La gente esta muy loca!
Miałam taki ambitny plan, żeby podczas misji Orange Travel nauczyć się wszystkich języków krajów, które odwiedzam. Za każdym razem mam na to dwa dni, ale oczywiście idzie mi wyśmienicie. Okazuje się, że hiszpański załapałam po kilku godzinach z Fash w restauracji i teraz normalnie ablam wszystko i z każdym. Ten język jest bardzo prosty. Wystarczy seplenić, mówić dużo wyrazów z RRRRRR oraz raz na jakiś czas mówić „porsupłesto”.
Dotarliśmy do Barcelony zmęczeni amsterdamskimi doświadczeniami i absolutnym brakiem snu (w razie pytań o moją naukę holenderskiego, w Amsterdamie mówi się po angielsku. Tam każdy żul mówi po angielsku) i początkowo chciałam po prostu położyć się spać i naładować akumulatory przed kolejnym miastem, ale trzeba było rozwiązać zagadkę, więc Krzyś wyciągnął nas z hotelu. No i oczywiście tego nie załuję. Byliśmy w przepięknych ogrodach, wspinaliśmy się wąskimi uliczkami, podziwialiśmy bajkową architekturę miasta a wieczorem zapuściliśmy korzenie w wyśmienitej restauracji Salamanca tuż przy plaży.