Zwyczaje samochodowe

Niektórzy ludzie myślą na kiblu, podczas dwójeczki. Inni myślą przed snem. Jeszcze inni myślą zawsze. Ja zaliczam się do osób, które głównie myślą w samochodzie. Przed snem, a i owszem, zdarza mi się, przez co niestety mam na koncie tysiące nieprzespanych nocy, bo nie umiem zasypiać – myśląc. Na kiblu nie myślę wcale. Ale to ze względu na czas. Nigdy nie zrozumiem ludzi, którzy czytają wtedy gazety i w ogóle spędzają tam połowę życia. W samochodzie natomiast myślenie jest mi szczególnie miłe. Często łapię się na tym, że nie zauważam drogi z pracy do domu – tak mechanicznie przychodzi mi jej pokonanie. Ot – wsiadam do auta przy pracy, powstaje jakiś genialny projekt, wysiadam pod domem. Kidy wróciłam i jak? To pozostaje tajemnicą.

Lubię jeździć sama. Kiedy ktoś prosi mnie o podrzucenie do domu, robię to z czystej uprzejmości, bo gdybym miała słuchać się własnych jeno pragnień, w ogóle wywaliłabym z auta siedzenie pasażera. Nie wiem, czemu, ale osoba towarzysząca zawsze mnie stresuje. Jadę wtedy wolniej, mniej dynamicznie, nierzadko niezauważając zmiany świateł (bo zagadałam się i umknęło mi włączenie się zielonego). Kiedyś nawet stałam kilka minut na migającym pomaranczowym swietle w nocy, mimo że miałam pierszenstwo. Po prostu z automatu zatrzymałam się, widząc ten kolor. Dopiero mój rozmówca zwrócił mi w koncu uwagę, że przecież mogę jechać dalej. W ogóle jestem straszna baba, gdy kogos wiozę. Pewnie z przyzwyczajenia, że przeważnie jeździłam z instruktorem (czyli tak czy owak trzeba było jechac jak baba) lub z mamą ("zwolnij!!!", "ale pędzisz!!", [bielejące kostki na uchwycie], "uważaj z prawej!"). 

Kiedy jadę sama, jadę szybko, dynamicznie, ale i bezpiecznie. Nawet – po głębszym zastanowieniu – bezpieczniej niz kimś. No i mogę swobodnie myśleć, puszczać glośno moja ulubioną muzykę, palić i śpiewać bez ograniczeń. Nie wiedzieć czemu, inni nagle stają się bardzo rozmowni, gdy zaczynam śpiewać w ich towarzystwie… Poza tym, nawet gdy wiozę osobę palącą, muszę rezygnować ze swojego zwyczaju trzymania papierosa w prawej dłoni (żeby dym nie leciał delikwentowi w twarz). 

Uwielbiam trzygodzinne trasy. To taki mój ulubiony czas. godzina to zdecydowanie za mało. Pięć godzin mnie męczy i oczy wysychają od wpatrywania się w drogę. Dlatego lubię trasę na mazury. Ma ona jeszcze jedną piękną zaletę: można wybierać mnóstwo alternatywnych żółtych i białych dróg, które są moimi ulubionymi. Nie zdarzyło mi się chyba jeszcze nigdy jechać sugerowaną przez mapę drogą – zawsze robię skróty, które owocują odkrywaniem pięknych miejsc, malwniczych dróg, ruin (mój osobisty konik) – oraz pozwalają uniknąć korków. A ja naprawdę wolę jechać wolno krętą i wąską – ale pustą – drogą, niż szybciej – czerwoną trasą z bandą turystów i szeregiem fotoradarów. 

Mam jeszcze jedno zboczenie – nie lubię GPSów. Zawsze mam normalne papierowe mapy, w których doskonale się orientuję i kompletnie nie muszę takiej mapy odwracać do góry nogami, gdy jadę na południe. Bozia musiała się pomylić i dać mi męską (ponoć męską) zdolność do orientacji w terenie. 

Za kółkiem nie jestem nerwowa. Nie wyzywam innych od debili, nie trąbię, nie wkurwiam się na zajeżdżających mi drogę. Zauważyłam w sobie tendencję do coraz większego akceptowania drogowych moronów. Radzę sobie mimo ich żałosnej egzystencji – co więcej – odpuszczam, gdy jakiś próbuje się szarogęsić. W ogóle jakoś tak mi dobrze w samochodzie i czesto uśmiecham się do innych kierowców, macham do posiadaczy tego samego modelu auta, podrywam panów w korkach. Kiedyś zadzwoniłam do jednego, który miał na szybie numer komórki (sprzedawał samochód, którym jechał). Gadaliśmy godzinę, przepychając się przez Piaseczno. Potem już się nie widzeliśmy, ale czas upłynął nam nieporównywalnie milej niż innym korkowiczom.

Prawo jazdy mam od niespełna dziesięciu lat. Jestem już dawno za etapem szpanowania silnikiem, dawno za pierwszą (i jedyną) stłuczką. Nie mam w sobie lęku przed prowadzeniem, choć wciąż mam wyobraźnię, ktora nakazuje mi ostrożność. Lubię jeździć samochodem. A dlaczego o tym piszę? Bo prawie wszystkie teksty, jakie czytaliście na tym blogu, narodziły się właśnie za kierownicą.