Macie czasem tak, że aby dogadać się z jakimiś ludźmi, musicie zniżyć się do ich poziomu?
Na pewno macie. Każdy tak ma – a przynajmniej ma takie wrażenie. Nie pogadasz o filozofii, nie pogadasz o książkach a nawet z kinem jest słabo. Największe salwy śmiechu wybuchają, gdy mówisz o jakichś głupotach, nawiązujesz często do seksu i używasz wulgaryzmów. Mówisz: dupa cycki dupa cycki dupa dupa cycki dupa i nagle stajesz się duszą towarzystwa.
Czasem nie ma wyboru. Jesteś na imprezie zakrapianej alkoholem, wokół hipsterzy deliberujący o aberracji, masz dość, idziesz na fajka i żeby się nie nudzić, znajdujesz jakichś dwóch idiotów. Szybko dochodzisz do wniosku że dupa cycki dupa to ich kod językowy.
Miałam tak. Wg scenariusza. Sztampowo wręcz. Impreza pożegnalna kumpla, który jechał w celach dyplomatycznych (sic!) do USA. Deliberacja o aberracjach toczyła się w środku, wyszłam na fajka, znalazłam dwóch przemiłych chłopców, z którymi zaczęłam dupa cycki dupa, wróciłam do środka i znów wyszłam – ale tym razem z moimi chłopcami stał trzeci. Podchodzę do nich. Zaczynam z uśmiechem stare, znajome dupa cycki dupa – i wtedy ten trzeci paczy na mnie, odwraca się z niesmakiem i mówi:
– No tak.. poziom dyskusji wyraźnie opadł.
I wtedy właśnie zdałam sobie sprawę, że nie tylko ja się zniżam czasem do poziomu rozmówcy. Inni też tak robią. I tak stoisz sobie w grupie intelektualistów z doktoratem, każdy ma coś ciekawego do powiedzenia, każdy też zakłada, że rozmawia z troglodytą, więc …gadacie o dupie i cyckach.
Ale może to zdrowe. ;)