Jakieś piętnaście lat temu musiałam szybko iść na jakąś randkę… a może to było spotkanie zawodowe… występ w telewizji… no nie pamiętam, w każdym razie strasznie to było ważne, a ja sobie postanowiłam, że ładnie wyglądam tylko w tych jednych spodniach, one pasują mi do już wybranej bluzki, butów, torebki, kurtki, no w ogóle jak nie te spodnie, to będę musiała spędzić kolejne pół dnia na wybieraniu stylizacji (a nienawidzę wybierać sobie stylizacji), co było o tyle problematyczne, że do randki / spotkania / występu zostało mi jeszcze tylko półtorej godziny i co tu zrobić mamo mamoooo MAMOOOOOO!!!
Co zrobiła moja mama? A zaprowadziła mnie do sąsiadki (jednej z tych bogatszych, bo wtedy nie każdy miał w domu taki sprzęt jak ona. Ba.. nie każdy.. co ja mówię… pół Żoliborza w ogóle nie wiedziało o istnieniu takiego sprzętu), która miała SUSZARKĘ DO UBRAŃ. Spodnie do suszarki, godzinka, suche, ta – daaaa!
To była jedyna w moim życiu sytuacja, w której potrzebowałam jakiegoś mokrego ciucha na teraz zaraz. Jedyna. Tak więc, jak się domyślacie, nigdy nie wpadłam na pomysł, żeby kupić sobie własną suszarkę do ubrań. To się zmieniło radykalnie w momencie, w którym dostałam jedną taką suszarkę do testów od Electroluxa. Dali mi mało czasu, nie wiem, deadliny jakieś mają, w każdym razie dostałam tydzień na zebranie doświadczeń.
Pomyślałam sobie, spoko, potestuję, co mi szkodzi, w razie czego po tygodniu przyjedzie pan kurier, ja mu powiem, weź pan to ode mnie, napiszę maila, że jednak nie dla mnie taki sprzęt, nie pierwszy raz to będzie i nie ostatni. Bo musicie wiedzieć, że z tymi współpracami reklamowymi ze mną to wcale nie jest tak różowo. Czasem coś testuję i to się okazuje po prostu słabe. Albo nie dla mnie (to taka kategoria rzeczy, które innym może będą pasować, ale mi nie pasują, więc się nie podejmuję o nich pisać). Wtedy zwyczajnie zwracam sprzęt i nic nie piszę bo postanowiłam, że nie będę pisać negatywnych recenzji. Na moim blogu znajdziecie tylko recenzje i testy rzeczy polecanych z głębi serca.
No i mija tydzień, zaraz przyjedzie pewnie pan kurier po suszarkę, ale ja go tu nie wpuszczę. Powiem, że pomyłka. Żeby, nie wiem, poszedł pod adres sąsiadów, może mu dadzą jakiś stolik lub mikrofalę. Ja suszarki nie oddam. Kocham ją. Serio. I zaraz Wam powiem, dlaczego:
1. Miękkość
Miękkość. MIĘKKOŚĆ. Nie wierzyłam, jak o tym usłyszałam po raz pierwszy, a usłyszałam już kiedyś, że suszarka magicznie zmiękcza rzeczy. Włożyłam to między bajki, bo przecież cudów nie ma, bez hektolitrów płynów zmiękczających nie da się uzyskać miękkości (a u mnie w domu nawet z płynami jest ciężko, bo mamy twardą wodę).
No i wzięłam sobie na pierwsze pranie testowe wszystkie ręczniki z foteli i podłóg (no bo przecież czemu miałyby wisieć na haczykach). Wsadziłam je do normalnego prania, wsypałam proszek, ani trochę płynu zmiękczającego, potem, takie mokre, do szurzarki, i sobie myślę „AHA. Teraz zobaczymy, jak to jest naprawdę!”.
No i wyjęłam po 2 godzinach: supermilutkie, miękkie, puszyste, no po prostu takie, że tulać. Mieli rację. Borze liściasty. Wreszcie mogę przerwać abonament płynów zmiękczających, a przynajmniej zacząć stosować je normalnie, wg instrukcji, czyli nakrętka na pranie <3
Tak, to jest dla mnie zdecydowanie największy plus suszarki.
2. Koniec z rozwieszaniem prania
Jeżu, jak ja nie lubiłam rozwieszać prania. Te zawijające się rękawy, nietrafianie w przerwę między drutami, trzepanie, no strasznie upierdliwa robota. A tu po prostu wrzucam pranie do kotła suszarki. Bajka. No i potem nie ma tych nieregularnych odgnieceń od sznurka, drutu lub klipsa. To naprawdę fajne uczucie, wreszcie pozbyć się takiej suszarki z majtkami stojącej zwykle na środku salonu.
3. Co z miejscem?
No właśnie. Bo ok, pozbywam się suszarki drucianek ze środka salonu, ale ta suszarka elektryczna gdzieś stać musi przecież. I to na stałe.
Bałam się, że na to po prostu nie będzie miejsca. W moim małym, powiślańskim mieszkanku był problem z tosterem, a co dopiero z drugą pralką. Bo przecież suszarka to gabarytowo druga pralka. W łazience wszystko było pod linijkę, z zagospodarowaniem nawet tej przerwy na dole, pod szafkami. W obecnym domu mamy więcej miejsca, ale wiecie jak to jest. Tego miejsca jest ZAWSZE za mało.
Nie wiem czemu, ale nigdy nie wpadłam, żeby suszarkę postawić NA pralce. Bo ona jest wyjątkowo lekka i jeśli dokupimy łącznik, to jeszcze mamy taką wysuwaną platformę do stawiania prania. Mega-wygodny patent. Zwłaszcza, jak komuś się nie uśmiecha ciągle schylać.
Tak więc – owszem, trzeba na ten sprzęt miejsca, ale jeśli pralka u Was stoi samopas i nic na niej nie stoi – to wszystko się zmieści.
4. Ale zaraz zaraz, suszarki przecież gniotą ubrania!
Jestem fanką rzeczy, których nie trzeba prasować. To znaczy… mogłabym życ bez żelazka, serio. Seba co prawda jest z tych, co nawet jeansy prasują, więc robi mi dzikie awantury, strzela fochy i mówi, że z nami koniec, jeśli chcę wyjść w pogniecionej koszuli – ale spójrzmy prawdzie w oczy. Mogłoby być gorzej. Niektórzy nawet pościel prasują, albo majtki. Zboczeńcy.
Wracając do suszarki – wbrew temu, co o niej słyszałam, nie gniecie ubrań. To znaczy fakt, koszule wyjściowe zawsze trzeba uprasować przed użyciem, ale to samo robiliśmy przy klasycznym suszeniu. Natomiast reszta ubrań, ta mniej mnąca się, jest po suszeniu od razu do noszenia dzięki specjalnym programom „zamiast prasowania”. Nie wiem, może to tylko ta moja taki ma, ale to jedyna, jaką znam, więc nie odpowiadam za inne modele.
5. Kurczenie tkanin? Mechacenie?
To drugi, najczęstszy zarzut wobec suszarek. Że kurczą ubrania. Zwłaszcza te wełniane.
Moja suszarka ma dwa specjalne programy – do wełny i do jedwabiu. Ten pierwszy dba o to, żeby wełniany ciuch się nie skurczył i nie zmechacił. Ten drugi pilnuje, żeby jedwab się nie zniszczył, nie stracił blasku i nie pogiął się dodatkowo. Szczerze – nie testowałam tych programów, bo nie mam wełnianych ani jedwabnych ciuchów. To znaczy pewnie gdzieś mam, ale nie chodzę, więc nie będę czystych i suchych prała tylko dla testu. Ale podobno te programy gwarantują ochronę tkanin, a na program wełniany Electrolux to w ogóle ma patent. Jeśli któraś z Was miała okazję prać w tych programach, to niech się podzieli wrażeniami w komentarzach.
Co do mechacenia się – suszarka nie tylko nie mechaci tkanin, ale wręcz je odkłacza. Zbiera te wszystkie kudły po domowych sierściuchach, pyłki i kurz do specjalnego filtra w bębnie. Fajny patent, zwłaszcza dla psiarzy i kociarzy. Polecam.
A na koniec taka mała uwaga od gadżeciary – jeżu, jakie to ładne jest. Takie futurystyczne, jasne, intuicyjne, po prostu przyjemnie się obsługuje tę suszarkę. <3 Mówię Wam, nie oddaję jej.