Pierwsza miłość

Przypomniał mi się wczoraj wieczorem, tuż przed zaśnięciem. Miałam 18 lat, on prawie 30. Był przystojny, bogaty, odnosił sukcesy zawodowe a kobiety za nim szalały. Mnie nie interesował wcale. Do czasu, gdy z jakichś niepojętych względów się mną nie zainteresował i nie wytoczył wobec niedoświadczonej nastolatki całej artylerii trików uwodzeniowych. Wciąż śmieszyły mnie jego snobizm, tony drogich perfum, które na siebie wylewał i drogi samochody, którymi jeździł. Ale kiedy ze mną tańczył i szeptał coś do ucha a dłonią gładził moje włosy, serce zaczęło szybciej bić. Po raz pierwszy w życiu byłam uwodzona i wpadłam w pułapkę mężczyzny.

Pamiętam to uczucie, jakby to było wczoraj. Nigdy nie pisałam takich długich raportów w pamiętniku. Nigdy wcześniej nie miałam problemów z zaśnięciem. Nigdy też nie analizowałam każdego słowa, każdego gestu, każdego spojrzenia. To był dramat. Piękny, otumaniające dramat.

Pierwsza randka. Przyjechał po mnie samochodem, na którego widok wszyscy sąsiedzi zamarli. A ja miałam na sobie najładniejszą sukienkę i po raz pierwszy umalowałam oczy. Pojechaliśmy do jakiejś drogiej restauracji. Kelner spytał się, czego się napiję. Bardzo chciałam napić się czegoś „z klasą”. Pamietałam, że kiedyś tata poczęstował mnie Malibu z mlekiem. Zamówiłam więc Malibu z mlekiem. Kelner przyniósł Malibu w kieliszku i szklankę mleka obok. Co za wstyd. Taki drink nawet nie istnieje! Potem pojechaliśmy w Wilanowa. Stróż nie chciał nas wpuścić do środka, bo było już późno. Mój adorator chciał go przekupić, ale nie wyszło. Ale najgorszego wstydu doświadczyłam już po powrocie do domu, kiedy spojrzałam w lustro i okazało się, że mój makijaż diabli wzięli. Był rozmazany na całej twarzy. Nie zauważyłam, bo nie miałam okazji spojrzec w lustro wczesniej. On tez nic nie mówił, bo przeciez nie wypada. Ciekawe, od jak dawna byłam tak wyglądałam?

Niedawno napisała do mnie 14-latka, która zakochała się w koledze ze szkoły i nie wie, co z tym fantem zrobić. Odpowiedziałam, żeby zrobiła cokolwiek. Ważne, żeby zrobiła. Bo każdy z nas musi doświadczyć tej pierwszej porażki, wstydu, zażenowania. Dzięki takim „porażkom” uczymy się instrukcji obsługi samego siebie.

Uwodził mnie jeszcze przez 2 miesiące. A ja postanowiłam, że nie chcę, mimo że skrycie wciąż byłam zakochana po same uszy. Teraz zastanawiam się, czemu właściwie nie chciałam. Bałam się? Gardziłam nim? Wstydziłam się? A może myślałam, że w ten sposób go jeszcze bardziej soba zaintersuję? Jakikolwiek nie byłby powód mojego oporu, on w końcu sie poddał. Nic dziwnego, skoro setki razy go zbywałam i wyśmiewałam. Tak to się skończyło. Niedawno się ożenił. A ja wciąż rozpoznaję zapach jego perfum, nawet gdy błąka się cienką nitką gdzieś po ulicach miasta.