Tak, możesz nie mieć zdania.

kawa

Randka w Poznaniu z moją pierwszą miłością. Dobrze pamiętam ten moment, gdy wieczorem wracamy do domu długą, zadrzewioną aleją i ja opowiadam mu historię, którą kiedyś sprzedał mi ksiądz na religii (tak, chodziłam na religię. Fajnego księdza mieliśmy)

– Wyobraź sobie, że jesteś człowiekiem odpowiedzialnym za zamykanie i otwieranie mostu zwodzonego, po którym jeżdżą pociągi. Siedzisz cały dzień i operujesz tym mostem, w zależności od tego, czy puszczasz pociąg czy statek. I teraz akurat jedzie pociąg, więc most opuszczasz, pociąg już prawie na niego wjeżdża, jest rozpędzony, zatrzymać by mu się nie udało – i wtedy widzisz, że między przęsłami mostu utknął twój syn. Co robisz? Jeśli zamkniesz most, ginie twoje dziecko. Jeśli nie zamkniesz, giną wszyscy pasażerowie pociągu.

Moja pierwsza miłość patrzy na mnie z poważną miną i daje swoją odpowiedź, po czym pyta mnie o to samo.

– Nie wiem – mówię. Bo nie wiem.

– Ale jak to „nie wiesz”? Na pewno masz jakąś odpowiedź. Musisz mieć jakieś zdanie. – odpowiedziała moja miłość.

Nie miałam. Mogłam jedynie się domyślać. Bo tak teoretycznie lepszym postępkiem w takiej sytuacji jest ocalenie pociągu i setki jego pasażerów, ale to przecież twoje dziecko między przęsłami, więc pierdolić teorię i… no nie wiem. Do dziś nie mam pojęcia, co bym zrobiła. Pewnie bym ratowała dziecko, słuchając się instynktu matki. Ale pewności nie mam i mieć nie będę. Jedyne, co wiem, to że nie oceniałabym moralnie takiego operatora mostu, jakąkolwiek decyzję by podjął.

Drugi raz oskarżono mnie o brak zdania w telewizji, bo jak się okazuje – w telewizji trzeba wiedzieć wszystko, mieć zdanie na każdy temat, i to najlepiej takie ostre, radykalne i wypowiedziane jeszcze zanim pytający skończy swoje pytanie. Wytłumaczono mi to bardzo szybko, arbitralnie, w przerwie pomiędzy nagraniami i kończąc te tłumaczenia belferskim „jasne?”. Poczułam się jak mała dziewczynka, której ktoś tłumaczy, jak funkcjonuje świat. Tylko że ja się na takie reguły nie zgadzam, bo coraz częściej zauważam, że prawdziwą odwagą jest dziś nie wypowiedzieć swoją radykalną opinię – ale właśnie się od niej wstrzymać.

Im większa afera, im więcej kontrowersji, tym jest to trudniejsze. Miałeś jakieś zdanie na temat afery z małą Madzią i jej mamą? Co myślisz o Jaruzelskim? O Urbanie? O Smoleńsku? A teraz spróbuj postawić się w skórze osób o zupełnie odmiennym zdaniu. Czy jest możliwe, że to oni mają rację? Wiesz, taki choćby promil szans, że mają. Bo jeśli tego promila nie dopuszczasz, to może się okazać, że jesteś jak przedstawiciel większości świata, który z miejsca obala teorię Kopernika.

Jest też teoria, że warto mieć zdanie odmienne od reszty ludzi, bo to Cię czyni wyjatkowym, wielkim, awangardowym i odważnym. Dobrze, żeby Twoje zdanie było właśnie takie inne niż wszystkie inne zdania. Takie trochę hipsterskie, za którym pójdą inni – a wtedy Ty po prostu zmienisz zdanie, bo tylko krowa nie zmienia zdania. To znaczy poglądów.

Im dłużej po tym świecie chodzę, tym częściej odkrywam błogosławieństwa unikania radykalnych stanowisk w różnych sporach. Posiadanie zdania na jakiś temat – podobnie jak posiadanie racji – jest bowiem bardzo kłopotliwe i często prowadzi do wyniszczania nerwowego siebie i otoczenia. Bo co jeśli ktoś ma inne zdanie niż Ty? Nie wytłumaczycie sobie przecież, czyje zdanie jest właściwsze. Będziecie się tylko kłócić, ćwicząc chwyty erystyczne i modląc się o aplauz publiczności. Polecam wtedy zejść ze sceny i pójść zrobić sobie kawę do kuchni. Tam jest przyjemniej. :)