Ta-daaam! Pierwszy odcinek vloga już na youtubie

Stało się. Nagrałam i opublikowałam mojego pierwszego vloga* i czekam teraz cała podekscytowana na pierwsze komentarze.

Oczywiście widać niskobudżetową produkcję w braku muzyki, w słabym dźwięku, nierównym oświetleniu i kompletnym braku przygowania prowadzącej, ale oj tam, to dopiero początki. Jeśli wytrwam w postanowieniu, to za tydzień, no… miesiąc… nooooo…. najpóźniej za 5 lat pojawi się drugi odcinek. :)

I ten, kto nigdy nie gadał przed kamerą do kamery (bo to wbrew pozorom ma znaczenie, czy mówisz do jakiegoś człowieka z mikrofonem, czy do kamery), nie będzie wiedział, jakie to jest cholernie trudne. Stresujące. Tak dziwnie się człowiek czuje, jakaś trema włazi na aparat artykulacyjny, coś każe nagle sobie zdać sprawę, że masz ręce i że nie masz zielonego pojęcia, co z nimi zrobić. Gadasz czasem głupoty, tak ot, bo metr taśmy filmowej nie kosztuje już milijonów dolarów ani nie jest mierzony w metrach. Ale mimo wszystko jest dziwnie. Dlatego każdemu, kto kiedykolwiek chciał skrytykować jakiegoś youtubera – za zły głos, dykcję, dziwną składnię, ruchy itp – radzę najpierw samemu się nagrać do youtuba. To bardzo ładnie zmienia perspektywę. :)

*wiem, że zgodnie z zasadą powinna tu być odmiana „pierwszy vlog”, ale zrobiłam prostą analogię do przyjętej już uzusem odmiany bloga (sic!).