“Przyjaciel” to taki pojęciowy worek, do którego wrzucamy ludzi, którzy… no właśnie? Których kochamy? Z którymi spędzamy dużo czasu? Którzy są do nas podobni? Których znamy od zawsze? Ale możemy przecież kochać swojego chłopaka/dziewczynę, mimo wszystko nie przyjaźniąc się z nim. Możemy widywać się z przyjacielem raz na rok. Albo przyjaźnić się z kimś o zupełnie odmiennych poglądach. Ja tak właśnie mam. I mam też przyjaciół, którzy są nimi tylko przez krótki czas, bo nasze drogi naturalnie się rozchodzą. To wcale nie czyni ich nieprawdziwymi przyjaciółmi – po prostu te przyjaźnie trwały krócej od innych.
Niektórzy twierdzą, że nie da się mieć więcej niż jednego przyjaciela i że każdy kolejny jest nieprawdziwy. Że prawdziwa przyjaźń musi trwać wiecznie. Albo że nie można przyjaźnić się z osobą odmiennej płci. Ja twierdzę, że Twoim przyjacielem jest każdy, kogo za takowego uważasz. Zwłaszcza, że tych rodzajów przyjaźni jest naprawdę dużo.
Przyjaciel od imprez – Widujecie się tylko nocami po pijaku lub rano na kacu. Nie znacie swoich rodzin, nie jadacie razem lanczy, nie dzwonicie do siebie z problemami. Za to prowadziliście więcej szczerych, pijackich dyskusji filozoficznych o 4 rano u Romana niż ze wszystkimi innymi przyjaciółmi razem wziętymi. I nikt inny tak jak on nie czuje, kiedy uratować Cię od natrętnego adoratora przy barze lub zamówić Ci taksówkę. A, no i wyznawaliście sobie miłość już tysiące razy. Przyjaciel od imprez jest pierwszą osobą, do której dzwonisz, gdy rozstałeś się z dziewczyną lub zdałeś ważny egzamin.
Przyjaciel od spraw sercowych – Wasza przyjaźń mierzona jest w przegadanych godzinach. Tygodniach. Miesiącach. Nie podróżujecie razem, nie robicie głupot, nie prowadzicie wspólnych interesów. Po prostu gadacie o swoich związkach, problemach sercowych, zdradach, miłościach i rozczarowaniach. Przeważnie spotykacie się u Ciebie lub u niego, we dwójkę. Jeśli czasem zdarzy się, że wyjdziecie do knajpy lub spotkacie się w większym gronie, i tak wszystko kończy się na tym, że odizolowani od reszty świata zaszywacie się w jakimś kącie i gadacie, gadacie gadacie. To gadanie oczywiście niewiele zmienia, bo jesteście do siebie bardzo podobni i macie te same refleksje, ale Wasze spotkania mają niezastąpioną wartość terapeutyczną.
Przyjaciel, z którym widujemy się tylko, kiedy jest nam źle – Jeśli nawet sami nie macie takiej osoby, to zastanówcie się mocno, czy przypadkiem to WY nie jesteście tego typu przyjacielem dla kogoś innego. Mnie kiedyś wkurzało, że kilka znanych mi osób spotyka się ze mną intensywnie tylko wtedy, gdy coś się spierdoli w ich życiu. Przychodzą, dzwonią, gadają, żalą się, pytają o rady, słuchają i ogólnie wszędzie ich pełno – ale gdy tylko problem zaczyna znikać – i oni z mojego życia znikają. Teraz mi to nie przeszkadza. Ot, po prostu jestem im potrzebna wtedy, gdy są nieszczęśliwi. Najwyraźniej umiem im to szczęście dać. To w sumie komplement.
Przyjaciel z pracy – Najlepsi kumple z piętra lub działu. Zawsze razem na papierosie, papużki nierozłączki, wspólne lancze, kolacje, imprezy i wyjazdy. Gdy któreś z Was zdecyduje się zmienić pracę, będzie płacz i obietnice, ze Wasza przyjaźń na pewno to przetrwa. Co jak co, ale WY? Na pewno będziecie się przyjaźnić po grób! Niestety w praktyce okaże się, że trzymała Was razem tylko praca. Wraz z odejściem z roboty zostawiasz tam też przyjaciela. True Story bro.
Przyjaciel, którego widujesz raz na 5 lat – Są i tacy. Oczywiście nie wystarczy, że spędzicie razem jeden dzień i już stajecie się przyjaciółmi. Przeważnie tego typu przyjaźnie zaczynają się w dzieciństwie (choć niekoniecznie) i są dość intensywne, póki Wasze drogi życiowe się nie rozjadą. Potem studiujecie w innych miastach, pracujecie na innych kontynentach, więc naprawdę widujecie się bardzo rzadko i nawet nie piszecie do siebie długich listów, ale…. jak już się zobaczycie, to tak, jakbyście się widzieli wczoraj. Nie ma tej dziwnej, niezręcznej ciszy, zawsze jest mnóstwo tematów do obgadania i pomimo wielu życiowych zmian, Wy wciąż znacie się jak łyse konie.
Przyjaciel, z którym nie możesz poruszać pewnych tematów – Fantastyczny kompan od imprez, bratnia dusza w sprawach sercowych, błyskotliwa inteligencja, która sprawia, że świetnie się Wam dyskutuje, ale.. nigdy nie poruszacie tematu polityki, bo on jest za PiSem a Ty za PO. Albo on jest katolikiem a Ty ateistą. Albo macie odmienne zdania co do aborcji. Prawdopodobnie już nie raz się o te sprawy pokłóciliście, ale nigdy nie udało się Wam dojść do jakiegokolwiek kompromisu, więc zakopaliście temat i teraz po prostu o nim nie rozmawiacie.
Przyjaciel, który jest przyjacielem tylko jako część grupy przyjaciół – Nie każdy ma to szczęście, że ma „paczkę przyjaciół”, ale jeśli nawet ją ma, to często paradoksalnie nie z każdym jej członkiem się przyjaźni. Nazywamy ich przyjaciółmi jako całość i prawie zawsze bawimy się w pełnym składzie, ale gdyby ta grupa się rozpadła i mógłbyś widywać się z jej członkami tylko osobno, prawdopodobnie kilka osób byś olał. Zostaliby zdegradowani do roli znajomych. Tak jest na przykład między Barneyem a Lily w How I Met Your Mother. Albo między Marshallem a Robin.
Przyjaciel, na którego lecisz (lub który leci na Ciebie) – To wcale nie musi być przyjaźń toksyczna. Przyciąganie fizyczne jest zupełnie naturalnym zjawiskiem pomiędzy dwojgiem ludzi przeciwnych płci i wcale nie musi niszczyć lub uniemożliwiać przyjaźni. Gdyby tak było, osoby biseksualne w ogóle nie miałyby przyjaciół. Czasem po prostu masz ochotę na swojego przyjaciela lub on ma ochotę na Ciebie i albo dojdzie do seksu albo nie. Ten seks może prowadzić do związku lub nie. Ale którąkolwiek z dróg nie pójdziesz, Wy wciąż możecie się przyjaźnić.
Często przyjaźń jest po prostu zbiorem kilku z powyższych typów i łączy w sobie wiele cech. To jest, przyznajmy, bardzo ekonomiczne rozwiązanie, bo na ośmioro najbliższych przyjaciół po prostu nie starczyłoby nam czasu. Taką złożoną przyjaźnią jest na przykład relacja między Thelmą i Louise albo między Dannym Cranem a Alanem Shorem.* A jak wyglądają Wasze przyjaźnie? Ile z tych ośmiu typów reprezentuje Twój najlepszy przyjaciel?
*To główni bohaterowie serialu Boston Legal, w którym jestem ostatnio zakochana. Jeśli chcecie zacząć oglądać, to polecam zagryźć zęby przez połowę pierwszego sezonu (nudny jest. Właściwie to cały pierwszy sezon jest nudny) lub go po prostu odpuścić. A przyjaźń między demokratą i republikaninem jest po prostu przeurocza i naprawdę zawiera w sobie wszystkie osiem… nie… siedem elementów, bo przecież przedostatni punkt jest w gruncie rzeczy negatywem.