Niektóre gry powinny mieć pieczątkę „Uwaga! Wynalazek szatana”. Do tej pory wliczałam w takie gry Populousa3, Desktop Tower Defense i Tibię. Dziś do listy dopisuję Simów.
Przyjechałam na weekend do ml76, do Gdańska. I zamiast pogadać o życiu, pojechać nad morze albo zwyczajnie spić się BGŻ-em, spędziłam dwa dni na przebierankach, budowaniu domów i zaliczaniu facetów. Całe szczęście, że na moim lapie Sims 3 nie pójdzie, bo teraz dalej, zamiast pisać ten tekst, słuchałabym sielskiej muzyczki rodem z Wisteria Lane i psuła kolejne wirtualne zmywarki.
No, ale po kolei. Stworzyłyśmy z emelką dwie zajebiste postaci, które miały mieszkać w zajebistym domu, prowadzić zajebiste kariery i sypiać z zajebistymi facetami. ON tylko patrzył z litościwym uśmieszkiem, gdy dwie baby z dziecięcym zachwytem odkrywały nowe możliwości, jakie daje gra. O! Można twarz se modelować! O! Szachy są! O! Patrz jak sika!
Emelka wybrała karierę polityczną czyścicielki podium a ja zostałam informatorką policyjną. Życie płynęło nam błogo na wiecznym wypróżnianiu się, dzwonieniu po straż pożarną i majsterkowaniu. I choć czasu nie starczało na randki, bo simom poranne wysikanie się i wzięcie prysznica potrafi zająć 3 godziny, bawiłyśmy się świetnie. Do czasu urodzin mojej uroczej, młodej współlokatorki. Okazało się, że wraz ze zdmuchnięciem świeczek, posiwiały jej włosy, na plecach urósł garb a w życiowych pragnieniach pojawiło się „przejście na emeryturę”. Ale ja nawet sobie nie pobzykałam! – wykrzyknęła emelka i niepocieszona poszła oglądać Marię Antoninę do drugiego pokoju.
Wtedy jeszcze nie wiedziałyśmy, że miną 24 godziny, zanim znowu się zobaczymy… Bo Seg zaczęła grać od nowa.
Tym razem nie żałowałam sobie magicznego zaklęcia „motherlode”, które daje mi 50 bonusowych tysięcy na koncie. Kupiłam najdroższą ziemię i postawiłam na niej dom moich marzeń. Piękny był. Z bajorem, basenem, wielkim tarasem, werandą, przeszklonymi ścianami i wielkim salonem połączonym z kuchnią. I Kominek był. Oczywiście dom wypełniłam najpiękniejszymi meblami i sprzętami a ogród aż mienił się od kwiatów. Obok stał wielki garaż na dwa auta. Budowanie tego pałacu zajęło mi pół dnia a gdy już musiałam wyjść do łazienki w realu, zabierałam ze sobą myszkę, co by mi jej emelka nie podebrała i nie zaczęła sabotować mojej wizji jej simowej sypialni.
Wybrałam emelce nowy zawód. Została dawczynią organów w szpitalu, co miało jej w niedalekiej przyszłości zapewnić karierę chirurga. Ja znów zgłosiłam się do policji, co niestety zaowocowało pisaniem upierdliwych raportów i grzebaniem w śmietnikach sąsiadów, ale i tak było fajnie. Na pewnym etapie zapragnęłam mieć dziecko. I tu zaczęły się schody. Umawianie się z simami niesie ze sobą pewne problemy. Musiałam między innymi przewartościować moją dotychczasową strategię uwodzenia. Okazuje się bowiem, że faceta najłatwiej poderwać, będąc dla niego miłym. Jeden dzień komplementów i już wielkie lowe. No ja przepraszam, ale od kiedy faceci lecą na miłe babki?! Raz takiemu jednemu powiedziałam, że jego matka jest lamą, a on nie dał się pocałować. Abstrakcja jakaś…
No, ale tak jak rozkochać w sobie faceta jest łatwo, tak zajście w ciążę jest chyba wyczynem cyrkowym. Pierwszy zgrzyt nastąpił w chwili, gdy odwiedził mnie jeden z moich simlowelasów a ja zaprosiłam go do środka. No i gdzie poszedł? Do kruwa garażu. To samo z następnym. I następnym. Ciekawa jest ta wizja romantycznej randki w świecie simów. Raz, dokonując ekwilibrystycznego lurowania delikwenta w stronę sypialni, udało mi się go zaciągnąć do łóżka, ale żadnego seksu nie było.. I że to niby dlatego, że był w związku z jakąś Pauliną. W ogóle simy są cholernie pruderyjne. Za każdym razem, gdy moja bohaterka siadała na kiblu, w miejscu nagości pojawiała się wyblurowana plama cenzury. A gdy kiedyś moja wirtualna Emelka weszła do łazienki podczas kąpieli wirtualnej Segritty, przez resztę dnia obie chodziły strute, że spotkał je wielki wstyd. W sumie nie powinnam się dziwić, że simowie rozmnażają się przez pączkowanie a nie przez ten brudny, niedobry niedobry seks…
No i w ciążę nie zaszłam. I nikt mi się nie oświadczył. Strasznie to było deprymujące, tak się starzeć ze współlokatorką w wielkim domu, w którym na pewno zmieściłby się pokoik dla dziecka…
Kolejnym zgrzytem w grze był wynik mojego eksperymentu pt. „a co się stanie, jeśli tuż po podaniu tortu urodzinowego podam drugi i każę go jeszcze raz zdmuchnąć?”. No co się stanie? A to się stanie, że nasza dorosła simka w ciągu godziny przeżyje kolejne 40 lat i zmieni się w pomarszczoną staruchę. I nie da się tego cofnąć. Ledwo zdążyłam pogodzić się z faktem, że co chwila moją bohaterkę „coś pobolewa”, a musiałam zaakceptować też nagłą śmierć niedoszłego ojca moich dzieci, któremu się zeszło obok mnie na kanapie, w środku „miłosnego uścisku”. Zostałam starą dziewicą z urną po ukochanym i niesłabnącym dołem. I to była chwila, w której zdecydowałam się zrobic sobie GAME OVER i spytać emelkę, czy nie zagrałaby w szachy. Realne szachy. Niestety była już 4 rano i wszyscy w domu, poza mną, spali.
Podsumowując, Simy cholernie wciągają. Kilka irytujących niedociągnięć nie odbiera im grywalności a budowanie domów i projektowanie wnętrz jest tak przyjemne, że mogłabym to robić nawet bez możliwości grania w simy właściwe.
Ale Emelowie powinni następnym razem w ogóle się nie przyznawać, że jeszcze mają tę grę, bo znowu wylądują z nieobecnym, segrittowym dzieciakiem na karku, co to cały dzień przed kompem siedzi i tylko domaga się schabowego na obiad.