La gente esta muy loca!
Miałam taki ambitny plan, żeby podczas misji Orange Travel nauczyć się wszystkich języków krajów, które odwiedzam. Za każdym razem mam na to dwa dni, ale oczywiście idzie mi wyśmienicie. Okazuje się, że hiszpański załapałam po kilku godzinach z Fash w restauracji i teraz normalnie ablam wszystko i z każdym. Ten język jest bardzo prosty. Wystarczy seplenić, mówić dużo wyrazów z RRRRRR oraz raz na jakiś czas mówić „porsupłesto”.
Dotarliśmy do Barcelony zmęczeni amsterdamskimi doświadczeniami i absolutnym brakiem snu (w razie pytań o moją naukę holenderskiego, w Amsterdamie mówi się po angielsku. Tam każdy żul mówi po angielsku) i początkowo chciałam po prostu położyć się spać i naładować akumulatory przed kolejnym miastem, ale trzeba było rozwiązać zagadkę, więc Krzyś wyciągnął nas z hotelu. No i oczywiście tego nie załuję. Byliśmy w przepięknych ogrodach, wspinaliśmy się wąskimi uliczkami, podziwialiśmy bajkową architekturę miasta a wieczorem zapuściliśmy korzenie w wyśmienitej restauracji Salamanca tuż przy plaży.
Och, prawa ręko, znowu robisz mi zdjęcia a ja taka nieumalowana…Ogrody z labiryntem (i w bonusie prawy policzek Rocka) To tam była koperta z kolejnej zagadki. Dowiedzielismy się, ze kolejnym miastem jest Rzym (co było bardzo trudne do wydedukowania ;)) a jego gospodarzem – Kominek.
Krzyś rozwiązał swój konkurs a ja i Rock robiliśmy aplauz.Remonty, ciągle te remonty. Tutaj akurat ekipa Cecilii Gimenez zajmowała się restaurowaniem Światyni pokutnej Sagrada Familia.
Mój nowy nabytek za 1 euro. Przyda się na milongi.
A to już Barcelona nocą. Tłumy turystów na jednym z głównych deptaków. Na szczeście wszyscy byliśmy zgodni, by stamtąd uciec.
Sangria time!
Paella!
Przez tego uroczego kelnera zostałyśmy z Fash w Salamance o 5 godzin dłużej niż planowałysmy.
Zanim zdążyłyśmy skończyć naszą sangrię, ludzie ze stolików obok stawiali nam kolejne drinki a potem dostałyśmy kolejne „on the house”. No nie dało się stamtąd wyjść. :)
W końcu dołączył do nas Krzyś. Moja prawa ręka wciąż robiła nam zdjęcia z ukrycia…Dostałam różę od naszego ulubionego kelnera…
ale zręczny manipulator uwodzeniowy, Krzysztof Kanciarz, szybko ją mi zawinął.Godzinami rozmawialiśmy z czytelnikami Krzysztofa, których serdecznie pozdrawiam. Niech miłość Was prowadzi!
Żegnaj, Barcelono. Czas na Rzym. I niech ktoś mi da jakiś pomysł na odzyskanie energii, bo to byłby grzech – przespać pierwszą noc w stolicy Włoch. Ale mujloka Barcelona też nie dała mi się wyspać. Zasnęłam o piątej rano…