Miałam w życiu okazję poznać ten układ z obu stron. Byłam i pasierbicą i macochą. Mogę Was zapewnić, że obie role są trudne – ale mam wrażenie, że główny problem polega na jakichś dziwnych kulturowych wymysłach związanych z „jedyną prawdziwą rodziną” i wynikających z nich wyrzutów sumienia, jakie czujemy, gdy nie pasujemy do wzorca.
A więc zapamiętajcie sobie raz na zawsze: nie ma wzorca. Jesteście unikalni w waszej rodzinie i póki odnajdujecie w niej szczęście, wszystko z Wami w porządku. A jeśli jesteś macochą i dopiero tego szczęścia szukasz, to mam dla Ciebie kilka podpowiedzi.
Pierwszy krok do zbudowania dobrej relacji z pasierbami – to chcieć.
Chcieć ich poznać, chcieć, żeby byli szczęśliwi, chcieć ich zrozumieć. Właściwie to pokusiłabym się o stwierdzenie, że sympatię pasierbów zdobywa się tak samo jak sympatię każdego innego człowieka – czyli zainteresowaniem, szacunkiem i empatią. I dzieci to czują. Nawet jeśli jeszcze nie dają tego po sobie poznać, to naprawdę czują, kto się stara, a kto po prostu je toleruje i traktuje jak „zło konieczne”. Dlatego każdej początkującej macosze i każdemu ojczymowi radzę zaakceptować obecność pasierbów w życiu i za żadne skarby nie łudzić się, że partner te dzieci „odsunie”, albo że „nasze wspólne dzieci” będą kiedyś ważniejsze. Tak się nie stanie. A przynajmniej – tak nie powinno się stać. Żadne dziecko nie powinno tracić rodzica i jego bezwarunkową miłość tylko dlatego, że jego rodzice już nie są razem a tata lub mama mają nowych partnerów.
Drugo krok – polubić ich.
Tak, można polubić swoich pasierbów. Można się nawet nauczyć się ich lubić, jeśli to nie zaskoczy od pierwszego spotkania. Do tego potrzebne jest jednak wparcie naszego partnera, czyli ojca dzieci. Nie może on naciskać, przyspieszać tej nowej relacji, a już z pewnością nie mogą wymagać miłości między dziećmi a macochą. Do miłości zmusić nie można. No nie da się. I mam wrażenie, że im bardziej czujemy nad karkiem ten bat „no kochaj je już!”, tym trudniej je pokochać. Dlatego jestem głęboko przekonana, że najlepszym, co może dać ojciec swoim dzieciom i partnerce, która nie jest ich matką, jest czas. Po prostu czas i święty spokój w kwestii jakkolwiek pojmowanej miłości. Tak, powinien wymagać wzajemnego szacunku i sprawiedliwego traktowania, ale miłość pojawi się sama lub nie pojawi się wcale.
Nie musisz ich kochać.
Naprawdę, nie musisz. Nie miej wyrzutów sumienia, że nie pokochałaś dzieci, które są przecież dla Ciebie obcymi ludźmi. One też nie potrzebują Twojej miłości. Mają od tego mamę i tatę. Wy może pokochacie się z czasem. Może zostaniecie przyjaciółmi. A może po prostu będziecie się lubić. Nie ma w tym nic złego.
Nie ma też nic złego w tym, że swoje własne dziecko kochasz mocniej niż pasierbów. To naturalne. Tak już po prostu jest, że własne, wynoszone, urodzone i odchowane dziecko kocha się bardziej niż młodych ludzi, którzy w twoim życiu pojawiają się nagle i wobec których nie masz przecież żadnych praw. To się może zmienić z czasem ale nie musi. Nie wymagaj tego od siebie.
A, no i jeszcze jedno – rozmawiaj
Wierzę, że dzieci rozumieją więcej, niż się nam wydaje. Potrafią też wiele nam wybaczyć – a czasem wręcz nie mają nam czego wybaczać, bo akceptują taki stan, jaki jest, nie wiedząc często, że „coś z nim jest nie tak”. Na przykład mój pasierb Ignaś nie wiedział, że jest coś złego w postaci macochy, dopóki jakiś kolega ze szkoły mu nie powiedział, że macochy to są postaci negatywne. Pamiętam, że był zdziwiony. Nic dziwnego. Ani ja, ani jego rodzice, nigdy nie daliśmy mu powodów, by widział w macosze lub w ojczymie coś złego. W podobny sposób dzieci potrafią zaakceptować bardzo wiele innych „dziwnych układów”, które nam, dorosłym, kojarzą się negatywnie. Dlatego nie bój się o nich z dziećmi rozmawiać, tłumaczyć twoje decyzje i opowiadać o uczuciach.
Rozmawiaj też z partnerem. Mów śmiało o swoich lękach, informuj go, jeśli potrzebujesz jego wsparcia lub gdy jakieś jego zachowanie utrudnia ci dobre relacje z pasierbami. A, i mów mu też, jeśli jakieś jego zachowania ułatwiają ci życie. Takie zauważanie pozytywów działa dużo lepiej niż ciągła krytyka.