Mamy już projekt naszego wymarzonego domu …bez salonu!

Historia jest tak sztampowa, że w sumie szkoda na nią akapitów. W skrócie: kochamy naturę, najlepiej nam w lesie, więc razem z przyjaciółmi postanowiliśmy się wybudować na Warmii, a właściwie na Powiślu (choć zdania na ten temat są podzielone). Działka, którą kupiliśmy jest absolutnie cudowna. Z trzech stron otoczona lasem, z dwóch wartkim strumieniem, z jednej – z falującymi łąkami, po których biegają łanie, a to wszystko przepasane jakby wstęgą, drogą polną. Przy niej z rzadka ciche brzozy siedzą.

To jest, słuchajcie, miejsce, do którego czasem przyjeżdżam (choć nic tam jeszcze nie stoi), siadam na głazie na skraju naszej działki i po prostu siedzę. Siedzę i słucham szumu drzew, śpiewu ptaków, szeptu strumienia, wdycham leśne powietrze, czasem tylko jakieś mrówki mnie obejdą, ale chuj. Na tym uroki natury polegają, że cię czasem mrówki gryzą. Potem mijają 2 godziny i ktoś mi mówi, że już trzeba wracać, bo ciemno i wilki wyją.

Na mapce powyżej mniej więcej widzicie ulokowanie naszej działki. Narysowałam ją kiedyś, jeszcze poglądowo dla kogoś znajomego. Trochę się drogi pozmieniały i zakres działki przyjaciół, ale las i rzeka nieruszone, więc macie jakiś taki mniej więcej ogląd, jak będziemy mieszkać.

Miałam się nie rozpisywać. Ha ha. No już dość tej sałatki kontekstu, teraz same mięcho konkretów:

ZAŁOŻENIA CO DO BRYŁY

Zacznijmy od tego, że plan zagospodarowania był tu bardzo restrykcyjny – i na szczęście w dobrym kierunku, bo dzięki temu żadna bezgustna żółta kupa hotelowa nie wybuduje się nam przed oknami. Ani liliowe domki-klocki. Ani pseudodworki. Ani chatki góralskie. Ani bliźniaki obsypane wokół żwirem. Jednym z głównych wymogów była na przykład jedna oś symetrii oraz dwuspadzisty dach. A nam samym zależało też na innym tradycyjnym elemencie architektury regionalnej – a mianowicie na tych drewnianych trójkątach pod dachem. Bo sam dom nie miał być drewniany. Miał być murowany. I świecić się miały z daleka białe ściany.

INSPIRACJE

Chciałam białych ścian, niebieskich okien i drzwi, dachu krytego starą, czerwoną dachówką. No i ogromnego tarasu, częściowo pod dachem, bo my to głównie na tarasie życie spędzamy, zwłaszcza latem. Na Żoliborzu u mojej mamy to w ogóle tylko na werandzie pod dachem się mieszka od wiosny do jesieni – dzięki jej zabudowaniu i przytulności. Zależało mi na tej przytulności i w naszym nowym domu, ale mieliśmy z tym trochę problemów, bo jak tu zrobić przytulny taras przy domu o jednej osi symetrii? Ale o tym zaraz. Najpierw parę fotek, które wysłałam naszym architektom.

[właśnie, tak przy okazji: architektką naszą jest moja koleżanka z klasy z liceum. Agnieszka Glegoła. Polecam gorąco, jest genialna i zawsze wiedziałam, że mi kiedyś dom zaprojektuje! W sumie tylko nie wiem, czy ona jest do wynajęcia tak z ulicy, bo na codzień nie projektuje domków na Warmię, tylko jakieś wielkie budynki…]

Co mi się podobało? Odpowiednio: klasyczne połączenie drewna z cegłą, ogród zimowy, niebieskie okiennice, przytulny taras z drzewem po środku, przydomowy ogród, no i znów te niebieskie drzwi i okna oraz czerwona dachówka.

ZAŁOŻENIA CO DO WNĘTRZA

Dominować miało drewno, może cegła, ale w sumie to jak urządzimy wnętrze – to będzie dopiero kolejny etap budowania się i w przyszłym roku się za to weźmiemy. Teraz skupiliśmy się na podziale pomieszczeń.

Chcieliśmy dom bez salonu. Po pierwsze dlatego, że my prawie w ogóle nie korzystamy z salonu. Serio. Imprezy są w kuchni lub na tarasie. Nie oglądamy telewizji. Gramy raczej na kompie niż na konsoli. Filmy oglądamy na projektorze w sypialni, z łóżka. No zupełnie zbędny jest nam ten salon. A picie kawy z głębokiej kanapy i z tych śmiesznych, niskich stolików kawowych to już w ogóle jakaś tortura.

Za to kuchnia jest superważna, duża, z jakimś aneksem jadalnianym (bo jak się robi śniadania dla dwojga albo wpada przyjaciółka na kawę, to się przecież nie idzie z tym do jadalni, tylko je w kuchni, prawda? :)). I tuż obok kuchni jadalnia, połączona właściwie z kuchnią. I tuż obok jadalni taras, bo przecież życie na tarasie itd.

Nasza sypialnia na parterze (wygoda) z obowiązkowo WŁASNĄ, osobną łazienką. Na użytkowym poddaszu zaś dużo sypialni, żeby dzieci, rodzina i goście mieli gdzie nocować. I właściwie tylko nocować. Dlatego te sypialnie chcieliśmy małe (za to dość dużo). Przecież jak jesteś w lesie, to nie siedzisz u siebie w pokoju, prawda? Tylko łazisz po lesie, focisz zwierzęta, pijesz wodę ze strumienia, pielisz grządki, pasiesz owce, gryziesz mrówki…

Dużo schowków, kominek, może jakieś piece, klasyczna kuchnia poza tą nowoczesną (na wypadek apokalipsy PiS i odcięcia prądu), biel, proste dębowe meble, wspominałam już o tarasie? Taras jest bardzo ważny. Bardzo bardzo.

Pierwszy projekt

Zanim zdecydowaliśmy się na Agnieszkę i Jarka jako naszych architektów, trzeba się było obwąchać. No wiecie, sprawdzić, czy nam się wizje pokrywają. Dlatego Agnieszka narysowała pierwszy szkic jeszcze zanim poznała wytyczne planu zagospodarowania i wyglądał on tak:

Od razu wiedziałam, że swój człowiek :) I zwróćcie uwagę na te drewniane ściany poddasza – oraz detal w postaci deseczek u szczytu dachu. To też będziemy mieli w końcowym projekcie (mimo że na rysunku nie widać) :)

No dobra, nie ma już co przedłużać.

RYSUNEK NASZEGO DOMKU. TAK TO BĘDZIE WYGLĄDAĆ.

Tego może wyraźnie nie widać, ale dom jest trochę „wcięty”, żeby dach przykrywał część tarasu i żeby można tam było przytulnie siedzieć nawet podczas deszczu. To będzie wyraźniej pokazane zaraz na planach parteru.

Taras będzie drewniany i też tego nie widać (ale to dlatego, że to był pierwszy szkic w projekcie, który jeszcze ulegał modyfikacjom). A z kolorem okien, drzwi i okiennic to się jeszcze zastanowię, czy ten niebieski ma sens. Dlatego w podstawowym projekcie są zwyczajne, drewniane.

Zanim przyjrzycie się planom wnętrz, muszę Wam jeszcze wspomnieć o jednej rzeczy – otóż dom celowo nie ma zbyt wiele przestrzeni gospodarczej. Oprócz niego na działce będę jeszcze stały dwa inne budynki: jeden gospodarczy, warsztat z garażem i przestrzenią do trzymania rowerów, kosiarki, restaurowanych mebli itd. Drugi budynek zaś będzie autonomicznym domkiem gościnnym, do którego będzie można dać klucze znajomym i w którym będzie można robić imprezy. Bo tam już będzie salon. Z mocnym parkietem do tańczenia ;)

Do domu są dwa wejścia. To główne przez taras, z wiatrołapem i ciepłą ścianą do wieszania mokrych kurtek (bo na tej samej ścianie mamy kominek!) – i to tylne, od strony lasu. Przerywana linia wyznacza krawędź dachu, więc jak widzicie, spora część tarasu (i leśnego ganku) będzie chroniona przed deszczem.

W kotłowni będzie wanna, gdyby trzeba było uprać dywan albo psa. A poza tym w łazienkach prysznice, bo wygodniejsze jednak i mniej przestrzeni zajmują. Ja nie wierzę w prysznico-wanny. Niewygodne to.

Łazienki mamy dwie – naszą przy sypialni i górną dla reszty domowników. A poza tym osobny kibelek na parterze. W wieloosobowej rodzinie to konieczność.

Niestety nie udało się wygospodarować wiele miejsca na garderobę, więc mamy nadzieję się pomieścić w szafie w sypialni. To może być nawet zabawne.

Kuchnia oczywiście od strony lasu, z widokiem na drzewa. Przy kuchni spiżarnia, i to dwuczęściowa, bo głębszy fragment będzie trochę niżej, w ziemi, żeby było tam chłodniej. W kuchni mały stolik do kawy i dwuosobowych śniadań (myślę, że połączę go finalnie z blatem kuchennym, bo lubię mieć ogromne blaty w kuchni).

Przy kuchni jadalnia z widokiem na ogród i wyjściem do tego ogrodu – oraz na taras i z wyjściem na taras.

Budowa rusza wiosną.

Już się nie mogę doczekać. <3

Jeśli macie jakieś sugestie i rady, to teraz jest na to ostatni moment!  No i koniecznie napiszcie, co się Wam podoba, co się nie podoba i czy wpadniecie na kawę, jak będziecie w okolicy. :)