Lecę na randkę Nowym Światem. Przed barem mlecznym zatrzymuje mnie facet. Ma do mnie gorącą prośbę. Słucham. Zjadłby coś ciepłego. Czy mogę mu kupić obiad? Jasne.
– No wreszcie. Jedna normalna.
Uśmiecham się.
– Co by pan zjadł?
– A nie wiem. Cokolwiek.
– No ale nich pan powie.
– Zdaję się na kobiecą intuicję.
– Ale moja intuicja nie wie, czego panu trzeba. Proszę sobie przejrzeć menu i posłuchać własnego organizmu. Naprawdę. Proszę wybrać na cokolwiek ma pan ochotę.
– Ziemniaki z gulaszem, schabowy i marchewka z groszkiem – odpowiada jednym tchem.
Robienie dobrych uczynków jest cholernie egoistyczne, bo tak naprawdę darczyńcy poprawia samopoczucie. I gorąco tę metodę polecam.