Oczywiście tego nie robią. A jeśli już, to tylko myśląc o swoim mężu albo o księciu z bajki (najczęściej jednym i drugim jednocześnie, bo to przecież ta sama osoba). Każda robi sobie dobrze za pomocą wibratora, którego z jękiem wprowadza sobie do pochwy jak najgłębiej. Ale zanim do tego dojdzie, lubimy temu wibratorowi zrobić loda i pomacać się po całym ciele. Tak to własnie wygląda. Oh wait… nie chodziło o postaci z filmów porno i romansideł?
Mam wrażenie, że temat masturbacji jest większym tabu niż temat seksu. Jest w niej coś „brudnego”, wstydliwego, nawet dla osób wychowanych w nowoczesnych rodzinach. Większość moich koleżanek pochodzi właśnie do dość liberalnych domów, a mimo wszystko o masturbacji rozmawiało nam się trudniej niż o różnych doświadczeniach w seksie partnerskim. Grażyna twierdzi, że od czasu, gdy jest w związku, nie lubi się masturbować. Nie dlatego, że tego nie potrzebuje – ale dlatego, że technicznie nie ma to sensu i czuje się wtedy, jakby zdradzała chłopaka z własną ręką.
Krystyna: Kiedyś facet poprosił mnie, żebym się przy nim masturbowała. Wykonałam więc popis aktorski naśladujący to, co robią kobiety na filmach, gdy się je prosi o „dotykanie się”. Wicie, prężenie się, wyginanie w łuk, dotykanie cycków, wreszcie wkładanie sobie paluszków do cipki z oblizywaniem warg. Ale oczywiście nie doszłam. Udałam orgazm. Dajesz wiarę? Udawałam orgazm podczas masturbacji… Ale no przecież on by nie chciał zobaczyć mnie naprawdę się masturbującej, bo w tym nie ma nic pięknego.
Żaneta: Pamiętam mój pierwszy raz. Zupełnie przypadkiem odkryłam to pod prysznicem. I od tamtej pory właśnie pod prysznicem się masturbuję. Łazienka ogólnie jest bezpieczna, bo zawsze możesz się zamknąć i mieć spokój. Od razu możesz się podmyć. No i nic mnie tak skutecznie nie doprowadza do orgazmu jak skierowany na łechtaczkę strumień wody.
Wszystkie zgodnie twierdzimy, że w ogóle nie używamy wibratorów. Masturbujemy się w łazience, na fotelu, na łóżku, przy pornosach na internecie, czytając opowiadania erotyczne lub wyobrażając sobie jakieś sceny, ale zawsze zewnętrznie, czyli stymulując tylko łechtaczkę. Grażyna twierdzi wręcz, że dodatkowy wibrator w środku by ją rozpraszał. Dostałam taki piękny, naturalnie wyglądający na osiemnastkę, ale użyłam go może ze trzy razy. Po prostu nie jest mi potrzebny. Kładę się na brzuchu, nawet nie muszę się rozbierać, wkładam tylko rękę w majtki, czasem nawet przez spodnie się dotykam. Daję sobie nacisk „od góry” na łechtaczkę, pomagam ruchami bioder i już wiem, że na pewno dojdę.
– Właśnie! Bo faceci, gdy nam stymulują łechtaczkę, to starają się ją dotykać „od dołu”, a to często po prostu boli. Dużo lepiej jest na nią naciskać od góry, przez skórę. – reaguje Żaneta.
Aldona używa do masturbacji elektrycznej szczoteczki do zębów. Nie, nie wkłada jej sobie do pochwy. Po prostu przykłada wibrującą rączkę do łechtaczki.
…Ale nie zawsze tak robię. Boję się, że gdy za bardzo przyzwyczaję się do tej wibracji, nie będę już w stanie dojść w normalnym seksie. Jest coś w tym, że przyzwyczajamy się do jakiegoś schematu masturbacji i potem nawet z partnerem musimy sobie właśnie masturbacją pomagać, bo inaczej nic z tego nie będzie. Dlatego staram się robić sobie dobrze na różne sposoby. Wiecie, żeby nie wpaść w rutynę.
O czym myślimy podczas masturbacji? Na pewno nie o naszych partnerach. Ani w sumie o żadnych innych konkretnych facetach. Bohaterem naszych fantazji jest zawsze ktoś zupełnie obcy, bez twarzy, ewentualnie odgrywający jakąś rolę w danej scence. Szef, podwładny, kurier, nieznajomy poznany na ulicy… Nie ma żadnych konkretnych cech fizycznych, nie jest brunetem o błękitnych oczach ani nie ma twarzy Clive’a Owena ;) Po prostu jest.
W fantazjach Żanety pojawia się jakiś romansowy ideał mężczyzny. Taki wyjęty z bajki, męski, silny, w scenie rodem z Disneya. Grażyna wyobraża sobie sceny zakazane, których w życiu nie chciałaby doświadczyć w realu. Na przykład gwałt, orgia lub nawet seks z bratem (którego, swoją drogą, nie ma. Twierdzi, że gdyby miała, nie umiałaby pewnie sobie takiej sceny wyobrazić).
Nie tylko facet z moich fantazji jest no-namem. Ja też w sumie jestem kimś innym. Ot, jakąś gąską, bohaterką filmu. To dziwne, ale nie umiem wyobrazić sobie samej siebie w takich scenkach. Dlatego tak lubię się masturbować przy opowiadaniach erotycznych. Zostawiają miejsce na własną interpretację w przeciwieństwie do pornosów no i mają zawsze jakąś fabułę, kontekst, który nadaje całości wiele smaczków. Wcielam się wtedy w skórę bohaterki i widzę to w myślach tak, jakbym chciała, żeby to wyglądało.