Mieliście kiedyś tak, że podobał Wam się jakiś region, jakiś bar lub restauracja na samym początku, zanim ściągnęły tam tłumy turystów lub hipsterów? Mówiliście potem znajomym: „Teraz to już nie to samo. Teraz każdy tam chodzi i miejsce straciło już swój urok. Ale kiedyś… eh… kiedyś to był klimat!”. No to ja tam mam z warmińskim festiwalem Rebelia Kultury. To znaczy czuję, że teraz jest tam cudny mikroklimat wynikający po części z tego, że większość po prostu o nim nie wie – ale kiedyś to będzie wielkie, popularne wydarzenie i wtedy nie będzie mi już się chciało tam jechać. Obym się myliła. Oby ta kameralność w Olsztynie została – razem z bardzo krytyczną oceną Olsztyna, jaką wystawiają mu jego właśni mieszkańcy. Bo to jest urocze i po raz kolejny przekonuję się, że najlepiej czuję się w miastach, których mieszkańcy nie zadzierają nosa i z „pewną taką nieśmiałością” opowiadają o swojej małej ojczyźnie.
Przyjechaliśmy do Olsztyna z silną grupą blogerów. Był Andrzej Tucholski, Zuch, Tatera, Krzyś Gonciarz i ja. Mieliśmy wolną rękę w wyborze zajęć i warsztatów w ramach Bass Days i Festiwalu do czytania. Oto jak nam upłynął czas od piątku do niedzieli:
A na koniec trzy memopotencjalne fotki, do których aż się prosi dopisać jakieś złote myśli :)
Ave Olsztyn! Pozdrowienia i podziękowania dla Patryka, Konrada i Klaudii :* Byliście zajebistymi przewodnikami.