Papież idzie do Nieba.

Trochę mnie nie było. Praca. Musicie wybaczyć.

Dopiero wróciłam do domu i padam z nóg, więc teraz tylko krótki dowcip. Taki z brodą, ale okazał się hitem wyjazdu, bo jakimś cudem nikt go nie znał. Może i Wy macie tę zaległość. :)

Umiera papież. Idzie do Nieba, otwiera mu Święty Piotr.

Święty Piotr: Witaj, synu. Kim jesteś?
Papież: Benedykt XVI, papież.
Święty Piotr: Piekarz..?
Papież: Nie, papież.
Święty Piotr jest trochę skonfundowany, jakby nie rozumiał, więc Benedykt tłumaczy.
Papież: Jestem papieżem. Głową Kościoła… No, Ojcem Świętym.
Święty Piotr: Wybacz synu, ale nic z tego nie rozumiem. Pójdę do szefa, może on mi wytłumaczy.

Święty Piotr idzie do Boga i mówi, że przyszedł jakiś Benedykt i mówi, że jest papieżem.

Bóg: Piotrek, ja też z tego nic nie rozumiem. Ale wiesz co? Wyślij do niego Jezusa. On umie się z takimi typkami dogadywać, na pewno zaraz wszystko wyjaśni.

Jezus poszedł do Benedykta i po jakimś czasie wraca. Podchodzi do Boga rozbawiony i mówi.

Jezus: Tato, już wszystko wiem. Pamiętasz to kółko rybackie, które założyłem 2 tysiące lat temu? Oni wciąż działają!