Złapałeś się kiedyś na obietnicy, że nigdy nie będziesz jak Twój ojciec?
Bo ja dość często sobie to obiecuję, choć wszystko wskazuje na to, że będę taka jak on. Gdy się zestarzeję, będę miała swój sprawdzony sposób na gotowanie ryżu, mycie naczyń i patroszenie ryb. I gdy mi jakiś młody będzie chciał pomóc, będę go strofować, że źle to robi. Moja mama tez ma mnóstwo takich swoich przyzwyczajeń. U mnie w domu nic się nie marnuje. Opakowania po jogurcie nie można ot tak wyrzucić do kosza. Trzeba go dać do wylizania psom. To samo z patelnią po kotletach, talerzem po obiedzie i przeterminowaną kiełbasą. W ogóle u mamy coś takiego jak "data ważności" to pojęcie nieostre, do którego zawsze mozna dodać parę dni i "przecież nic się nie stanie". Mnie denerwuje, gdy ona je przeterminowany jogurt – ją denerwuje, gdy odmawiam zjedzenia przeterminowanego jogurtu.
Zdziwaczenie najczęściej dopada emerytów. Tu wchodzi moja słynna Teoria Skali Problemów. :) Wg tej teorii każdy człowiek przeżywa swój największy problem tak samo. To znaczy, że nie jest ważne, czy Twoim największym zyciowym problemem jest brak pracy – czy brak margaryny w lodówce. Będziesz tak samo przeżywał te problemy, jeśli w danym momencie są największymi ze zmartwień. I teraz weźmy takiego emeryta. W młodości mógł głodować, przeżyć wojnę, stracić najbliższych – a teraz jego największym utrapieniem jest fakt, że obok jego domu jeżdżą TIRy. I będzie na te TIRy narzekał, pisał o nich do gazet i nie spał przez nie po nocach.
Mama mojej przyjaciółki jest emerytką – hipochondryczką. Zdrowa jak koń, a dziennie zażywa setki tabletek i chodzi do lekarzy trzy razy w tygodniu. Ciotka mojego eksa namiętnie ogląda Klany i inne Plebanie. Potrafi się rozpłakać, gdy któryś z bohaterów przeżywa zawód miłosny i ciągle psioczy na czarne charaktery, jakby to jej samej zrobiły krzywdę. Myślicie, że skąd się wzięły mohery? A stąd, że to starsze, sfrustrowane babcie, które już w życiu nie mają nic innego do roboty niż nienawidzić wszystkiego co nowe.
- Co się z tą młodzieżą porobiło…
- Kiedyś to się używało kulturalnego języka a teraz w ogóle tych degeneratów nie mogę zrozumieć, bo jakimś slangiem się porozumiewają.
- Za moich czasów to by było nie do pomyślenia.
- Ja w Twoim wieku to już miałam trójkę dzieci.
Jeśli złapiesz się na którejś z takich myśli, to znaczy, że jesteś na najlepszej drodze do zostania irytującym zgredem, którego wlasne dzieci oddadzą kiedyś do domu spokojnej starości.
Warto wtedy uzmysłowić sobie, że międzypokoleniowe waśnie istniały zawsze. Klasycy nienawidzili romantyków, romantycy nienawidzili pozytywistów. I my też będziemy nienawidzić tego, co nowe – mimo że pamiętamy, jak nasi dziadkowie psioczyli na nas samych a my obiecywaliśmy sobie, że nigdy nie będziemy tacy jak oni.
Już teraz możemy łatwo zaobserwować podobne zjawisko: ludzie wychowani na książkach zaniżają wartość filmów, twierdząc z uporem, że książka zawsze jest lepsza od jej adaptacji filmowej. Ludzie wychowani na filmach zaniżają wartość gier komputerowych, uznając ich miłośników za płytkie, rozpuszczone dzieciaki. Zawsze będziemy twierdzić, że to co nowe i łatwe w odbiorze – jest gorsze i świadczy o degeneracji społeczeństwa, bo z wiekiem tracimy zdolność do przyswajania tych nowości i adaptacji do nowych warunków życia. Zamykamy umysły i chciwie czepiamy się tego co stare, bo to było zrozumiałe, swojskie, "nasze".
Każdy z nas chyba chciałby być kiedyś wyluzowanym dziadkiem czy "spoko"-babcią. Ale czy nam się to uda? I jaki jest ich sekret? Może tkwi on w zachowaniu aktywności życiowej? W ciekawości świata? Co zrobić, żeby nie wylądować kiedyś w Superexpresie z ręką na kredensie?