Być może jesteś w związku, w którym takie pytanie nigdy nie padło. Ba, najprawdopodobniej jesteś w związku, w którym takie pytanie nigdy nie padło, bo nawet w związkach przemocowych rzadko ktoś tak prosi o zgodę. W związkach przemocowych obie strony przeważnie wiedzą, że to przecież niedorzeczne, żeby jako dorosły człowiek, niczyja własność ani niewolnik, pytać swojego kochającego partnera o zgodę na dysponowanie swoim własnym ciałem, pieniędzmi lub czasem. Jeśli taka decyzja nie dotyczy bezpośrednio jakiejś wspólnej sprawy, to nikt nikogo prosić o zgodę nie musi, prawda? Prawda.
Dlatego w większości takich par, nikt nie pyta, „czy może obciąć sobie włosy”, „czy może wyjechać na weekend z przyjaciółmi” albo „czy może kupić sobie nowy laptop”. To się dzieje inaczej i jest jedną wielką grą, w której gracze udają, że nikt nad nikim nie sprawuje kontroli.
– Wiesz, kotku, myślę sobie o tym, czy by nie ściąć sobie włosów – mówi ona. Nie mówi tego po to, żeby on jej pozwolił lub nie. Mówi po to, żeby w ogóle wyczuć, czy mu się to będzie podobało. Czy zareaguje entuzjastycznie, czy raczej nie. Ale ten komunikat nie płynie z czystej ciekawości. To nie jest to samo, co rzucone przyjacielowi „będzie mi ładnie w krótkich?”. Ten komunikat płynie ze strachu.
Bo ona już wie, jaki jest jej partner i nie raz doświadczyła sytuacji, gdy pewne jej zachowania i decyzje (nawet te dotyczące tylko jej samej) wzbudzały jego gniew. Dlatego ANTYCYPUJE to, co się może wydarzyć w przyszłości i przewiduje, że jeśli ona podejmie decyzję, która jemu się nie spodoba, czeka ją awantura i straty. Nie chce awantur i strat. Nie chce potem focha trzydniowego. Nie chce krzyków. Nie chce przez kolejne pół roku wysłuchiwać uszczypliwych komentarzy. Nie chce też tych efektów, które pozornie nie dotyczą samej fryzury i „nieautoryzowanego ścięcia”, ale innych życiowych spraw, bo niezadowolony ze zmiany włosów partner niekoniecznie zrobi jej awanturę właśnie o to. On najczęściej wybierze jakiś inny, zupełnie niezwiązany z włosami powód, by pokazać jej swoją frustrację. Np. obsztorcuje ją za to, że kelner w restauracji patrzył na nią pożądliwie albo za to, że dziecku nie obcięła paznokci i przez to się zadrapało do krwi w policzek. Dlaczego tak zrobi?
Bo on też zdaje sobie sprawę, że nie ma prawa zabraniać partnerce zmiany fryzury. I czułby się jak głupek, gdyby to o to zrobił jej awanturę. Członkowie dysfunkcyjnych rodzin często wiedzą, jaka jest norma społeczna, co jest dobrze – a co źle widziane. Ale to nie sprawia, że przyczyna ich dysfunkcji znika. To po prostu powoduje, że umieją maskować swoje przemocowe schematy działania.
– Wiesz… te długie włosy już mi przeszkadzają. Wchodzą do oczu, wszędzie je zostawiam, takie obrzydliwe, do jedzenia wchodzą. I potem znajdujesz w zupie taki długi włos. No i długo je trzeba myć i suszyć. I to przez to się tak guzdram z wyjściem, a ty musisz na mnie czekać… – teraz ona wspiera swoją zakamuflowaną prośbę o zgodę sensowną argumentacją, czyli taką, która uczyni z jej osobistej decyzji -> jego najlepszy interes. To nic innego jak negocjowanie swojej prośby. Reklamowanie swojego wyboru. Próba przekonania go, żeby zareagował entuzjastycznie. Bo tylko wtedy ona będzie mogła te włosy obciąć.
– Podobasz mi się w długich włosach – odpowiada on – ale oczywiście zrobisz jak chcesz, to twoja decyzja.
– Eh.. No pomyślę o tym. Ja też lubię się w długich. Może kiedyś zetnę. – kwituje ona.
Pozory zachowane.
Nikt nie złamał reguł gry.
Ona nie spytała o zgodę (przecież nie jest niewolnicą)
On nie zabronił (przecież nie ma prawa)
Tak, proszę państwa. Tak wygląda przemoc. Nie ta pierwsza, będąca jeszcze zaskoczeniem. Tylko ta już „oswojona”, wprowadzona w życie i ujarzmiona mechanizmami obronnymi, które dają złudzenie kontroli stronie doświadczającej przemocy – i pozwalają cieszyć się władzą stronie stosującej przemoc. Całkiem niewinnie, co?