Na ostatniej imprezie u przyjaciołki wpakowałam się w tak zwaną dyskusję feministyczną (choć sama nazwałabym ją raczej genderową).
Swoją obecnością bowiem zaszczyciło nas dwóch panów z epoki kamienia łupanego i w którymś momencie moich uszu dobiegł tekst: „…bo teraz kobiety chcą pracować. W dupach im się poprzewracało”.
– Dlaczego chęć pracy jest dla Ciebie dowodem szaleństwa? – spytałam grzecznie – czyżbyś nie lubił swojej pracy?
– To nie o to chodzi – odparło brakujące ogniwo. – Ja jestem mężczyzną…
– …polemizowałabym…
– …i ja naturalnie mam ochotę pracować. A kobieta sobie to wymyśla, bo nie wiem. A kobieta ma inną, bardzo ważną społecznie rolę. Dba o dom. Ja na przykład nie zauważę, że jest kurz na żaluzjach a ona zauważa, bo kobiety zauważają.
– Chyba jestem mało kobieca, bo często też nie zauważam. Wiesz, są kobiety, które lubią dbać o dom i pasuje im, że to mężczyzna pracuje. A są takie, które wolą pracować, a to facet dba o dom. Są tez pary, które dzielą się obowiązkami w domu i oboje pracują.
– Ale to nie są kobiety. I to nie są faceci.
– Dziękuję. Uzmysłowiłeś mi, że istnieją jeszcze inne płci poza dwiema podstawowymi.
W tym momencie odezwał się kolega brakującego ogniwa – uważaj! Ona wciąga Cię w swoje feministyczne gierki!
– Czyli jestem feministką? – podłapałam.
– No tak! Ewidentnie!
– A feministki to kobiety?
– No tak. Tylko!
– Czyli jednak jestem kobietą?
– A nie mówiłem? Ona chce nas zmanipulować. Bo kobiety to manipulatorki są. I w dupach im się poprzewracało! Dobrze mówiłeś!
O tempora, o mores…