Czacz czyli stolica rzeczy

Jest taka miejscowość pod Poznaniem, w której ogarnia mnie szał zakupowy większy, niż gdyby mnie zamknąć w dowolnym centrum handlowym z najlepszymi markami ciuchów. OK, nie jest to dobrym porównaniem, bo w centrach handlowych prędzej dostaję mdłości niż szału… Ale Czacz kocham i już za nim tęsknię, mimo że przed chwilą z niego wróciłam i nie kupiłam tego, co miałam zamiar kupić. Czacz jest stolicą rzeczy. Każda rzecz marzy, żeby pojechać kiedyś do Czacza. Najwięcej pielgrzymek odbywa się z Niemiec i Holandii. Rzeczy różne (od łyżeczek, maskotek i kubeczków reklamowych po pralki, sprzęty grające i kanapy) są w różny sposób z tak zwanego Zachodu zbierane i zwożone do Czacza. Tam każdy, ale to absolutnie każdy mieszkaniec przekształcił swoją szopę, oborę i podwórko na składowisko rzeczy i sprzedaje je temu, kto akurat się napatoczy.

Kilka kilometrów drogi, po obu stronach masa namiotów, hangarów i domów – a w każdym – wszystko. I to najczęściej po bardzo atrakcyjnych cenach, choć z tym trzeba uważać, bo chłopi czasem sprzedają za bezcen unikatowe przedmioty – a czasem żądają kupy kasy za coś tandetnego lub zepsutego, bo im się wydaje, że to towar luksusowy. Najczęstszym hasłem reklamowym widniejącym na szyldach jest „towar z Zachodu” oraz „meble stylowe i skórzane”. Frapują mnie te meble stylowe, bo okazuje się, że są wszystkie w jednym stylu. Drewniane stelaże kanap i foteli z nałożonymi na nie skórzanymi pufami.

Mój ulubiony sprzedawca chwalił się jakimś genialnym kompletem wypoczynkowym.
– Mam taki piękny wypoczynek. Na drewnie, skórzany…
– A w jakim kolorze?
– Oryginalnym! Z Niemiec!
– Aha. A jakie drewno?
– Drewno? Zajebiste!

Tyle się dowiedziałam :)

Pojechałam do Czacza z Mścisławem i jego kumplem. Janson pożyczył nam ogromny samochód dostawczy i wyruszyliśmy nim z Warszawy w środę wieczorem. Plan był taki, że w czwartek od 10 rano buszujemy po magazynach, o 16 (kiedy zamykają) jedziemy pod granicę po jakiś sprzęt dla Mścisława po czym wracamy do Warszawy. W czwartek jednak okazało się, że jeden dzień to na Czacz zdecydowanie za mało, no i w piątek nowa dostawa będzie, więc postanowiliśmy zostać jeden dzień dłużej.

Chciałam kupić kanapę, jakiś fotel, stół, lodówkę, zmywarkę, może klimatyzację, piekarnik, mikrofalę i kilka talerzy. Niestety nie wyszło. Kanapy żadnej ładnej nie znalazłam, bo wszystkie były stylowe. Ja chyba nie lubię stylowych mebli. Poza tym marzy mi się taka kolorowa, patchworkowa, jak ta poniżej, ale nigdzie nie mogę znaleźć. Macie jakieś pomysły?

patchwork kanapa
Kupiłam za to lodówkę, która jest przepiękna i kosztowała mnie 500 zł. Ale pokażę ją później, jak będę ją malować na czerwień ferrari testarossa. :)

Tymczasem kilka mniejszych czaczowych zakupów:

Takie coś na playboye - 8 zł.
Takie coś na playboye – 8 zł.
Dwa luksfery, z którymi nie mam pojęcia, co zrobię, ale były takie śliczne, że nie mogłam się powstrzymać. - 20 zł.
Dwa luksfery, z którymi nie mam pojęcia, co zrobię, ale były takie śliczne, że nie mogłam się powstrzymać. – 20 zł.
Spodobał mi się ten kolor. - 80 zł.
Spodobał mi się ten kolor. – 80 zł.
Dwa krzesła, w tym jeden z Jezusem. - 140 zł.
Dwa krzesła, w tym jeden z Jezusem. – 140 zł.
Mój pierwszy zakup. Koło ratunkowe. - 30 zł.
Mój pierwszy zakup. Koło ratunkowe. – 30 zł.
Baranek - 20 zł.
Baranek – 20 zł.
Kostka do siedzenia - 20 zł.
Kostka do siedzenia – 20 zł.

I jeszcze mała galeria z podróży :)