Kiedy się wstydzę.

Jest jesień. Ostatni taki ciepły, słoneczny weekend, gdy na chodnikach leżą resztki lata, w powietrzu da się wyłapać nitki wakacyjnych perfum, a gdy w przerwie od pracy człowiek stanie pod jakąś obłożoną barankiem, kremową ścianą budynku i złapie słońce, to w ogóle czuje się jak na plaży w Chałupach za parawanem w kwiatki.

I z tej okazji dziś się z Wami pozastanawiam tutaj. To będzie jeden z tych wpisów, w których nie ma żadnej tezy, żadnej objawionej mądrości popartej milionem badań, żadnego apelu. Ot, zbiór przemyśleń z jesieni 2019.

PRZEDSZKOLE

Zanim poszłam do przedszkola, mama uprzedzała mnie, że będzie tam leżakowanie. Powiedziała mi jednak, że podczas leżakowania nie trzeba spać, wystarczy leżeć. Poszłam więc do przedszkola – i nie, nie obeszło się bez płaczu, ale siłą rzeczy płakać przestałam, bo ile można się odwadniać, skoro mamy już nie ma, jestem sama z obcymi dziećmi i obcymi paniami, których w ogóle moja rozpacz i tęsknota nie obchodzą. Zostałam sama, nieśmiało bawiłam się w kącie jakimiś zabawkami, coś tam zjadłam lub nie zjadłam, a potem przyszła pora leżakowania.

– Proszę pani, czy muszę spać, czy wystarczy leżeć?

– Trzeba spać – odpowiedziała pani.

I to była bardzo zła wiadomość. Bo ja nie umiałam zasnąć. Im bardziej się starałam, tym bardziej mi nie wychodziło. A w mojej dziecięcej głowie nie mieściło się coś takiego jak „udawać”. Przecież nie wolno oszukiwać. Nie można kłamać. Nie da się zresztą pani oszukać, bo pani to taki bóg trochę, wszystko widzi, wszystko wie, ja powinnam być grzeczna i robić to, czego się ode mnie oczekuje. Ale nie umiem! Nie umiem zasnąć!

Zapomniałam o tym, jak to było być dzieckiem.

Z dzisiejszego punktu widzenia moje lęki i frustracja były zupełnie niedorzeczne. Przecież podczas leżakowania wystarczy leżeć. Przecież wystarczy udawać. Przecież można było powiedzieć mamie, jakie są moje obawy, a ona by mi wszystko wytłumaczyła i w razie kłopotów pogadała z panią w przedszkolu.

A jednak wtedy tego nie rozumiałam.

Nie mówiłam mamie o tym, co się dzieje w przedszkolu. Nie wiem dlaczego. Może się wstydziłam, że jestem taką nieposłuszną dziewczynką? Może uznałam, ze sama powinnam załatwiać sprawy w przedszkolu? Może czułam, że mówienie o tym mamie byłoby nie fair wobec pani z przedszkola?

Przypominam sobie teraz o moim przedszkolnym dziciństwie, gdy obserwuję syna, który też zaczął chodzić do przedszkola.

Nie chodzi tam chętnie, ale już nie płacze, nie buntuje się.

– Mamo, a ty jesteś szczęśliwa? – spytał.

– yyyy…. Tak, chyba tak… A dlaczego pytasz?

– Czy jesteś szczęśliwa, bo chodzę do przedszkola?

No tak. Przecież bardzo długo namawialiśmy go na to przedszkole. Wielokrotnie tłumaczyliśmy, czemu powinien tam chodzić. Martwiliśmy się, gdy nie chciał. Cieszyliśmy się, jeśli danego dnia poszedł bez ociągania.

LEKARZ, URZĘDNIK, WYKŁADOWCA

– Przepraszam, czy można? – nieśmiało zaglądam do gabinetu. Zapukałam, ale nie usłyszałam żadnego „proszę”. Zaglądam, bo może nikogo tam nie ma. Może lekarz czeka, aż wejdę. Widzę, jak siedzi za biurkiem, patrzy w jakieś papiery przed sobą, nawet nie podnosi wzroku.

– Z czym pani przychodzi?

– Dzień dobry – przecież powinno się przywitać. Nie oczekuję odpowiedzi. Opowiadam o tym, co mi jest. Siedzę na skraju krzesła. Uśmiecham się. Czuję lekkie napięcie w całym ciele.

Czemu nadal jestem dzieckiem, gdy tam jestem? Czemu czuję, że lekarz, pani w dziekanacie, urzędnik lub wykładowca są kimś więcej niż ja sama?

Przecież płacę temu lekarzowi – jeśli nie wprost, bo leczę się prywatnie, to przez ubezpieczenie zdrowotne, które regularnie płacę od zawsze. Przecież płacę za studia. Przecież jeśli postanowiłam nie chodzić na wykład pana, który coś tam mamrocze pod nosem i jest ewidentnie oburzony, że ktoś ze studentów prosi go o wyjaśnienie, to coś jest nie tak. Mam prawo wymagać od uczelni, żeby dawała mi wartościowych wykładowców, bo to ja jestem – w pewnym sensie – pracodawcą tych wykładowców. To dzięki moim pieniądzom dostają pensję. Dlaczego w takim razie czuję, że to ja im się narzucam, to ja jestem petentem, to ja czegoś chcę od nich i to oni robią mi łaskę, że mi odpowiadają?

ZADZWOŃ, PROSZĘ.

Trzeba zadzwonić do przychodni i umówić szczepienie.

– Zadzwonisz? – pytam narzeczonego.

Nie lubię tam dzwonić. Ale nie tylko tam. Generalnie nie lubię dzwonić do ludzi, których nie znam osobiście. Nie lubię tego momentu, gdy muszę o coś spytać i poprosić, bo mam wrażenie, że ktoś nie chce poświęcić mi swojego cennego czasu i muszę być bardzo grzeczna, bardzo miła, żeby ten czas wyprosić i z góry za niego podziękować.

Sebastian musiał anulować wizytę lekarską pewnego dnia. Zadzwonił do recepcji i zrobił to w 5 sekund. „Dzień dobry, chciałbym odwołać wizytę umówioną na jutro. Tak. Godzina 14. Tak. Dziękuję. Dowidzenia”.

– Lubie gabinety z recepcjonistami, bo tam nigdy nie czuję potrzeby tłumaczenia się, dlaczego odwołuję wizytę – powiedział – Gdybym dzwonił do lekarza bezpośrednio, czułbym taki wewnętrzny imperatyw. A tak to nikogo nie interesuje, dlaczego mnie nie będzie. Pytają o nazwisko, datę, anulują z uśmiechem w głosie. To jest super.

Z tego samego powodu lubię aplikacje do zamawiania jedzenia.

Wszystko mogę zrobić zdalnie, klikając w dania, płacąc aplikacją banku. Nie muszę z nikim rozmawiać. To cudowne.

GRY ZESPOŁOWE

Wrócę jeszcze na chwilę do dzieciństwa. Od podstawówki nie lubiłam WF-u. Nie dlatego, że nie lubiłam sportu w ogóle. Przecież jeździłam konno, pływałam, kochałam fikołki na trzepaku i zabawę w berka. Ale na WF-ie zawsze były gry zespołowe, a ich się bałam ponad wszystko.

Jeśli dostanę piłkę, to powinnam ją dobrze wykorzystać. Powinnam wbić gola, zaliczyć punkt, podać komuś. A jak mi nie wyjdzie? A jak spudłuję? Jak nie trafię? Oczy wszystkich na mnie, zawiodłam ich, nie dałam rady, jestem beznadziejna. Nie było dla mnie nic gorszego niż bycie odpowiedzialną za sukces grupy. Wolałam być odpowiedzialna wyłącznie za własny sukces.

Obcowanie z grupą, patrzenie na siebie ich oczami, wyobrażanie sobie tego, czy mnie lubią czy nie, było udręką. Do dziś mam z tym problem.

…A przecież nie jestem osobą nieśmiałą. Lubię ludzi. Lubię nawiązywać z nimi kontakt. Lubię z nimi być.

Też tak macie?