Będzie ostro, ale jak patrzę na mojego trzęsącego się psa, to nie mam litości dla dziecięcych zabaw dorosłych facetów.
Jest taka akcja na fejsbuku, żeby nie strzelać w Sylwestra bo psy się boją, uciekają albo padają na zawał. Nie zgadzam się z tą akcją. Ludzie zawsze strzelali, strzelają i strzelać będą, od tego są sztuczne ognie, od tego jest Sylwester. Dlatego w sylwestrową noc jesteśmy przygotowani, że zamykamy okna, dajemy psom jakieś wołowe penisy dla zajęcia uwagi, puszczamy głośno Queen, żeby zagłuszyć wystrzały i budujemy psom bunkry z materaców, bo jak się boją, to próbują wczołgać się pod szafę. Poza tym próbujemy wytrzały bagatelizować normalnym zachowaniem, bo wbrew pozorom takie użalanie się nad psem „biedny mój malutki nie bój się no nie bój, ojejku ojejku, chodź przytulę Cię Oh! znowu wytrzelili” jeszcze bardziej psa utwierdza w przekonaniu, że jest się czego bać. Tak więc ok. Strzelajcie sobie w Sylwestra, skoro Wam nie wystarczają pokazy sztucznych ogni organizowane przez miasto.
Ale nihuyah nie rozumiem ludzi, którzy zaczynają strzelać dwa dni przed sylwestrem i kończą 2 stycznia. W parkach, koło przechodzących psów. Na ulicach, pod naszymi oknami. W ogródkach. Tak z dupy. Tak w środku dnia. Nojapierdolę. Co jest takiego zajebistego w tych wybuchach? Po cholerę Wam to? Takie to podniecające? Seksu nie znacie? Za mało innych podniet w życiu? Rodzice mają Was w dupie i próbujecie zwrócić na siebie uwagę? Wiecie, co może pomóc? W dupę sobie wsadźcie te fajerwerki i odpalcie. I sfilmujcie na youtuba. Przynajmniej ja będę miała z tego radochę.