LEGO: Lord of the Rings

Każdemu normalnego dziecku z lat 80′ klocki lego kojarzą się z godzinami spędzonymi na budowaniu, ze sprzątaniem wszystkiego do wielkiego pudła po zabawie i z najgorszym na świecie bólem stopy, gdy się na jeden zawieruszony na podłodze klocek przypadkiem stanie. Lego było jednak najfaniejszą zabawką eva, przebijającą wszystkie lalki, samochodziki i inne dziecięce gadżety i gdy sama będę mamą, na Gwiazdkę będę kupować dziecku klocki. 

A tymczasem sama wpadłam na kilka tygodni w zabawę, która z początku wydała mi się głupia. Bo co za pokręcony umysł wpadł na pomysł, by zrobić grę na PSa: Lord of the Rings w wersji LEGO? No po cholerę? Siadłam do tego z powątpiewającą w sens zabawy miną, ale już po kwadransie nie dało się mnie z PSa zgonić. Czego jak czego, ale grywalności LEGO LOTRowi odmówić nie można.

LEGO: Lord of the Rings to gra w pełni bazująca na trylogii filmowej, z oryginalną muzyką i dialogami postaci – ale wszyscy obecni w niej bohaterowie oraz część przedmiotów jest „wykonana” z klocków lego. Zgodnie z historią Tolkiena idziemy tymi bohaterami w kolejne miejsca, wykonujemy misje, zadania, gromadzimy nowych ludzi i w końcu ratujemy Śródziemie przed złem wcielonym Saurona (wybaczcie spojler, ale jeśli nie znacie Władcy Pierścieni to i tak nie powinno Was tu być). Gra wciąga, bawi i tak fajnie wprowadza w klimat, że ma się potem ochotę na maraton wszystkich części filmowych. Zobaczcie trailer Cenegi:

No, ale zacznijmy od wad. :>

WSPÓŁCZYNNIK KONSOLOWATOŚCI to ilość świecących, plumkających i radośnie ka-chingujących pieniążków na minutę gry. Im większy – tym gorzej. Ja to się wychowałam na Gothicu i dobrych, klimatycznych grach, w których nie zbiera się żadnych pieniążków lewitujących w powietrzu, bo to trochę dziecinne jest i głupie. W LEGO LOTR współczynnik konsolowatości jest niestety ogromny, bo pieniążki są wszędzie, respawnują się, wypadają z wszystkiego i trzeba je zbierać, by kupować postaci i specjalne umiejętności. Strasznie to upierdliwe.

ROZWALANIE wszystkiego stanowi podstawę gry. Matka Rodzicielka z przerażeniem obserwowała mnie, gdy biegałam Sauronem po specjalnej planszy i rozwalałam domki elfów, ludzi i hobbitów, by się trochę dorobić. „Nic dziwnego, że później młodzież latarnie i śmietniki w parku niszczy” skwitowała, kręcąc głową. A dla mnie to po prostu męczące jest. Rozumiem, że niektórzy mieli w dzieciństwie wielką ochotę zniszczyć wieżę LEGO zrobioną przez młodszą siostrzyczkę i teraz wreszcie mogą to zrobić, ale ja takich ambicji nie mam i wolałabym budować. A w tej grze budować się właściwie nie da.

POWTARZANIE PLANSZY jest jednak chyba najbardziej denerwujące ze wszystkiego, bo poza otwartym światem, po którym można sobie dowolnie chodzić – mamy też plansze dodatkowe, które przechodzimy co najmniej dwukrotnie, bo raz zgodnie z fabułą gry – a potem na końcu, już ze wszystkimi umiejętnościami, by wyłowić ukryte w nich skarby i tajemne przejścia.

Czas na zalety :)

GRAFICZNIE GRA JEST ŚLICZNA, bo ktoś się mocno napracował nad odwzorowaniem świata Śródziemia a poza tym same postaci – mimo że mają haczykowate, legowe łapki i cylindryczne główki – bardzo przypominają prawdziwych bohaterów z filmu.

UKRYTE ZADANIA dają ogromną satysfakcję, bo czasem trzeba się nagłowić, żeby odkryć jakąś bonusową jaskinię albo wygrzebać zakopany skarb z łączki, po której biegałeś setki razy. No i zdobyte w ten sposób przedmioty lub umiejętności mogą być dość zabawne. Np. fiolka disco, którą można wziąć do ręki, zmuszając wszystkich dookoła do tańca na miarę „ona tańczy dla mnie” – i to do świetnego remiksu z głosem Gandalfa. Tak, to była chyba nasza ulubiona część gry, którą testowaliśmy na wielu bohaterach w różnych sytuacjach. :) Tak to wygląda:

HUMOR: czasem głupkowaty, czasem rozbrajający – ale pojawia się w wielu momentach gry. Nie zapomnę wielkiego wejścia Arweny w stylu Pameli Anderson ze Słonecznego patrolu, Boromira zabitego bananem i płaczącego co chwilę Gimliego. A tu macie Saurona łowiącego rybki.

Reasumując, LEGO LOTR jest doskonałą rozrywką, za którą Cenega i Muve (którzy mnie namówili do tej recencji) są mi winni kilkanaście godzin mojego nerdowskiego życia. I jeszcze pewnie kilka godzin grze poświęcę, bo ja jestem takim kompulsywnym graczem i muszę odkryć wszystkie easter eggsy i bonusowe przedmioty w grze. Zostało mi kilka. Wracam na PSa. :)