W parku, gdzie wyprowadzamy na spacer nasze psy, jest stawik. Stawik, który pomimo jakiegośtam przepływu wody i paru fontann, jest zapyziałym zbiornikiem wodnym z glonami, brudem uzbieranym od wiosny i prawdopodobnie uryną kąpiących się w nim ludzi. No właśnie. W stawiku kąpią się ludzie. Co roku, latem, rodzinki urządzają sobie na bobliskiej trawce pikniki i zaganiają dzieci do wody.
Staram się nie kąpać w stawiku moich psów, bo zdarzają im się uczulenia. Ostatnie upały jednak zmiękczyły moje serce i pozwoliłam mojej futrzastej, czarnej bestii z jęzorem do ziemi zmoczyć się w wodzie. Natychmiast usłyszałam za sobą krzyk.
– Niech pani weźmie tego psa! Niech pani weźmie tego psa! Przecież tu dzieci się kąpią! Jak można psa wpuszczać do tej samej wody!
– Ma pani rację – odparłam spokojnie – To ryzykowne, ale zamierzam go potem wykąpać w czystej wodzie. Nigdy nie wiadomo, co te dzieci mają na skórze…
Baba zaczęła puchnąć. Krew napłynęła jej do twarzy tak, że wydawało się, jakby miała jej głowa eksplodować.
– Że niby ten kundel miałby coś złapać od moich dzieci?!
– Ten „kundel” ma udokumentowane pochodzenie 6 pokoleń wstecz. Czy pani dzieci mogą pochwalić się równie czystą krwią?
Niedobra Seg, zła Seg. Zapomniałam dziś dyplomacji zabrać z domu… :>