli kogoś nie szanuję, może on bezpiecznie pisać do mnie prywatne wiadomości bez lęku, że potem jego znajomi na fejsie dowiedzą się, co tam do mnie napisał.

Rozumiem chęć piętnowania pewnych zachowań (choć nie rozumiem, po co piętnować lizanie stóp ;)) i nie widzę nic zdrożnego w publikowaniu gróźb, wiadomości wulgarnych lub spamerskich, ale na litość Buzka – nigdy nie powinno się ujawniać nadawcy. Czasem nawet nie wystarczy zakryć nick lub nazwisko. Czasem trzeba wykasować z maila nazwy miejscowe, wiek lub po prostu sytuacje na tyle wyjątkowe, że mogłyby kogoś naprowadzić na trop autora. Czasem nie wystarczy ukryć nazwiska, bo imię jest wyjątkowe. Jeśli się tego nie robi – traci się szacunek ludzi. Traci się ich zaufanie.

To samo tyczy się innych publicznych prób linczowania konkretnych osób – a raz na jakiś czas ze zgrozą odkrywam w sieci takie publikacje. Że jakaś laska zrobiła mi krzywdę, ukradła chłopaka, obgadywała mnie za plecami, łodewa – to ja napiszę o niej tekst ze zdjęciem i linkiem do jej profilu na fejsie. Żebyście na nią uważali!

No nie.

To jest żenujące, uwierzcie mi. To sprawia, że ja autorowi takiej publikacji będę się bała cokolwiek szczerze powiedzieć lub napisać. Zawsze już będę ostrożna w kontaktach z nim. Zawsze się będę pilnować i za nic w świecie nie napiję się z nim wódki, bo czuję wewnętrzny sprzeciw przed brataniem się z nim.

Pamiętajcie o tym, co tracicie WY, próbując „napiętnować” kogoś innego. Bo utracone zaufanie potem trudno odzyskać, o ile jest to w ogóle możliwe. 

UWAGA TECHNICZNA Coś się popsuło z logowaniem przez fejsa na bloga i komentarze tu chwilowo nie działają, więc jeśli macie z tym problem, zapraszam pod link do notki na fanpage’u Segritty.

* Okazało się, że to jednak był zwykły fanpage a nie oficjalna strona.