Jak napalić psa na zabawkę. I nie tylko psa. I nie tylko na zabawkę.

W mojej krótkiej acz namiętnej karierze psiej treserki nauczyłam się kilku istotnych prawd o efektywnym szkoleniu. Na przykład takiej, że najskuteczniejsza jest nauka bazująca na samych nagrodach (zamiast kar ignoruje się po prostu zachowania niepożądane). Albo że  nieregularne nagrody działają lepiej niż regularne. I że do wszystkiego dochodzi się małymi kroczkami, nigdy nie ryzykując wydania komendy przy ryzyku, że pies jej nie wykona. Lepiej wymagać mniej i czekać aż zwierzę samo zaproponuje „lepsze” wykonanie zadania – i dopiero wtedy wymagać tego samodzielnie odkrytego przez psa wyższego poziomu. Ale jednym z najfajniejszych tricków jest proces napalania psa na zabawkę. :) 

Są psy, które zabawek po prostu nie lubią. Wolą smakołyki jako nagrodę w szkoleniu. Smakołyki są bardzo wygodne do pewnego momentu, ale z czasem warto jednak używać do nagradzania zabawek, bo po pierwsze – zabawki się nie zużywają, a po drugie – nie ryzykujemy utuczenia psa. A więc dobrze by było, gdyby wystarczającą nagrodą (a więc i motywacją) dla psa po wykonaniu zadania była zabawa np. sznurem albo piłeczką. Co jednak zrobić, jeśli nasz pies zupełnie nie interesuje się tym przedmiotem? Trzeba sprawić, by pies oszalał na punkcie tej zabawki i dał się za nią pokroić. Jak? Opowiem Wam na przykładzie zwykłej piłeczki tenisowej na sznurku.

Faza 1 – BUDZENIE ZAINTERESOWANIA
Trzeba zadbać o to, by żadna piłeczka tenisowa nie była w zasięgu psa. To jest NASZA zabawka i trzymamy ją w miejscu niedostępnym dla psa. W jakimś nudnym momencie dnia, gdy nic się nie dzieje, bierzemy piłeczkę do ręki i bawimy się nią chwilę. Podrzucamy, odbijamy od ściany, ewidentnie cieszymy się tym i pokazujemy psu, że sprawia nam to wielką radość. Ale pies może tylko patrzeć. Nie wolno mu jej dotknąć. Po kilku minutach odkładamy piłeczkę. Możemy to powtórzyć kilka razy w ciągu dnia. I robimy to przez kilka dni, zawsze świetnie się przy tym bawiąc i pokazując psu, że jest totalnym frajerem, że sobie takiej piłeczki nie sprawił.

Faza 2 – KUSZENIE
Przez kilka kolejnych dni powtarzamy nasze krótkie sesje piłeczkowe (wciąż w domu i wciąż w momentach, gdy nic innego ciekawego się wokół nie dzieje), ale tym razem zaczynamy psa lekko prowokować i kusić. Bawimy się blisko niego, toczymy piłkę po podłodze tuż przed jego nosem, ale zabieramy ją zawsze zanim zdąży jej dotknąć. Możemy też spróbować zabawy piłką na spacerach, ale zawsze, obowiązkowo w chwilach, gdy poza tym jest nudno. Nie wolno ryzykować, że pies wybierze sobie jakąś inną podnietę np. w postaci innego psa. Chodzi o to, aby w psiej głowie zrodziło się połączenie między pojawieniem się piłeczki a takim mniej więcej tokiem myślowym: jaka ona zajebista! Jest najzajebistszą rzeczą na świecie i nic innego jej nie przebija! Co za chuj z tego mojego pana, że mi jej nie daje! Ja też chcę taką piłeczkę madafaka! 

Faza 3 – PIERWSZY KONTAKT
Przechodzimy do niej tylko, jeśli za każdym razem, gdy bierzemy piłeczkę do ręki, pies dostaje szału w oczach i chce nam ją zabrać. No. A więc teraz w naszych krótkich sesjach pozwalamy mu na chwilę złapać ją w zęby, ale sami nie tracimy z nią kontaktu i szybko mu ją wyrywamy (dlatego dobrze, by była na sznurku). I tu też jest pewna bardzo ważna zasada: pod żadnym pozorem nie każemy psu oddać piłeczki. Wymaganie od psa, by świadomie ją puścił jest przeciwieństwem tego, co chcemy osiągnąć. On ma jej pragnąć. Ponad wszystko. I nigdy jej nie oddać. Ma ją kochać jak Gollum kochał pierścień. Jak Murzyn kocha hotwingsy. Jak Siwiec kocha paparazzi. Sesje piłeczkowe powinny trwać najwyżej parę minut i powinny się kończyć w momencie, gdy pies ma największy szał w oczach. Nigdy nie przedobrzamy czyli nie dopuszczamy do momentu, że pies się zabawą znudzi albo wybierze coś innego. Ćwiczenia powtarzamy przez wiele dni, w różnych okolicznościach, dokładając coraz to inne rozproszenia (spacer, inne psy, goście itp.).

Faza 4 – PRZEJMOWANIE ZABAWKI
W kolejnych krótkich sesjach piłeczkowych  pozwalamy psu na chwilowe przejęcie zabawki. Rzucamy mu ją, cieszymy się jak idioci, gdy ją złapie, ganiamy za nim, odbieramy piłkę (często poprzez rozwarcie psu szczęki), bawimy się sami, uciekamy itp. Faza 4 jest najdłuższa, bo właśnie teraz utrwalamy w psim rozumku skojarzenie piłki z czymś najcudowniejszym na świecie. Wciąż więc musimy przerywać zabawę ZANIM pies się nią znudzi, czyli w najciekawszym momencie.

Faza 5 – NAUKA KONTROLI
Teraz, gdy mamy już psa napalonego na zabawkę, możemy powoli wymagać od niego kontrolowania swojej żądzy. Czyli uczymy go przynoszenia piłeczki i oddawania jej – ale zawsze w zamian za jakiś dobry smakołyk. Dopiero z czasem możemy te smakołykowe nagrody zredukować i nagradzać psa za oddanie piłki tylko sporadycznie. Osiągnęliśmy cel. Mamy psa, który da się za zabawkę pokroić i będzie ją kochał do końca życia – o ile oczywiście nie będzie ona dla psa zawsze dostępna i to my będziemy decydować, kiedy mu ją dajemy do zabawy.

Wiem, że nie każdy z Was ma psa. I nawet jeśli ma, to nie każdy ma ambicje go szkolić. Ale uwierzcie mi, znajomość tej techniki sprawdza się nie tylko w przypadku psów. Zastanówcie się, czy przypadkiem ktoś kiedyś – świadomie lub nieświadomie – napalił Was na samego siebie. Albo czy właśnie na tej samej zasadzie nie zakochaliście się w hobby lub pracy, które wykonujecie. Kroki są często te same. I działają nawet wtedy, gdy zdajemy sobie sprawę z tego, że jesteśmy manipulowani. :)