Zdrada nie istnieje

Po prostu nie ma czegoś takiego jak zdrada w rozumieniu partnerskim, miłosnym, seksualnym. Nie ma jej. Jest z definicji niemożliwa. Mój słownik nie zawiera takiego pojęcia.

Byłeś kiedyś zakochany? A więc wiesz, jak to jest, myśleć tylko o jednej osobie, marzyć o niej, masturbować się z myślą o niej i pragnąć zatrzymać czas, gdy jest się w jej ramionach. To jest taki stan, w którym naprawdę nie jest ważne, czy na drinka zaprasza Cię Brad Pitt czy Jenna Jameson. Mógłby się wtedy przede mną zmaterializować ktokolwiek z moich męskich ideałów – ale jeśli jestem zakochana w kimś innym, nie mam na ten ideał ochoty*. Mogę z nim flirtować, mogę z nim tańczyć całą noc, ba, mogę się nawet z nim całować, ale nie jest możliwe, bym zdradziła mężczyznę, którego kocham. Bo zdradą jest dla mnie zawsze intymność – coś więcej niż zwykłe fizyczne zbliżenie.

Nawet seks z innym zdradą by nie był, bo bliżej by mu było do samogwałtu obcym ciałem niż do seksu. Niektórzy mogą twierdzić, że ..właśnie to jest zdradą. Ten samogwałt obcym ciałem. Ten „tylko seks”. To zaliczanie kolegów na delegacjach i pijackie lądowanie w czyimś łóżku. Tylko że trudno mi sobie wyobrazić, że ląduję w czyimś łóżku, będąc w szczęśliwym związku. Bo.. po co? Po cholerę uprawiać kiepski seks z obcym facetem, skoro to Twój własny daje Ci spełnienie.

Nigdy nie rozumiałam też parcia na seks sam w sobie. Może ja jakaś felerna jestem, ale mi seksu nigdy nie brakuje. Brakuje mi jedynie seksu z konkretnym mężczyzną. Rozumiecie różnicę? Nie mam ochoty na seks – mam ochotę na seks z Nim. I mogę iść do łóżka z innym tylko w sytuacji, gdy On nie jest dostępny (nie chce mnie, jest Clivem Owenem albo chodzi w Crocksach). A i wtedy jest to trudne. No nie mogę się zmusić. To znaczy mogę, ale po cholerę? Muszę poczekać. Spokojnie dać sobie czas na ochłonięcie, pogodzenie się ze stratą. To sprawia, że nawet rebound sex (seks po związku, taka forma leczenia się z miłości) jest dla mnie trudny. Gaddemit!

Życie byłoby takie proste, gdybym miała w słowniku hasło „zdrada” i gdybym zaakceptowała fakt, że w pewnym etapie związku jest się już z partnerem z przywiązania, wygody i przyjaźni – a seksualnych uniesień szuka się gdzie indziej. To kombinowanie, jak gościa ukryć w szafie. Jak nie dawać nadziei kochankom. I jak tłumaczyć się z nadgodzin.. to by było takie fajne, miłe i podniecające. Tylko że ja nie potrafię być z kimś, kogo nie kocham. A jak kocham, to nie mam ochoty na innych.

Czy dla Was zdrada istnieje? Umiecie zdradzić? Jak to jest?

*Poza Clivem Owenem. Na niego zawsze się ma ochotę, ale to jest zupełnie normalne i żaden śmiertelnik nie może z nim konkurować.