Błędy, które popełniały nasze babcie, będąc w ciąży (których już dziś popełniać nie powinnyśmy)

Odwoływanie się do „wspaniałych starych czasów” to ulubiony argument ludzi, którzy boją się odkryć i rozwiązań proponowanych przez współczesną naukę. I ja rozumiem genezę tej nieufności. W końcu w samym moim niespełna 40-letnim życiu spotkałam się z kilkoma dziwnymi rewelacjami „naukowymi”, które dość szybko zostały obalone. Straszono nas rakotwórczym masłem, obiecywano same benefity margaryny i przekonywano, że mleko modyfikowane jest lepsze dla dziecka od mleka kobiecego. Jest taki moment, gdy człowiek ma już dość tych nowinek, macha ręką i mówi:

– E tam. Kiedyś tego wszystkiego nie było, a wszystko jest z nami ok!

No i to jest błąd. Bo wcale nie wszystko jest z nami ok.

Zacznijmy od początków. Bo jeśli już chcielibyśmy się cofnąć do tych wspaniałych, pierwotnych czasów bez prądu, leków, samochodów i social mediów, to musimy zdać sobie sprawę, że ten pierwotny człowiek żył około 20 – 30 lat.

Takiej długości życia dziecka w momencie jego narodzin mogli spodziewać się dumni rodzice. A człowiek paleolitu jadał przecież tylko organiczne jedzenie, dużo się ruszał, nie oddychał smogiem i nie siedział na Fejsie. Ta średnia długość życia nie zmieniła się w czasach starożytnej Grecji i Rzymu. Nieznaczne wahania z biegiem epok ciut ją wydłużały i skracały – ale prawdziwy progres nastąpił dopiero w XIX i w XX wieku. Dziś światową średnią wieku jest około 71 lat. Wiecie dlaczego?

Medycyna. No, nie tylko. Ale człowiekowi zawsze było najtrudniej przetrwać wiek dziecięcy, różne śmiertelne choroby i poród. Dziś mamy szczepionki, szpitale, coraz lepszą opiekę medyczną i coraz bardziej świadome społeczeństwo, które już wie, że codzienne jadanie fastfoodów nie wyjdzie mu na zdrowie.

Ale nie musimy cofać się aż do czasów Paleolitu, by widzieć ogromne różnice w stanie wiedzy na temat zdrowego trybu życia. Wystarczy pooglądać stare filmy i spytać naszych mam i babć – żeby odkryć, że jeszcze 30 lat temu palenie w ciąży to był standard.

Kobiety w ciąży z papierosem w ustach i kieliszkiem wina w dłoni nikogo nie dziwiły. To były też czasy, w których ojciec był głową rodziny, kobieta harowała w domu na 3 etaty i nic jej się z tego nie należało, można było legalnie bić dzieci, karmienie piersią uchodziło za smutny obowiązek biedoty, a reklamy podpowiadały rodzicom, że dzieciom trzeba dawać dużo cukru, bo wtedy będą miały zdrowe kości. I co? Tacy normalni jesteśmy? Mamy problemy z relacjami, zaangażowaniem i agresją, więc większość z nas wymaga terapii psychologicznej. Mamy nadwagę, alergie, skłonność do uzależnień. To wierutna bzdura, że z nas takie „zdrowe pokolenie”. Cierpimy na wiele schorzeń i słabości właśnie dlatego, że za czasów naszego życia płodowego nasze mamy – choć już korzystały z wielu odkryć medycznych – wciąż jeszcze wiele o ciąży i opiece nad małym dzieckiem nie wiedziały. Pewne odkrycia przyszły później.

Znacie takie powiedzenie „jedna ciąża jeden ząb”? Nie? To jesteście szczęściarzami. Bo jeszcze nasze babki o tym wiedziały.

Niektórzy bulwersują się, gdy porównuję płód w brzuchu matki do pasożyta, ale tego samego porównania używają często wykładowcy szkół medycznych i farmaceutycznych. Otóż z punktu widzenia czerpania korzyści – płód jest pasożytem. To znaczy, że on matce nic nie daje, tylko czerpie z jej organizmu wszystko, co jest mu potrzebne do rozwoju. Tak, nawet jeśli to oznacza, że organizm matki ma na tym bardzo ucierpieć. Dlatego jeśli rozwijający się człowiek potrzebuje dużo wapnia (bo tworzy właśnie cały swój szkielet), to pobiera go kosztem zdrowia kości i zębów matki. Dziś już w internecie wyczytacie, że ciąża wcale nie musi oznaczać utraty zębów. Dlaczego? Bo dziś każdy lekarz prowadzący ciążę każe pacjentkom suplementować się od początku stanu błogosławionego. Jeśli zachodzi potrzeba – między innymi w wapń.

Wiesz, co to jest cholina? Nasze babcie nie wiedziały. Nasze matki nie wiedziały. Ba, nawet ja trzy lata temu, gdy rodziłam moje pierwsze dziecko – nie miałam pojęcia.

Cholina to odkrycie dosłownie ostatnich lat. Co prawda znamy ją dłużej, ale dopiero ostatnie lata pozwoliły na niezbite potwierdzenie jej działania dzięki badaniom (a nie wiem jak wy, ja bardzo nieufnie podchodzę do „odkryć” niepotwierdzonych badaniami). O cholinie poczytacie więcej w tym wpisie, ale jeśli nie chce się Wam klikać, powiem w skrócie, że dieta bogata w cholinę poprawia pamięć, zmniejsza ryzyko demencji czy choroby Alzheimera, a spożywana przez ciężarną matkę wspomaga rozwój mózgu i układu nerwowego dziecka, ma również wpływ na zmniejszenie ryzyka wystąpienia zespołu Downa i, co ciekawe, pozytywnie wpływając na inteligencję dziecka.

Pierwszym w Polsce suplementem ciążowym, który wprowadził zalecaną w ciąży dawkę choliny był Prenatal, ale zdecydowana większość suplementów wciąż tej choliny nie ma. Jeśli więc, jako ciężarna, stosujesz suplement, który jej nie zawiera – warto żebyś dodatkowo brała cholinę. 30 lat temu nikt o tym nie wiedział i domyślam się, że po prostu najmniejszy niedobór choliny miały kobiety, które… jadły dużo jajek (które są jej najbogatszym pokarmowym źródłem). I to one rodziły najmądrzejsze dzieci ;)

Teoria pierwszych 1000 dni od momentu poczęcia to inaczej „programowanie żywieniowe” i opiera się na założeniach epigenetyki, czyli działu nauki zajmującym się nie tym, co mamy zaprogramowane w genach, ale tym, jak możemy na ten genotyp wpłynąć różnymi zewnętrznymi czynnikami – między innymi sposobem odżywania się.

I to nie tylko tym w pierwszych miesiącach czy latach życia po urodzeniu, ale wręcz przed urodzeniem, w łonie matki.

Badania wykazały, że matki, które w pewnych kluczowych momentach rozwoju płodu doświadczały groźnych chorób, głodu lub niedoboru pewnych cennych składników odżywczych – rodziły dzieci, które w dorosłym życiu cierpiały na otyłość, cukrzycę lub różne poważne choroby układu sercowo-naczyniowego.

I teraz pomyślcie sobie, że gdy jesteście w ciąży… stanowicie de facto trzy pokolenia w jednym. Bo macie swój genotyp, genotyp płodu, oraz genotyp własnych wnuków wprogramowany w kształtujący się układ rozrodczy tego płodu.

Dla mnie niezłym szokiem było to odkrycie, gdy zdałam sobie sprawę, że komórki jajowe, które stały się budulcem moich dzieci – były we mnie jeszcze za czasów, gdy sama byłam w brzuchu mojej mamy. I to, jak moja mama wtedy żyła, miało wpływ na nas wszystkich. Wszystko mogło mieć znaczenie. To, co jadła, jakie stosowała używki, czy się stresowała, czy wdychała codziennie smog i na co chorowała w ciąży.

Życie naszych babć i prababć różniło się od naszego też sposobem odżywania się. Przede wszystkim kiedyś ludzie mieli ciut inne nawyki żywieniowe. Dobra, nie ciut. Bardzo.

Mięso nie było tak łatwo dostępne, więc w wielu domach tylko niedzielami jadało się taki luksus jak kurczaka. Mięso, pieczywo, owoce, warzywa i nabiał pochodziły wyłącznie z – jakbyśmy to dziś nazwali – ekologicznych źródeł. Nie dodawano wtedy tak do wszystkiego cukru jak dziś i nie można było skoczyć na fastfood w razie nagłego głodu podczas podróży nad morze. Dzisiejsza dieta nie tylko sprzyja otyłości, ale też dostarcza organizmowi mniej wartościowych składników odżywczych. Nie tylko ze względu na wspomniane nawyki – ale też ze względu na jej wysokie przetworzenie. No i oszukujemy własny apetyt, właśnie zapychając się sztucznie dodanymi smakami do jedzenia oraz cukrem. W takim środowisku nawet zachcianki ciążowe nie zawsze funkcjonują poprawnie – czyli tak, by informować nas, czego brakuje organizmowi najbardziej. W pierwszej ciąży moją główną zachcianką ciążową były Haagen Dazsy. Uwielbiam lody. Ale nie oszukujmy się – wiele dobrego to one mi w ciąży nie dały.

Zakładam, że w idealnych, laboratoryjnych warunkach, gdy kobieta ciężarna ma jakiś uśredniony, modelowy organizm i metabolizm, dobre nawyki żywieniowe i dostęp do świetnie zbilansowanego, zdrowego jedzenia oraz nie jest codziennie narażona na szkodliwe działanie otoczenia – możliwe jest perfekcyjne zadbanie o jej potrzeby wyłącznie za pomocą diety. Ale w praktyce taka idealna dieta dla ciężarnej nie istnieje. Bo mamy zbyt wiele zmiennych, by ją stworzyć. Dlatego suplementujemy się za pomocą tabletek i dzięki temu minimalizujemy ryzyko wielu chorób, które mogłyby dotknąć nas lub dziecko.

Jeśli jesteś ciekawa, które składniki odżywcze są dziś standardem takiej suplementacji, poczytaj o nich tutaj (klik). Możliwe, że lekarz przepisze ci jeszcze jakieś – ale ta lista to taka podstawa dla każdej przyszłej mamy, rekomendowana przez Polskie Towarzystwo Ginekologiczne i każdy jej komponent ma na swoje poparcie długą listę badań.

Wpis powstał we współpracy z producentem Prenatalupierwszego dostępnego w Polsce preparatu przeznaczonego dla kobiet w ciąży, który zawiera cholinę.