Nie lubię być traktowana jak dziecko. A tak traktuje mnie polskie prawo, wprowadzając histeryczny zakaz palenia. Zabrania mi się palić, bo to niezdrowe. Na tej samej zasadzie powinno się wprowadzić zakaz jedzenia McDonalda, zakaz nieuprawiania sportu, zakaz picia alkoholu, zakaz słuchania Kombi i czytania Paulo Coelho. I niech każdy funkcjonuje sobie jak robocik, żrąc trawę i uśmiechając się do sąsiada. Jakie to zdrowe życie jest piękne.
Lament zaraz podniosą niepalący, krzycząc, że zakaz palenia nie mnie ma chronić, ale ich – tak zwanych biernych palaczy. A nie wystarczy nie wchodzić do palarni? Nie lubię techno/elektro/pierdolnięcia, więc nie chodzę do klubów z techno/elektro/pierdolnięciem. Nie próbuję zakazać klubom grania tej muzyki – po prostu do tych klubów nie chodzę. Nie lubię Ani Kowalskiej, więc nie odwiedzam Ani Kowalskiej. Nie próbuję jej unicestwić – po prostu jej unikam.
Dlaczego jedna knajpa nie może być dla palących a inna dla niepalących, zgodnie z pomysłem właściciela i prawami wolnego rynku? Bo niepalący lubią chodzić do knajpy dla palących? No debilem trzeba być, żeby się taką pseudologiką kierować.
W pełni rozumiem zakaz palenia w zamkniętych miejscach publicznych, z których musi korzystać KAŻDY. Zadaszone przystanki autobusowe, lotniska, dworce, szpitale, urzędy i uczelnie. Tak, zgadza się. Tam nie można uniknąć biernego palenia. Ale do knajp chodzić nie trzeba. Więc jeśli ktoś niepalący idzie do knajpy bez zakazu palenia, to niech nie ma pretensji, że się dymu nawdycha. To tak jakby mieć pretensję do świata, że w siłowni jedzie potem a w klubie gra muzyka.
Cała ta ustawa skończy się klęską małych lokali, do których palacze nie będą chodzić. Będą wybierać te duże, ze specjalnymi salami dla palących. A jak tego mi zakażą, to wyjeżdżam z Polski do jakiegoś ludzkiego kraju, gdzie nikt mi wolności wyboru nie odbierze. No, chyba że wcześniej zajdę w ciążę i rzucę palenie. Ale na to się nie zanosi.