Pierwsze miasto z Misji Orange Travel mamy za sobą i tę notkę piszę już z nowej lokalizacji. Rozwiązaliśmy bowiem zagadkę, dotarliśmy na miejsce wskazane przez Martynę i odnaleźliśmy kopertę z biletami …kolejowymi. Nietrudno się chyba domyślić, dokąd nas zaprowadziły. :) Ale zanim opowiem o naszych planach, czas ogłosić zwycięzcę konkursu. Jest nim… Mateusz Smoliński, który mnie uwiódł takim wyznaniem:
Witaj, Segritto. Spójrz na pozostałe komentarze. A teraz na mój komentarz. Jeszcze raz na pozostałe komentarze. Jeszcze raz na mój. Szkoda, że nie są nim. Ale gdyby miały taki urok jak mój, to może wygrałyby tablet Sony. Popatrz teraz na mnie, właściciela komentarza. Zobacz gdzie jesteś. Jesteś w Londynie, przy bramie Chinatown. Trzymam w ręku tablet Sony. Tabletem Sony robimy sobie zdjęcie. Wysyłamy na Facebooka. Ludzie nas kochają. Sprawdzamy pogodę. Tabletem Sony. Będzie padać. Stajemy na środku ulicy. Tańczymy w deszczu. Wszystko jest możliwe, gdy trzymam w ręku tablet Sony. Siedzę na tablecie.
No i, Mateuszu, będziesz siedział na tablecie. Tylko wyślij mi na maila swoje dane teleadresowe.
A teraz spójrzcie na swoje miasto. Teraz na Londyn. I znów na Wasze miasto. I znów na Londyn. Jesteśmy w Londynie.
Poniżej nasz Londyński hotel, który zdecydowanie nie jest przystosowany dla ludzi na wózkach inwalidzkich ani dla podróżnych z dużym bagażem. Te schody na wejściu to nie jedyne schody, jakie trzeba było pokonać. Na drugim zdjęciu widać schody wewnątrz pokoju. Bo to podwyższony standard był. Wszystko jasne.
UPDATE: Konkurs się skończył. Zwycięzcę ogłoszę do końca tygodnia, bo się nie mogę zdecydować…. Wygrywa Robert Klimek, którego proszę o wysłanie na mojego maila danych teleadresowych :) Gratuluję!
Gdybym mieszkała w Londynie na stałe, zostałabym blogerką kulinarną, bo po prostu musiałabym nauczyć się gotować. Może ja nie miałam szczęścia, ale jadałam w wielu angielskich knajpach i poza tymi z obcą kuchnią i prowadzonymi przez obcokrajowców, wszystkie charakteryzowały się obrzydliwym żarciem. Jak można mieszkać tak blisko Francji i niczego się od sąsiadów nie nauczyć?! Chyba jedyne, co nam smakowało w Londynie to ciasteczka do tradycyjnej herbatki o 5 po południu.
Fash spytana, czy smakowało jej śniadanie:
A propos telefonów – od momentu podania na blogu numeru telefonu dostałam od Was maaaaasę przemiłych smsów z pozdrowieniami, wyrazami zazdrości oraz cennymi wskazówkami, co w Londynie odwiedzić, za co bardzo dziękuję :) Z rozmowami telefonicznymi było trochę trudniej, bo często byliśmy w metrze albo mieliśmy jakąś misję do wykonania i po prostu nie mogłam zbyt często z Wami gadać. Ale numer zostaje do Waszej dyspozycji, więc jakby co, to można pisać, dzwonić i wspierać dobrym słowem. Np. takim, jakie nadesłał jeden z czytelników: „wsadzcie cos do ucha kominkowi jak uśnie. nie dzwońcie, śpie”. Zadzwoniłam więc do mamy :) A tak przedstawia się nasz bilans rozmów w usłudze „jak w kraju”:
Zagadka od Martyny była chyba prosta. Bez problemów trafiliśmy do China Town, odnaleźliśmy bramy (a właściwie Fash je odnalazła) a w jednej z nich była czarna koperta. Chyba ktoś nas musiał obserwować i włożyć ją dopiero wtedy, gdy się zbliżaliśmy, bo nie wierzę, że tkwiła tam przez cały czas od niedzieli. W kopercie były bilety do Paryża i….
…wtedy usłyszeliśmy pisk Fash. Od razu było wiadomo, kto nami będzie we Francji dyrygował.
Tak więc przekazuję pałeczkę Fash i to ona opowie Wam jutro na swoim blogu o kolejnej zagadce.
Na koniec moje absolutnie ulubione zdjęcie z całego dnia w Londynie. Nikt jeszcze przed nami nie wpadł na pomysł, by takie zrobić. Jesteśmy pierwsi. Prawda?
Jest to zdjęcie z dedykacją dla pewnego fana Beatlesów :***
Więcej londyńskich relacji (w tym oskarowych filmów!) znajdziecie u reszty ekipy, czyli u Fash, Kominka, Rocka i Krzysia Gonciarza. Jeśli wciąż Wam mało, to na naszych profilach fejsowych publikujemy czasem różne fotki z danej chwili. Enjoy :)