To była jedna z tych rzeczy, które się sobie planuje „na kiedyś”. „Kiedyś się wybiorę na Służewiec”. No przynajmniej raz, żeby spróbować, na pewno będzie fajnie. Przecież być warszawianką i nigdy nie być na Służewcu to wstyd. Tylko jakoś nigdy nie pojechałam. I gdyby nie znajomy, który po prostu zarezerwował dla mnie zaproszenie, pewnie znalazłabym w niedzielę jakąś kolejną wymówkę, żeby nie jechać.
Pojechałam. I po tym, jak mnie Jarek oprowadził po terenie, budynkach, salach, barach i tarasach, wypowiedziałam po raz pierwszy „Jezu, jak tu fajnie!”. Bo tam naprawdę panuje niepowtarzalny klimat. Starsi panowie dyskutujący o szansach koni, przemiłe panie przyjmujące zakłady, kapelusze, przedwojenna elegancja, przepiękne konie, tatar z wódeczką (laną w setkach), śledzik, pierogi, schabowy, wszystko tanio, w oprawie niewymuszonej elegancji. Nie znajdziecie tam lansujących się, nowobogackich gwiazdeczek ani sztucznie uśmiechających się barmanek z cyckami na wierzchu. A nawet jeśli pojawi się ktoś znany z Pudelka, nie będzie traktowany lepiej niż stary bywalec. Tak, mam wrażenie, że Wyścigi nie zostały jeszcze zainfekowane wirusem lansu baunsu jak wiele innych miejsc okołokonnych, w których już dawno nie chodzi o konie ani o spotkanie towarzyskie – tylko o pokazywanie się z odpowiednimi ludźmi w odpowiednich kreacjach.
Na Wyścigi powinno się odpowiednio ubrać. Tak. Nie musi to być kreacja od Gosi Baczyńskiej, ale pewna elegancja jest niezbędna, żeby poczuć się częścią tego miejsca. No i są takie strefy, gdzie bez odpowiedniej stylówy (nauczyłam się tego słowa od Jarka ;)) po prostu nie wejdziesz. To domena ogólnie środowiska jeździeckiego, które wymaga klasy. Tego z kolei nauczył mnie kiedyś pewien stary koniarz. Seg, pamiętaj, że prawdziwy koniarz zawsze będzie opalony tylko do połowy ramienia. Bo przy koniach trzeba chodzić w koszulce z rękawkiem. I obowiązkowo w nakryciu głowy. No i nawet w największy upał, gdy jeździłam na ujeżdżalni, miałam koszulkę polo i kaszkiet lub czapkę z daszkiem.
W tę niedzielę odbyła się Wielka Warszawska, czyli jedna z najważniejszych gonitw sezonu. Ustanowiona w 1895 r. przez Augusta Potockiego stała się szybko jednym z najważniejszych wydarzeń towarzysko-sportowych w Stolicy. W serialu „Jan Serce” pojawia się nawet kwestia, że w życiu każdego prawdziwego mieszkańca stolicy najważniejszymi datami są: data urodzin, rocznica Powstania Warszawskiego i dzień rozgrywania Wielkiej Warszawskiej *.
Przed każdą gonitwą na padoku prezentowane są konie. Poza ich opisami dostępnymi w programie imprezy, warto też przyjrzeć się temu, jak zachowują się wierzchowce tuż przed wyścigiem. Są różne metody oceny szans. Że jak idzie smętnie, to przegra. A jak ma uniesiony łeb i idzie sprężystym krokiem, to ma duże szanse. Ale nie może brykać, bo się spali na starcie i potem go wyprzedzą. Że jak zrobi kupę, to dobry znak. A tak w ogóle, to konie wyścigowe nigdy nie zrobią kupy na zielonym („zielony” to tor wyścigowy. Tu macie słowniczek żargonu). Z szacunku dla toru. Albo po prostu dlatego, że czują adrenalinę przed wydarzeniem. ;) Ja odkryłam w sobie niezwykły talent do typowania zwycięzców po ocenie wyglądu dżokeja. Dziula kierowała się urodą końskich imion.
Potem można obstawić swoich zwycięzców, czekać, aż bomba pójdzie w górę (koniec zakładów w kasach) i kibicować swoim faworytom. Ja chyba rzucę blogowanie, bo dwa razy wygrałam i to całkiem nieźle – jak na zainwestowane kilka złotych. Czasem trzeba było wręcz tłumaczyć oczywistości starym bywalcom. No jak można stawiać na konia o imieniu Salam. Przecież to imię definiuje przyszłość zwierzęcia. Bez sensu.
Nasze wyścigowe pantofelki. Można tak. Ale można i tak, jak na poniższym zdjęciu.
Ostatnie zdjęcie daje radę :) Fajna sprawa, też chciałabym kiedyś spróbować czegoś takiego. Co do butów, nie podobają mi się ani jedne, ani drugie (czyt. zielone). Te pierwsze wyglądają dobrze na 1% osób, a drugie są po prostu tandetne. A można przecież i tak…:
http://s.moda.pl/gfx/merg/sklep_oferta/426282/221291542.jpg
W klasycznych czółenkach. Zawsze piękne.
wyglądacie absolutnie fantastycznie! stylowo, elegancko i jakoś tak pozytywnie i słonecznie. prawdziwa warszawska arystokracja:)
Seg, a jak to jest z tą legendą o gościu zawiązującym buty, któremu znienacka zarzucono na pochylone plecy siodło z oporządzeniem – i mimo nie zawiązanego buta na mecie był drugi ? Prawda to ? :)
Kapelusz piękny, dziewczyna piękna, a buty brzydkie i toporne… Te zielone też brzydkie(szczególnie biorąc pod uwagę na jaką okazję założone), ale inaczej.
Eh… w ogóle nie kumacie przedwojennej stylówy :)
Kumamy, ale w przedwojennej stylówie były też ładne buty ;)
Już choćby tutaj jest kilka lepszych modeli ;)
http://www.przedwojennystyl.pl/K/buty/buty-podstrona7.htm
Ani jednej ładnej pary nie widzę.
Bo generalnie nie jest to to, co lubię, ale moim zdaniem, kilka fasonów jest ładniejszych, zgrabniejszych niż Twoje. Takie buty zawsze kojarzą mi się z 60-tką, widziałam ich ładniejsze, zmodyfikowane wersje, jak choćby taka (nie chodzi o kolor, a o model):
http://bi.gazeta.pl/im/9/5832/z5832879X.jpg
Tylko nie wiem, czy w latach 30. mieli coś takiego, zdaje się, że raczej nie, to jest tylko nawiązanie do stylu tamtych lat. I wciąż nie są to 'moje’ buty, ale w moim mniemaniu o niebo lepsze niż te ze zdjęć.
Fantastyczna relacja. I popatrz… tam zatrzymał się czas (pomijając te neonowe buty). Piękne :-)
Chłopak wygląda świetnie!Dobrze skrojona i dopasowana marynara, ładne kolory.Jestem na tak!;)…o jeżu tam jest też lisek, o nie!!! ;)a Seg wiadomix! nawet w worku po ziemniakach wyglądałaby ok;)Fajna impreza!
Tak mi się właśnie zdawało, że Cię tam widziałam i tylko czekałam, kiedy pojawi się relacja:)
Co do mody damskiej nie bede sie wypowiadal, ale facetom polecalbym jednak na wyscigi cos w stylu Kevin Staut by Scabal niz 'Praga polnoc’ ;)
Typowanie zwycięzcy wyścigu po wyglądzie i zachowaniu jest jeszcze mniej skuteczne niż rzucanie monetą. Mój mąż kiedyś „zagrał” – koń który na starcie wyglądał jak Bóg wojny, dowlókł się na metę jak ostatnia chabeta, i odwrotnie. Największą frajdą jest oglądanie ludzi na trybunach, ich emocji, tego jak zaprzedaliby duszę diabłu za swój typ… A wygrywa i tak – kasyno:)