Czy kilkulatek potrzebuje rytmu dnia?

Muszę podzielić się z Wami moim odkryciem. Otóż kiedy Kociopełek był mały, postanowiłam nie narzucać mu żadnego „rytmu dnia” i po prostu słuchać jego potrzeb. Dlatego jadł, kiedy był głodny i spał, kiedy był śpiący. Owszem, były momenty, gdy jednak się łamałam i pod wpływem mądrych artykułów mądrych ludzi jednak próbowałam np. kłaść go spać przed jakąśtam godziną lub karmić co trzy godziny – ale te wszystkie próby tylko spowodowały moją i jego frustrację. Więc się poddałam. Jakaś czytelniczka napisała mi wtedy, że „za kilka lat to się zmieni. Zobaczysz, docenisz rytm dnia u trzylatka”. A więc przychodzę dziś do Was z uaktualnionym raportem, jako że w tym tygodniu Kocio kończy 3 lata.

Na potrzebę tematu skupmy się na dwóch aspektach „rytmu dnia”, czyli na jedzeniu i spaniu. Bo są oczywiście i inne zwyczaje przypisane różnym porom dnia, ale to sobie każdy sam ustala i chyba nie ma sensu o tym dywagować.

Kiedy dziecko je?

Jestem zwolenniczką całkowitego, stuprocentowego, bezdyskusyjnego i nieuznającego wyjątków… SŁUCHANIA SIĘ DZIECKA POD WZGLĘDEM JEDZENIA. Co to oznacza? Nie tylko, że Kocio jest dokładnie tyle, ile chce (co czasem oznacza, że przez cały dzień zje kanapkę z masłem i banana), nie tylko tego, że je dokładnie to, co chce (co oznacza, że je wyłącznie kanapki z masłem, banany, jajecznicę i makaron z rosołu)*, ale też że je dokładnie WTEDY, KIEDY CHCE.

Co to oznacza w praktyce? To, że nie mamy stałych pór posiłków i jeśli coś jemy, to oczywiście proponujemy też jedzenie dziecku, ale ono ma pełne prawo odmówić i wtedy nie je. Albo że jeśli Kocio jest głodny, to po prostu przychodzi do nas i mówi, że jest głodny. Albo że ma na coś konkretnego ochotę. I wtedy to dostaje. Takie to proste.

Czyli pozwalamy mu poczuć głód, zareagować na to uczucie, poprosić o jedzenie, i wtedy zjeść. I pozwalamy mu też nie jeść, jeśli akurat nie ma ochoty na śniadanie z nami, mimo że cała reszta rodziny już to śniadanie z chęcią zje.

Czemu myślę, że to jest istotne? Dlatego, że sama pamiętam z przedszkola, jak traumatycznym przeżyciem było zmuszanie do jedzenia. I widzę po wielu dzieciach, że to jedzenie traktują jak obowiązek. A przecież to żaden obowiązek nie jest. To przyjemność lub najwyżej… niezbędna czynność, by kontynuować swój radosny żywot na naszej pięknej planecie (tak, znam ludzi, którzy jedzą tylko po to, żeby żyć. Chudzielce to są. Z moją mamą na czele :)).

*Dobra, okłamałam Was. to nie jest tak, że dziecko może tak zupełnie decydować, co zje. W wyborze, jaki dostaje, nie ma bowiem dosładzanych soków, przekąsek, napojów i generalnie słodyczy. Pojawiają się sporadycznie i raczej w formie ciasta lub lodów – a nie batoników i czekoladek.

Kiedy dziecko śpi?

Pora na to odkrycie ze wstępu. Otóż kiedyś myślałam, ze jak pozwolę mojemu dziecku na drzemkę w ciągu dnia, to ono potem długo wieczorem nie zaśnie.

I tak, coś w tym jest, bo …no tak, człowiek wyspany, jest wyspany, a niewyspany, jest bardziej śpiący, ale… trzeba też wziąć pod uwagę, że na nasz organizm wpływa też dużo innych czynników niż jakieś tam stałe, dobowe zapotrzebowanie na sen. Np. organizm chory lub osłabiony potrzebuje więcej snu. Jesteśmy też bardziej śpiący po wyczerpującym ruchowo dniu, po stresie, po ruchu na świeżym powietrzu albo dlatego, że pogoda (głównie ciśnienie) tak na nas działa.

I właśnie dlatego w końcu postanowiłam pozwolić dziecku spać zawsze, kiedy ma na to ochotę. I jednocześnie nie zmuszać go do snu wtedy, gdy spać nie chce. To była też decyzja podyktowana doświadczeniem emocjonalnym. Bo jak próbowałam Kocia budzić z jakiejś przeciągającej się drzemki, to on zawsze protestował, krzyczał, kopał i miał potem zrąbany humor. Nic dziwnego. Nikt nie lubi, jak się go budzi, gdy mu się wstawać nie chce.

I wtedy się okazało, że…. spontaniczne drzemki Kocia w ciągu dnia prawie w ogóle nie wpływają na jego spanie w ciągu nocy.

On po prostu może nie spać cały dzień, a potem położyć się o 20 i wstać o 7. A może też mieć drzemkę dwugodzinną w południe. Trzygodzinną o 15. Albo godzinną o 18. A i tak zaśnie jakoś przed 21 i wstanie między 7 a 8 rano. Ba…. W ciągu ostatnich dwóch tygodni miał dwa razy tak, że zasnął o godzinie 17 i wstał dopiero o 7 rano.

Najwyraźniej potrzebował tyle snu.

I bardzo się cieszę, że mu na to pozwoliłam, bo być może jego organizm musiał w ten sposób poradzić sobie z jakimś osłabieniem i naładować akumulatory.

Im dalej w las…

OK, przyznaję, Kocio nie chodzi jeszcze do przedszkola. Idzie we wrześniu. Przedszkole może nam jednak siłą rzeczy jakiś rytm wprowadzić i bardzo dobrze. Bo w rytmie nie ma nic złego, o ile naturalnie wynika z jakichś dziecięcych lub dorosłych zajęć i obowiązków. Ale jestem przeciwniczką sztucznego narzucania tego rytmu tam, gdzie go być nie musi. I obym mogła tak działać jak najdłużej :)