Kocham Gwiazdkę. Kocham tę świąteczną atmosferę i w ogóle mi nie przeszkadza, że Last Christmas zaczyna lecieć w radio już na początku listopada.Im dłużej, tym lepiej, zwłaszcza w naszym ponurym, zimowym klimacie. Bo co tu robić od października do maja? Moja prababcia, która latem intensywnie pracowała w ogrodzie, a jesienią robiła przetwory – przez całą zimę… cięła stare ubrania, paski łączyła w długą włóczkę, a potem wyplatała z nich dywany. Tak zajmowała sobie ciemne, mroźne wieczory. A my… kupujemy te dywaniki, urządzamy ciepłe, przytulne wnętrza i otulamy się wełnianymi swetrami, żeby przy kaloryferze (miejskim zastępstwie kominka) pić herbatę z goździkami, oglądać seriale na Netfliksie i czekać na Święta.
To czekanie na Święta jest lepsze niż same Święta. I tak też było kiedyś, w dzieciństwie. Ale jest jedna zasadnicza różnica w tym, co kiedyś sprawiało mi największą radość – i co sprawia mi tę radość dziś. Kiedyś czekałam na to, aż dostanę prezenty. Teraz czekam na to, aż będę mogła je dać.
Dziś opowiem Wam, z czego wynika ta przemiana i czy przechodzi ją większość ludzi; co nam daje szczęście – a co rani – w procesie wymieniania się prezentami. Patronem wpisu jest SMYK, który w tym roku namawia na Spełnianie Marzeń. Nie tylko tych dziecięcych, ale w ogóle – czyichś.
Ten radosny egoizm dziecięcy i łatwość w przyjmowaniu prezentów wynika z dość specyficznej sytuacji życiowej, w jakiej znajduje się dziecko.
Bo od urodzenia jest ono przyzwyczajone do otrzymywania – jedzenia, schronienia, opieki i prezentów. Jeśli do tego czuje, że dostaje to wszystko z miłości i bez wyrachowania (wyrachowaniem mogłoby być np. „teraz zmienię ci pieluchę, ale robię to tylko po to, byś kiedyś to ty mi zmieniał pieluchę!”), to branie jest dla niego łatwe i bardzo przyjemne. Minie jeszcze kilka lat zanim odkryje radość wynikającą z bycia po drugiej stronie. Ale żeby to się stało, musi pożyć trochę w społeczeństwie, nasiąknąć trochę naszymi zwyczajami i powinnościami oraz – najlepiej – zaobserwować u swoich rodziców tę bezinteresowną przyjemność wynikającą z dawania podarunków.
Lara Aknin z kanadyjskiego Simon Fraser University przeprowadziła bardzo ciekawe badania na ponad 234 tysiącach osób ze 120 państw. Zanalizowawszy wyniki Światowego Sondażu Gallupa doszła do wniosku, że samopoczucie badanych jest najwyższe nie wtedy, gdy wydają pieniądze na siebie – lecz wtedy, gdy przeznaczają je na potrzeby innych.
W badaniach grup społecznych psychologowie odkryli też, że robienie przysług innym wpływa bardzo korzystnie na zdrowie… osób, które te przysługi wyświadczają.
To naprawdę bardzo interesujący paradoks, z którego wielu z nas nie zdaje sobie sprawy. Bo tak intuicyjnie często uznajemy, że aby „wkupić się w czyjeś łaski” najlepszą i najszybszą metodą będzie właśnie zrobienie czegoś dla kogoś lub podarowanie mu czegoś. A tymczasem jest to często pułapka, bo jako istoty silnie społeczne mamy głęboko zakorzenioną potrzebę wzajemności – więc jeśli dostajemy od kogoś coś, co np. przewyższa nasze finansowe możliwości, zaczynamy czuć się źle z niemożliwością oddania przysługi. Upraszczając – poczucie zawodu, że nie możemy (lub nie chcemy) się zrewanżować, jest często silniejsze niż uczucie przyjemności płynące z otrzymania pomocy. Jeśli więc chcesz, żeby ktoś cię polubił, lepiej będzie… poprosić go o pomoc. :) Bo lubimy tych, którym pomagamy. Niekoniecznie tych, którzy pomagają nam.
Dawanie prezentów, choć na pierwszy rzut oka jest interpretowane jako przejaw altruizmu, jest też bardzo skuteczną metoda na poprawienie sobie nastroju i samooceny, a więc w istocie jest zachowaniem egoistycznym.
Tak „zdrowo” egoistycznym. Jeśli dodatkowo zależy nam na tym, żeby prezent nie sprawił komuś przykrości, warto nie tylko postarać się, by był trafiony – ale też aby zostawić obdarowanemu otwartą furtkę do rewanżu, a więc aby nie był zbyt drogi ani zobowiązujący (swoją drogą – naprawdę złym pomysłem jest podarowanie komuś czegoś drogiego i opatrzenie tego prezentu komentarzem „to taki drobiazg”, bo jeśli drogi prezent jest drobiazgiem, to co ja biedna musiałabym kupić tobie, żeby rachunek wzajemności się zgadzał!? ;)).
Jak dawać fajne prezenty, żeby obie strony miały z tego radochę? Oto garść tricków:
- Uważnie słuchaj osoby, którą chcesz obdarować. Najlepiej przez cały rok. Moja młodsza siostra kupiła mi kiedyś na Gwiazdkę kilo soli do kąpieli i frotkę. To był doskonały prezent. Dlaczego? Bo na wiosnę wspomniałam jej kiedyś w rozmowie, że chciałabym mieć tyle pięknie pachnącej soli do kąpieli, żeby nie musieć jej oszczędzać i zrobić sobie kąpiel w morzu martwym we własnej łazience. ;) A kiedy indziej, w innej rozmowie, śmiałyśmy się z Carrie z Seksu w Wielkim Mieście, że wyszydzała kobiety we frotkach na włosach, że to takie małomiasteczkowe… Powiedziałam wtedy, że jak kiedyś pojadę do Nowego Jorku, to będę paradować we frotce, żeby psuć krew takim wystylizowanym laluniom w szpilkach. Didi opatrzyła więc swój prezent dla mnie karteczką z napisem, że to frotka na nasz wspólny wypad do Nowego Jorku. Do dziś jestem wzruszona tym, jak mnie zna, jak mnie słucha i jak dobrze wie, czym poprawić mi humor.
- Prowadź w smartfonie notatnik z pomysłami na prezenty dla najbliższych. Wyłapuj ich małe, napomknięte w różnych rozmowach marzenia, żeby potem, w grudniu, móc do takiej listy sięgnąć i szybko kupić coś, o czym marzy siostra, mama lub narzeczony.
- Z małymi dziećmi rób odwrotnie ;) Marzenia dzieciaków zmieniają się jak w kalejdoskopie i warto być na czasie z tym, czego AKTUALNIE pragnie maluch. Bo może się zdarzyć, że to lipcowe marzenie o lalce już jest passe, bo teraz on chce nie lalkę, tylko lawetę duplo.
- Nie kupuj tego, o czym sam marzysz. Bo to prosta droga do popsucia sobie humoru… W fantastycznej książce „Cycero” Robert Harris opisuje, jak Cyceron podarował Pompejuszowi wyjątkowo cenny, oryginalny list jakiegoś greckiego filozofa – a Pompejusz, który w ogóle filozofią się nie interesował, olał prezent i bardziej ucieszył się z jakiegoś kiczowatego podarunku od innego gościa. Cycero nigdy nie przestał żałować, że stracił coś tak dla siebie cennego na rzecz kogoś, komu tylko wojaczka i kobiety w głowie. Wyobrażał sobie później, jak służący używają cennego listu jako podpałki do ognia. To musiało boleć…
- Nie poświęcaj się. Wykorzystaj wszystkie ułatwienia wynikające z kontaktów, pracy zawodowej i okazji. Obdarowany nie będzie szczęśliwszy, wiedząc, że wydałeś na prezent dla niego dużo pieniędzy. Wręcz przeciwnie. Lepiej przyjmie prezent, jeśli poczuje, że Tobie zdobycie go przyszło z łatwością, bo np. wykorzystałeś do tego bony pracownicze albo masz znajomego w firmie, która produkuje coś, o czym marzył ktoś dla Ciebie bliski. Pamiętacie zasadę wzajemności? Taka informacja sprawia, że ta potrzeba rewanżu będzie mniejsza, więc obdarowany będzie mógł skupić się na radości z otrzymywania.
- Dzieciom kup duuuuużo prezentów i każdy zapakuj osobno. Nie, nie namawiam do marnotrawienia papieru, bo w dzisiejszych czasach już jesteśmy mądrzejsi niż kiedyś i np. wiemy, że warto papier prezentowy recyklingować (np. używać papieru z …zeszłego roku albo wykorzystywać do pakowania stare gazety i kalendarze). Ale dzieciaki uwielbiają „unboxing”, a więc to wspaniałe podniecenie towarzyszące otwieraniu podarunków. Skąd to wiemy? A na przykład z popularności, jaką cieszą się na youtubie filmiki pokazujące otwieranie setek jajek niespodzianek. Tak. Mnie też to dziwi, ale kilkuletnie dzieci mogłyby godzinami oglądać, jak ktoś po prostu rozpakowuje kolejne jajka ze sreberek, kruszy czekoladę, otwiera plastikowe pojemniczki i dowiaduje się, jaką niespodziankę ukrywają w środku.
Bądź egoistą, SPEŁNIAJ MARZENIA innych, bo to da Ci najwięcej szczęścia. :)
A jak będziesz w SMYKu, to może trafisz na Wielką Zbiórkę Komitetu Ochrony Praw Dziecka – i będziesz mógł wrzucić piątaka na pomoc dzieciakom. Pomyśl, ile szczęścia i satysfakcji wpadnie Ci do koszyka po takim combo! <3
SMYK już po raz 10 współpracuje z KOPD i pomaga dzieciakom doświadczającym przemocy domowej. Ta pomoc jest realizowana głównie poprzez wsparcie psychologiczne i prawne dostarczane bezpośrednio najmłodszym jak i całym rodzinom. Naprawdę każda, nawet najmniejsza kwota wrzucona do puszki jest na wagę złota. Wiem, że często taka dobroczynność „puszkowa” jest mniej atrakcyjna niż wręczenie komuś prezentu bezpośrednio do rąk, ale gwarantuję, że robicie dużo dobra i w ten, pośredni sposób. Pomoc finansowa dostarczana zaufanym organizacjom jest w istocie najefektywniejszą, bo trafiającą tam, gdzie trzeba, pomocą. Dlatego nawet jeśli nie planujecie kupowania prezentów w SMYKu tego roku, a będziecie gdzieś obok, wpadnijcie na chwilę do środka i wrzućcie do puszki KOPD parę złotych.