Volkswagen i Nikkie (vlogerka makijażowa) zrobili takie wideo:
Kiedy zrobimy kampanię, żeby nie myć nóg w samochodzie? Albo nie zamykać oczu, nie grać w ping-ponga, nie oglądać meczu i nie golić pach? Myślę, że niebezpieczne jest też spanie, gdy się prowadzi, bo może dojść do wypadku. Tak się przeważnie dzieje, gdy ktoś nie patrzy na drogę.
W samochodzie można robić wiele rzeczy, za które egzaminator by nas oblał. Można prowadzić jedną ręką, sięgać do schowka, zmieniać płytę w trakcie jazdy, odkręcać butelkę, pić, jeść a nawet prowadzić kolanem. Można. Ale żeby to robić, trzeba mieć mózg i doświadczenie. Trzeba przejechać wiele tysięcy kilometrów, poznać różne warunki drogowe, przynajmniej raz wpaść w poślizg, mieć stłuczkę, sytuację ryzykowną. Trzeba po prostu poznać granice bezpieczeństwa, wyrobić w sobie pewne odruchy – a innych się pozbyć. To trwa. Latami. I bezpieczny kierowca to nie jest ten, który „nie maluje się w samochodzie” ani ten, który jeździ zgodnie z przepisami (czasem jeżdżenie zgodnie z przepisami tworzy ryzyko na drodze).
Przyczyną wypadków nie jest malowanie się za kółkiem. Jest nią głupota. Jeśli będziemy namawiać laski, żeby się nie malowały we wstecznym, to zaraz będą się malowały w bocznym. Jeśli i tego im zabronimy, będą sobie robić paznokcie. A potem wklepywać kremy w kufy. Albo pisać maile. Albo wymyślą jeszcze inny sposób na to, żeby się nie nudzić w drodze do pracy. Jeśli obniżamy limity prędkości w miastach, robimy dokładnie ten sam błąd. Oduczamy kierowców myślenia, dając im powiększającą się listę konkretnych, nagannych zachowań – zamiast uczyć ich odpowiedzialności.
Wymagajmy od kierowców myślenia. Jeśli trzeba, to testami IQ, trudniejszymi egzaminami, testami osobowości… Czymkolwiek, co sprawi, że nie trzeba będzie potem nikomu tłumaczyć, że warto patrzeć pod nogi, żeby się nie przewrócić.