Jak reklamuje się firma zajmująca się współpracą z blogerami? To proste: wziętym z internetu zdjęciem blogera, którego nikt nie spytał o zgodę na używanie jego wizerunku.
Dostałam cynk od znajomego, że ktoś się mną reklamuje. Cynk był z linkiem do fanpage’a firmy ReachBlogger, a konkretnie do opublikowanego tam mojego zdjęcia z podpisem „A wystarczyło nawiązać współpracę przez ReachBlogger :)”. Firma ponoć zajmuje się pośredniczeniem pomiędzy reklamodawcami a blogerami i ma już 200 blogerów pod swoimi skrzydłami. Nie wiem, jakie kampanie robili, kto za tym wszystkim stoi, ani jak przebiega współpraca z nimi, ale jeśli kradzież zdjęć blogerów jest normalną praktyką w tej firmie, to nie wróżę im sukcesów.
Nie jestem jakoś specjalnie wyczulona na punkcie praw autorskich, bo bardzo często znajduję gdzieś w sieci swoje zdjęcia lub teksty opublikowane bez mojej wiedzy przez jakichś młodych ludzi, którzy albo są gimnazjalistami i można im wybaczyć nieznajomość prawa – albo wykorzystują te materiały w celach informacyjnych. Przeważnie nic z tym nie robię. Każdy w miarę poczytny bloger musiałby marnować zbyt wiele czasu na szukanie takich przykładów w sieci, więc często to olewamy.
Ale jeśli ktoś, a konkretnie jakaś firma, używa mojego zdjęcia w celu komercyjnym, nie tylko nie prosząc mnie o zgodę – ale w ogóle mnie o tym nie informując, to robię się zła.
Bo naprawdę gorąco kibicuję powstającym jak grzyby po deszczu agencjom i managerom zajmującym się współpracą bloger – reklamodawca, ale na litość Buzka, trzeba najpierw coś wiedzieć o tej współpracy, zanim się ktoś za taką działalność weźmie. Naprawdę przydaje się podstawowa wiedza o prawach autora, o regułach współpracy z blogerami i… zaryzykuję: o kulturze w internecie, która poza oczywistym przestrzeganiem prawa wymaga tez podania źródła cytowanego materiału.
Mogłabym spokojnie wystawić teraz tej firmie fakturę za użycie mojego wizerunku (nie byłaby to niska kwota) albo od razu zadzwonić do prawnika i oskarżyć ich o bezprawne użycie mojego zdjęcia oraz wizerunku. Nie tak zarabiam na życie, więc po prostu poczekam do poniedziałku (teraz jestem na wakacjach, odpoczywam od internetów i nie chcę się denerwować, bo złość piękności szkodzi, skraca życie, powoduje raka i sprawia, że Kombii jest coraz bliżej nagrania nowej piosenki) i liczę na to, że mojego zdjęcia nie będzie już ani na fanpage’u „platformy współpracy z blogerami” ani na żadnej innej ich stronie.
Parafrazując zdjęcie i wykorzystane w nim hasło: ReachBlogger: Nigdy nie byłam wasza.
#pozdrawiamzwakacji
#tonicżepadadeszcz
#tuitakjestcudownie
#chodzępolinach
#masująmnie
#żyćnieumierać
#tylkoproszęjużniewykorzystywaćmoich
zdjęćimojegowizerunkubezmojejwiedzy
izgodybosięwścieknę
UPDATE 11 SIERPNIA 2014:
Dziś ReachBlogger wydało oświadczenie w opisanej sprawie i zaraz dostanę na maila potwierdzeniem przelewu na Azyl pod Psim Aniołem, które niezmiennie potrzebuje finansowego wsparcia. Uczymy się na błędach. I psiaki na tym zyskują :) Cytuję za blogiem firmy:
„Popełniliśmy błąd i sporo się dzięki niemu nauczyliśmy