Laserowa korekcja wzroku Lentivu krok po kroku i czy warto

W poprzednim wpisie opisałam Wam moje ponad dwudziestoletnie doświadczenie z okularami i soczewkami kontaktowymi oraz to, dlaczego zdecydowałam się wreszcie na zabieg laserowej korekcji wzroku. Bo to była decyzja, do której długo dojrzewałam i której się bałam. Niepotrzebnie. :) Ale może i dobrze, że nie zrobiłam tego 10 lat temu, bo najnowsza technologia jest naprawdę o niebo lepsza od poprzednich. Nazywa się SMILE i wchodzi w skład zabiegu LENTIVU. Różnicę pomiędzy wszystkimi metodami opisałam w poprzednim artykule, więc dziś skupię się tylko na Lentivu.

Zdecydowałam się na zabieg w klinice Optegra, a przy okazji postanowiłam zrobić dokładny wywiad z ich lekarzami, fotorelację z całego procesu i opisać Wam na blogu krok po kroku tę metodę, żebyście poznali ją z mojego punktu widzenia. Czyli od strony pacjenta, a nie z broszurek reklamowych, którym przecież nie zawsze się ufa. I choć zabieg miał miejsce już jakiś czas temu i ten tekst publikuję po czasie, to musicie wiedzieć, że zaczęłam go pisać na gorąco już dzień po. Tak. Już nazajutrz można w miarę normalnie funkcjonować. :)

Jeśli myślisz o Lentivu albo już się zdecydowałeś, to z tego artykułu dowiesz się wszystkiego, co musisz wiedzieć o zabiegu.

KTO SIĘ KWALIFIKUJE?

Żeby w ogóle zrobić sobie korekcję wzroku metodą LENTIVU, trzeba najpierw przejść badania kwalifikacyjne. Jest po prostu kilka wymagań, które musicie (Ty i Twoje oko) spełnić. Musisz mieć skończone 21 lat, w miarę ustabilizowaną wadę wzroku. Korekcji podlega krótkowzroczność oraz astygmatyzm.

Zabiegom nie mogą zostać poddane osoby z zaćmą, jaskrą, zespołem suchego oka, skłonnościami do zapalnych schorzeń oczu, alergii, kobiety w ciąży lub w trakcie karmienia, osoby z rozrusznikiem serca, czy cierpiące na choroby autoimmunologiczne lub z nieustabilizowaną gospodarką hormonalną.

Z zabiegu Lentivu skorzystać mogą:
– Pacjenci z krótkowzrocznością od -0,75 Dh do -10 Dh
– Pacjenci z astygmatyzmem ( do 5,0 D )

Ja musiałam na mój zabieg trochę poczekać, bo można go zrobić przynajmniej 3 miesiące po zakończeniu laktacji (czyli karmienia piersią). Przeszłam bardzo dokładne pomiar wady wzroku u optometrysty, badanie oka u okulisty, wizytę u lekarza, który odpowiedział na wszystkie moje pytania i wstępnie zapowiedział, na czym polega procedura. Przed tym ostatnim badaniem zakrapiano mi oczy, żeby rozszerzyć źrenice i dać lekarzowi wgląd w głąb oka. Samo zakrapianie trochę szczypie, ale trwa to tylko kilka, kilkanaście sekund. Potem wszystko powoli wraca do normy i trzeba tylko pamiętać, żeby nie prowadzić samochodu przez kilka godzin po badaniu. Gdy zostałam ostatecznie zakwalifikowana do zabiegu, umówiłam się na termin z kliniką.

Wszystkie te badania przeprowadzono jednego dnia, w ciągu paru godzin w klinice, więc nie musisz biegać po mieście w poszukiwaniu specjalistów.

Jeśli jesteś zdecydowany na zabieg laserowej korekcji wady wzroku, ale nie wiesz, która z metod będzie dla Ciebie najlepsza, zrób krótki test (klik). Po odpowiedzi na trzy pytania, otrzymasz informację o zabiegu wskazanym przy Twojej wadzie wzroku i oczekiwaniach. Oczywiście wciąż będziesz musiał przejść badania kwalifikacyjne w klinice, ale już wstępnie będziesz wiedział, na jaką technikę masz szansę się zapisać.

Zapraszam, też na bezpłatną konsultację w klinice Optegra (klik), podczas której dowiesz się, jaką dokładnie masz wadę wzroku. Możesz przy okazji wypytać o Lentivu, zobaczyć klinikę i zdecydować, czy to coś dla Ciebie.

 

DZIEŃ ZABIEGU

Przyjechałam o godzinie 9 rano, po śniadaniu, z Sebą, który pełnił funkcję kierowcy i fotografa. Fotografa nie będziesz potrzebować, ale kierowca się przyda, bo tuż po zabiegu i następnego dnia – aż do kontroli lekarskiej – nie będziesz mógł prowadzić auta. Oczywiście możesz umówić się z kimś na zawiezienie i potem telefon, gdy zabieg się skończy, bo w klinice spędzisz łącznie ponad 3 godziny.

Zgodnie z zaleceniami – byłam bez makijażu, nie kremowałam twarzy, rano nie piłam kawy, a przez cały tydzień przed zabiegiem unikałam alkoholu oraz dużo piłam wody, żeby porządnie nawodnić organizm. Zanim weszłam na blok operacyjny, przeszłam jeszcze raz krótkie badania wzroku, żeby ostatecznie ustalić zakres korekcji i upewnić się, że oko jest zdrowe i gotowe na zabieg.

Następnie przemiła pielęgniarka założyła mi fartuch ochronny, czepek i ochraniacze na buty. Bez tego nie ma wejścia na blok operacyjny. Musiałam dokładnie umyć ręce i zdezynfekować je. Okolice oczu też zostały zdezynfekowane za pomocą gazy nasączonej środkiem odkażającym. Potem dostałam tabletkę przeciwbólową, znieczulające krople do oka oraz syrop uspokajający. To ostatnie naprawdę się przydaje, bo jednak człowiek ma taką naturalną potrzebę ochrony własnego oka i na myśl, że ktoś mu tam będzie coś grzebał, dotykał i polewał, zaczyna się denerwować. To zupełnie naturalne jest. Dlatego dobrze jest się przed zabiegiem zrelaksować i wyciszyć.

Usiadłam w pokoju wypoczynkowym z innymi pacjentkami. Potem zostałam zaproszona do sali operacyjnej, gdzie położyłam się na łóżku przy wielkim urządzeniu z laserem, a pani doktor dokładnie opowiedziała mi o każdym kroku procedury.

Pielęgniarka ponownie zakropiła mi oczy środkiem znieczulającym. Sprawił on, że moje oko całkowicie uodporniło się na ból. To znaczy, że odtąd czułam wszystko, co było robione w okolicy moich oczu – ale absolutnie mnie to nie bolało. Lewe oko zostało zasłonięte gazą, żeby mnie nie rozpraszało podczas zabiegu.

Rzęsy zostały podklejane plastrem, a na powieki założono mi rozwórki, czyli takie metalowe urządzenie, które przytrzymuje powieki i uniemożliwia mruganie. Spokojnie, to wcale nie jest takie straszne, jak się wydaje. Na początku myślałam, że to będzie wyglądało tak, jak w Mechanicznej Pomarańczy, ale w istocie rozwórki są dużo mniej inwazyjne niż na filmie, są małe, w ogóle nie uwierają, nie bolą, nie podrażniają powiek. Prawie w ogóle ich nie czuć.

Aż do momentu przystawienia urządzenia Visumax do oka, lekarz leje na jego powierzchnię wodę, żeby dobrze oczyścić rogówkę. To był chyba najmniej przyjemny moment, ale trwa tylko kilka sekund i – podkreślam – w ogóle nie boli. Po prostu jest nieprzyjemne, bo aż ma się ochotę mrugać, a mrugać się nie da.

Potem „okular” lasera przykładany jest do twarzy i widać takie wyraźne, migające, zielone światło. Trzeba w nie patrzeć nieruchomo przez kilkanaście sekund, gdy laser wykonuje swoją robotę. Nie bójcie się – jeśli jakimś cudem spojrzycie w bok, laser błyskawicznie przerywa pracę i nie ma ryzyka, że coś Wam uszkodzi. Poza tym głos lekarza przez cały ten czas informuje cię, czy dobrze, stabilnie patrzysz, więc masz pewność, że wszystko jest w porządku. Samo działanie lasera jest zupełnie ciche. Nawet nie wiesz, że coś się dzieje. Po prostu patrzysz w światło, które trochę blednie, oddala się lub przesuwa (to wrażenie optyczne tylko, więc się nie martw). Nic nie słychać, nie ma żadnych błyśnięć, żadnego zapachu, no po prostu jakby nic się nie działo. I po tylko kilkunastu sekundach dostajesz informację, że to już. :)

Następnie lekarz wysuwa spod powierzchni rogówki jej fragment, który został odpreparowany przez laser. To też nic nie boli. Po prostu patrzysz przed siebie i widzisz, jak światło lampy lekko się porusza przed Twoimi oczami. Na powierzchnię Twojego oka zakładana jest soczewka opatrunkowa (wyglądająca identycznie jak soczewka kontaktowa) i już po wszystkim. Zdjęcie rozwórek, drugie oko, powtórzenie procedury.

CHWILA PO ZABIEGU

Pielęgniarka zaprowadziła mnie znów do pokoju wypoczynkowego, tego samego, w którym czekałam przed zabiegiem. Od lekarza dostałam receptę na dwa rodzaje kropli do oczu. Jedne są ze sterydem (by zapobiec stanom zapalnym) i antybiotykiem (żeby zapobiegać infekcjom bakteryjnym), drugie mają nawilżać oko. Obie buteleczki towarzyszyły mi przez tydzień, musiałam je stosować najpierw co godzinę (z przerwą nocną) przez dwa dni – i potem przez tydzień co cztery godziny. Ale – co najpiękniejsze – już wszystko widziałam. Od razu po zabiegu. Wszystko było ostre. Bez okularów! Fakt, obraz był trochę jak za mgłą, która malała z każdą godziną. Ale widziałam! Na instrukcji dołączonej do recepty dostałam też prywatny numer telefonu do mojej lekarki, żeby w razie problemów i pytań dzwonić. Na szczęście nie było takiej potrzeby.

Przez pierwsze godziny po zabiegu czułam pieczenie, trochę jak wtedy, gdy do oka dostanie ci się dym lub jeśli założysz brudną soczewkę kontaktową. Miałam takie poczucie, że w oku jest obce ciało i gdy środek przeciwbólowy przestał działać, trochę mnie bolało. Ale przeszło już wieczorem.

Większość pacjentów tego samego dnia odczuwa też światłowstręt (dlatego lekarze zalecają noszenie okularów przeciwsłonecznych), mglistość obrazu, nieostrości, łzawienie i poczucie dyskomfortu. Ten dyskomfort może trwać od kilku dni do kilku tygodni.

NASTĘPNEGO DNIA

Następnego dnia po korekcji jest konieczna wizyta kontrolna w klinice, podczas której lekarz zdejmuje opatrunek z oka (czyli to szkło kontaktowe). Do oczu ponownie zakroplony jest środek przeciwbólowy, który przez chwile daje takie dziwne uczucie bezwładu powiek. Lekarz sprawdza też takim lekkim barwnikiem, czy rogówka dobrze się goi. Nie martw się, to jest zupełnie bezbolesne i niewidoczne na oku po wizycie.

Tego dnia wciąż trzeba na siebie uważać, nosić okulary przeciwsłoneczne i wciąż mogą utrzymywać się takie wrażenia jak mglistość, suchość lub wrażliwość oka. Światła mogą być rozmazane, jakby z aureolą wokół punktu świetlnego. Spokojnie, to wszystko powoli będzie przechodzić. Jeśli wizyta lekarska i badanie wzroku wyjdą pomyślnie, już tego dnia będziesz mógł normalnie prowadzić samochód lub malować się.

TYDZIEŃ PO ZABIEGU

Ból zupełnie zniknął. Jedyne, co wciąż odczuwałam, to mglistość obrazu i lekkie rozmazania. To normalne, bo wewnętrzne płaszczyzny rogówki muszą się zagoić i wygładzić. Ciekawym zjawiskiem było dla mnie też to, że obraz z bliska (z bardzo bliska) nie był tak wyraźny jak przed zabiegiem. To normalne dla osób, które były wcześniej krótkowidzami, bo oko musi się przyzwyczaić do trudniejszej akomodacji. Chodzi o to, że normalne, zdrowe oko nie widzi z bliska tak dobrze, jak oko krótkowidza.

Pełna regeneracja oka i przyzwyczajenie do nowego stanu następuje najpóźniej po dwóch miesiącach od zabiegu, więc jeśli tydzień po wciąż czujesz lekki dyskomfort, nie masz się czym martwić.

Trzeba jeszcze chwilę na siebie uważać, unikać zadymionych pomieszczeń, nie chodzić na saunę, na solarium, unikać słońca i zmian ciśnienia (np. podczas nurkowania, lotów samolotem lub wspinaczki wysokogórskiej).

PODSUMOWANIE:

– Jeśli ktoś się kwalifikuje do zabiegu, to absolutnie go polecam.

– Ryzyko, jak przy każdym zabiegu, istnieje, ale jest na poziomie 1% i polega na tym, że może lekko pogorszyć się jakość widzenia.

– Zabieg jest całkowicie bezbolesny. Nie że „trochę boli”. Nic nie boli.

– Po zabiegu ból utrzymuje się tylko w ciągu jednego dnia i jest do przykrycia normalnymi środkami przeciwbólowymi dostępnymi w aptece, bez recepty.

– Zabieg jest miejscami nieprzyjemny, ale głównie dlatego, że nikt nie lubi, jak mu ktoś coś robi tuż przed okiem.

– Już następnego dnia można normalnie żyć, uprawiać sporty, malować się lub prowadzić samochód.

GARŚĆ INFORMACJI:

Zabieg Lentivu można zrobić w klinice OPTEGRA (klik)

Klinika znajduje się w kilku polskich miastach, ja akurat zrobiłam sobie zabieg w Warszawie, na ul. Bitwy Warszawskiej 1920r nr 18. Tu macie pełne dane kontaktowe (klik).

Koszt zabiegu to: 

wizyta kwalifikująca: 250 zł.
zabieg Lentivu na jedno oko: 4800 zł. 
pierwsza kontrola po zabiegu: bezpłatnie.
druga kontrola po zabiegu: 50 zł.
trzecia kontrola po zabiegu: 200 zł.