Chyba nigdy nie przestanę natykać się na takie teksty….
Nie morduj sushi sosem sojowym! Tak się tego nie powinno jeść!
Kawa z mlekiem i cukrem? To już nie jest prawdziwa kawa!
Whisky z.. z.. z.. no przez gardło mi to nie może przejść… Z COLĄ?!?!
Moja kuzynka w dzieciństwie uwielbiała kanapki z żółtym serem i nutellą. Kobiety w ciąży potrafią mieszać ogórki kiszone z dżemem. A mój przyjaciel słodzi herbatę 6 łyżeczkami cukru (i jest przy tym, skurczybyk, szczupły jak trzcina). Ludziom różne rzeczy smakują. Są nawet tacy, którym smakuje wątróbka albo – z zgrozo – kminek. Choć o tych ostatnich tylko słyszałam, nigdy nie poznałam osobiście, co rodzi podejrzenie, że to tylko urban legend.
Spójrzcie jeszcze raz na tytuł tej notki. Wiecie, czemu te trzy zestawy są tak często krytykowane? Bo zarówno kawa, whisky jak i sushi stały się specjałami, wokół których narosła pewna złożona kultura. To znaczy, że przestało się je po prostu pić / jeść, a zaczęto je celebrować, tworzyć przewodniki po smakach, uczyć sztuki ładnego prezentowania. A wszędzie tam, gdzie można się czegoś nauczyć, działa tak zwana krzywa Kozakiewicz.
Kocham rozmawiać o poprawnej polszczyźnie z ludźmi po filologii polskiej. A najchętniej – z ludźmi po specjalizacji językoznawczej. Miód na moje uszy leją zaś doktoranci i profesorowie od tejże. Bo oni wszyscy (no, prawie wszyscy) wiedzą, że język jest plastyczny, dynamiczny, żywy. Że się zmienia. Że ewoluuje. Że o tym, co jest poprawne i niepoprawne – decyduje głównie uzus, czyli wszyscy użytkownicy języka. I choć oczywiście pewne błędy językowe mogą ich razić, to jako ludzie świadomi językowo i wykształceni w tym zakresie, nie podchodzą do nich emocjonalnie. Analizują je. Obserwują. Próbują zrozumieć ich przyczynę. Bo to po prostu ciekawe jest.
A wiecie, kim jest ten upierdliwy człowiek, który ciągle czepia się u kogoś literówek? On jest gościem, który dopiero wczoraj się nauczył, jak poprawnie pisać. To świeżak jest. Tu wyjaśnienie, dlaczego tak się dzieje.
No, ale wracając do naszych kontrowersyjnych zestawów…
Kawa z mlekiem (i z cukrem!)
To morderstwo na kawie. Mleko całkowicie zabija smak kawy. Nie ma potem ona nic wspólnego z oryginałem, jest mdła, równie dobrze możesz pić szejka na mleku! Pamiętaj, że za każdym razem, gdy dolewasz mleka do kawy, gdzieś na świecie umiera jakiś kawosz.
Jedni lubią smak kawy. Inni lubią smak kawy z mlekiem. Inni lubią smak kawy z cukrem. A jeszcze inni – z cukrem i z mlekiem. Chyba nie muszę tłumaczyć, że każda z tych opcji smakuje inaczej, prawda? Tak samo jak inaczej smakuje chleb, inaczej masło, a jeszcze inaczej chleb z masłem. I jako człowiek obdarzony zmysłem smaku masz prawo preferować którąkolwiek z tych opcji.
Ja kiedyś piłam wyłącznie kawę z mlekiem i z cukrem. Potem na Blog Forum Gdańsk w CoffeeDesk Rafał zrobił mi kawę, której nie trzeba było słodzić (bo była przygotowana tak, że nie wytrąciła goryczy). Od tamtej pory sama sobie robię kawę i nie muszę jej słodzić. Ale wciąż nie wyobrażam sobie kawy bez mleka. To dla mnie po prostu niesmaczne jest.
[To wcale nie jest tak, że dolewam mleko do kawy wyłącznie po to, by umierały od tego słabsze pretensjonalne jednostki. Mleczę, bo lubię ten smak. Śmierć pretensjonalnej jednostki jest tylko miłym efektem ubocznym. :)]
Whisky z colą
Gdy widzę, jak ktoś do dobrej whisky dolewa colę, to wszystko się we mnie skręca. Jak można tak psuć smak tego szlachetnego trunku! W ogóle zatraca się wtedy jego smak! I z colą każda whisky smakuje tak samo!
Jeśli myślicie, że z colą to każda whisky smakuje tak samo, to się grubo mylicie. Może, nie wiem, macie mniej czułe kubki smakowe (co by było przecież dziwne, jeśli uważacie się za znawców whisky). Jeśli nalejesz mi Johnniego z colą, Jacka z colą i Glenfiddicha z colą, to bezbłędnie rozpoznam wszystkie trzy smaki.
I tak, są chwile, gdy mam ochotę na samą whisky. Ale przeważnie lubię ją z colą. Bo WHISKY Z COLĄ MA INNY SMAK niż sama whisky. I ja ten smak lubię. Niezależnie od tego, jak mocno to profanuje twój hipsterski świat. Handluj z tym :)
Sushi z sosem sojowym
To właśnie od sushi się zaczęło, bo wpadłam ostatnio na kolejny, mądry artykuł, który wypomina tym głupim, nieokrzesanym Polakom, że nie umieją jeść sushi. Że widelcem jedzą. Że w sosie sojowym topią. Że imbir jak sałatkę traktują. SKANDAL!
A ja będę zawsze orędowniczką zasady tolerancji – nie tylko wobec innych kultur i narodów, ale też wobec nas samych. Nie mam nic przeciwko temu, by Japończyk jadł schabowego pałeczkami. I by Polak jadł sushi widelcem. Niech każdy sobie je, jak chce, póki nie rzuca jedzeniem w innych.
Jak ktoś chce topić sushi w sosie sojowym, to niech topi. Jak chce sobie udekorować majonezem, niech dekoruje. Jak ma taki kaprys smakowy, żeby przybrać maka imbirem, niech przybiera. Przecież to on będzie to jadł, nie ty. Więc pozwól mu jeść to, na co ma ochotę. I tak, jak ma na to ochotę.