Jak poprawiasz sobie humor?

Spytał mnie o to ostatnio znajomy, a ponieważ byłam tuż po nocnym odśnieżaniu, zasapana i rumiana ze szczęścia, odparłam bez wahania: odśnieżam! 

Ale potem zastanowiłam się nad tym pytaniem głębiej. Bo to przecież taki tabloidowy temat, o którym nie raz pisały różne kobiece gazety. 10 sposobów na poprawienie sobie nastroju, najlepsze metody na chandrę itp. No i doszłam do wniosku, że najlepszym sposobem na zły humor jest rozwiązanie problemu, który jest przyczyną tego złego humoru. (ta-dam!) Bo martwimy się zawsze z jakiegoś powodu i te wszystkie „doły bez przyczyny” to zwykłe oszukiwanie się. Przyczyna jest zawsze.

OK, wiem, że nie pomogłam. Chciałam tylko zaznaczyć, że martwienie się nie zawsze jest złe. Z czegoś wynika a więc ma i swój cel. Zagłuszanie tego zmartwienia jest działaniem przeciwko sobie. Jeśli mam zły humor, to pierwszym, co robię, jest wgryzienie się w jego przyczynę, znalezienie jej i próba jej zlikwidowania. Czasem rozwiązanie nie przychodzi od razu i trzeba się z problemem przespać, odczekać swoje. I dopiero jeśli to nie pomaga, bo np. problemu rozwiązać się nie da – sięgam po sprawdzone metody odstresowujące. I nie mają one nic wspólnego z tym, co polecają wyżej wspomniane poradniki dla kobiet.

Kąpiel z olejkami? Masaż w SPA? Wieczór z winem i dobrym filmem? Bitch please… To strata czasu. Jak już napisałam, humor poprawia rozwiązanie problemu. I jeśli nie możesz rozwiązać tego głównego problemu – rozwiąż jakiś inny. Ba… stwórz sobie inny problem i go rozwiąż. To jak w tym dowcipie o człowieku, któremu rabin kazał kupić kozę, pomieszkać z nią a potem się jej pozbyć. Na podobnej zasadzie działają różne natręctwa typu układanie przedmiotów na biurku w odpowiednim ładzie (nerwicowcy „tworzą sobie problem” w postaci bałaganu i rozwiązują go).

Może dlatego tak lubię odśnieżanie. Po prostu zalegający na chodniku śnieg staje się problemem, który mogę łatwo rozwiązać i zrobienie tego poprawia mi humor. Na dodatek jest to wysiłek fizyczny, który też zbawiennie wpływa na naszą psychikę – zwłaszcza w czasach, gdy większość czasu spędzamy przed komputerem, machając tylko palcami. Didi bardzo ładnie wytłumaczyła mi kiedyś przyczynę, dla której sport odstresowuje człowieka. Bo widzisz Mati – powiedziała – kiedyś człowiek się stresował, gdy widział tygrysa na swojej drodze. Najlepszą metodą na ten problem była ucieczka lub walka z tygrysem. I obie te możliwości wiązały się z dużym wysiłkiem fizycznym, po którym spadał poziom stresu. 

Innym, genialnym sposobem na zły humor jest sprzątanie. Bałagan to problem. Rozwiązujemy go dzięki pracy fizycznej. Czujemy się lepiej. No tak to działa i jest o niebo lepsze od jakiejś kąpieli w olejkach czy innych badziewiach.

Pamiętam też doskonale, jak byłam kiedyś z Didi w Maladze, zaparkowałam gdzieś na placu przed restauracją, gdzie zjadłyśmy obiad, a jak wróciłyśmy do auta, okazało się, że mamy mandat za parkowanie (w Maladze są jakieś dziwne przepisy godzinowe co do parkowania i nigdy nie potrafiłam się w nich połapać). Pojechałyśmy z tym mandatem na policję, żeby zapłacić – ale też z nikłą nadzieją, że może uda nam się do pana policjanta uśmiechnąć i wyłgać z kary kilkuset euro. No i udało nam się (głównie dzięki rurzowej sile Didi, która zmusiłaby Saurona do rzygania tęczą). Dostałyśmy po tej akcji takiego kopa pozytywnej energii, że przez trzy kolejne dni jeździłyśmy po Hiszpanii uhahane. A przecież nic nie wygrałyśmy. Po prostu pojawił się w naszym życiu problem, który udało się rozwiązać.

Dlatego na zły humor polecam odśnieżanie, sprzątanie albo jeżdżenie po urzędach w celu załatwienia jakichś zaległych spraw, na które wcześniej nie było czasu. A co Wy robicie, by poczuć się lepiej?