Na mieście zatrzęsienie kujonów. Rogowe, grube oprawki okularów. Koszule w kratę wsadzone w spodnie z wysokim stanem. Szelki. Nie, nie zamknęli bibliotek. Taka moda jest.
W pierwszym odruchu patrzysz na takiego gościa z denkami od butelek i myślisz: bosh, ludzie to lubią się oszpecać. Ja też tak reagowałam, ale potem przypomniałam sobie, jaki jest modowy algorytm. Najpierw coś jest brzydkie, potem ekstrawaganckie, potem trendy, potem passe, potem brzydkie, potem ekstrawaganckie itd. Właściwie nie ma już nowych trendów – wszystko wraca, lekko może zmodyfikowane. Nerd też już był – tylko że wtedy nie był nazywany nerdem. Spójrzcie tylko na styl Jamiego Lidella (współczesny) – i styl Elvisa Costello (lata 80′).
Jeśli mało Wam podobieństw, zobaczcie ich teledyski:
Jamie Lidell – Little bit of feel good Elvis Costello – Everyday I write a book
Wróćmy na chwilę do samego wyrażenia "nerd". Oznacza ono człowieka niemodnego (sic!), skoncentrowanego na jednej, często intelektualnej pasji, niezsocjalizowanego ze społeczeństwem, nieuprawiającego sportów. Nerd to komputerowy, pryszczaty maniak. Nerd to doktorant na filozofii, zbieracz znaczków albo mól książkowy ze zniszczonym wzrokiem i wiotką budową ciała. Ale nerd to też gruby koleś w starym T-shircie z plamami po chipsach. Dziś nerda (albo geeka) identyfikujemy głównie z internetowym dziwakiem, stąd też typowo nerdowe napisy na koszulkach: "Yes, I’m on MySpace" albo "I love Google". Od dwóch miesięcy sama jestem nerdem, bo zawzięcie gram w szachy, nosząc te szachy zawsze w torebce. Ba. śnią mi się po nocach ;)
I może dlatego mi też zaczyna podobac się moda na nerda. Widzę w niej filozofię wyrażenia "mordo ty moja" a jest to filozofia bardzo mi bliska. Pamiętacie, jak to było?
"Mordo ty moja" miało wydźwięk pejoratywny. W 2007 roku PiS użył tego sformułowania, by ośmieszyć swoich politycznych przeciwników. W spocie reklamowym hasło to miało brzmieć obraźliwie, ale cała kampania tak rozbawiła ludzi, że zaczęli używać tekstu "mordo ty moja" w stosunku do przyjaciół, podkreślając tym zażyłość z adresatem i dystans do oskarżeń pisowskich. I tak oto coś, co miało w założeniu umniejszać czyjąś wartość – stało się komplementem.
Podobnie jest z "nerdem". Początkowo obelga – dziś coś, z czego można być dumnym. Tak, to najlepsza metoda obrony przed złośliwymi atakami wrogów.
Najzabawniejsze w modzie "na kujona" (w języku polskim nie ma właściwie tłumaczenia slowa "nerd", które oddawałoby jego faktyczne znaczenie) jest – jak już wspomniałam w definicji tego słowa – wewnętrzna sprzeczność. Nerd to ktoś niemodny. A dziś najmodniejsze panienki powinny kupić sobie za krótkie, zwężane dżinsy i paradować po dyskotekach w wielkich okularach. Zrobienie z nerda definicji stylu to dowód poczucia humoru trendsetterów. Ciekawe, czy taki prawdziwy kujon, gdy wyjdzie na ulicę, uznany zostanie za osobę modną :) Chyba jednak nie… Przecież prawdziwy nerd na ulicę nie wychodzi.:)
Przypomniał mi się jeden dowcip, który był wyjątkowo modny u mnie na wydziale…
Spotykają się trzy studentki: matematyczka, biolożka i polonistka. Dyskutują, czy lepiej mieć kochanka czy męża.
Matematyczka: Lepiej mieć męża. Wspólne rozliczanie się, stabilny, bezpieczny związek, duża szansa na dzieci, którym zapewnić można wychowanie w pełnej, kochającej się rodzinie…
Bilożka: E tam. Lepiej mieć kochanka. Człowiek i tak z natury jest poligamiczny. Kochanka łatwiej zmienić. Nie ma tych głupich zobowiązań no i seks jest z takim fajniejszy.
Polonistka: Ja to bym chciała i kochanka i męża. Mąż myśli, że jestem u kochanka. Kochanek – że u męża. A ja w tym czasie myk myk do BUW-u*.
*BUW – Biblioteka Uniwersytetu Warszawskiego. Niektórzy tam mieszkali. :)