Zawsze będziemy się kochać

Jest taki stary, francuski film z młodą Catherine Deneuve: „Parasolki z Cherbourga„. To film muzyczny, w którym każda kwestia jest wyśpiewana. Jest kiczowaty, różowy, zagrany banalnie i opowiada dość sztampową historię miłosną. Ale jest jedynym filmem, na którym Matka Rodzicielka była 30 razy w kinie i na którym ja sama płaczę za każdym razem, gdy oglądam ostatnią scenę. Jeśli nie chcecie spojlerów, nie czytajcie dalej – ale myślę, że jest to ten typ filmu, w którym znajomość fabuły zupełnie nie przeszkadza w przeżywaniu emocji.

Genevieve, piękna córka właścicielki sklepu z parasolami zakochuje się w biednym mechaniku samochodowym. Wybucha między nimi płomienny romans. Młodzi planują ślub, któremu sprzeciwia się matka Genevieve. Nagle Guy zostaje powołany do wojska i musi wyjechać z Cherbourga na 2 lata. W pięknej scenie pożegnania zakochani ślubują sobie wierność i dozgonną miłość a w przeddzień jego wyjazdu spędzają razem noc, podczas której ona zachodzi w ciążę.

(Chyba najsłynniejsza scena pożegnania z tego filmu. Naprawdę warto obejrzeć – szczególnie dla przepięknej muzyki)

Podczas gdy Guy walczy w Algierii, Genevieve poznaje Rolanda, bogatego klienta sklepu matki. Mężczyzna zakochuje się w niej od pierwszego wejrzenia i postanawia ją zdobyć. Okazję wykorzystuje matka, która z wdzięcznością przyjmuje pomoc finansową Rolanda i w końcu namawia córkę, by przyjęła jego oświadczyny. Dzięki nim uda im się uratować podupadający sklep i nie klepać biedy – a to przecież rzadkość, by ktoś zaakceptował kobietę noszącą dziecko innego mężczyzny… itd. itp. Guy wraca do Cherbourga i dowiaduje się, że miłość jego życia wyszła za mąż. Wiąże się więc z zakochaną w nim od lat opiekunką swojej umierającej matki. Klasyczna historia miłości zabitej pragmatyzmem, manipulacją rodziny i społecznymi konwenansami, wg których panna z dzieckiem powinna korzystać z każdej okazji, by wyjść za mąż.

Najbardziej wzruszającą, prostą sceną jest jednak ta ostatnia, gdy główni bohaterowie spotykają się po latach, przypadkiem, na stacji benzynowej, którą prowadzi Guy. Ona – bogata, piękna, w eleganckim samochodzie, wraca właśnie z córeczką do Paryża. On czeka, aż jego żona i synek wrócą ze świątecznych zakupów. Jest gwiazdka, pada śnieg, w recepcji stoi przystrojona choinka.

I ta rozmowa. O pogodzie, przypadkowym spotkaniu, o niczym, jak obcy ludzie.
– Ładna choinka, sam ubierałeś?
– Nie, moja żona. To głównie dla synka.
– Oczywiście.
– Jesteś w żałobie…
– Mama umarła jesienią.
– (spojrzenie na dziewczynkę) Jakie dałaś jej imię?
– Francoise. Ma wiele po tobie. Chcesz ją poznać?
– …Myślę, że możesz już jechać.
– U ciebie wszystko w porządku?
– Tak, w najlepszym.

Spotkaliście kiedyś po latach swoją pierwszą miłość, z którą chcieliście spędzić całe życie? Przeprowadziliście podobną, uprzejmą rozmowę z kimś, kto kiedyś przysięgał, że nigdy nie przestanie kochać? A może właśnie to sobie przysięgacie?