Pierwszy raz byłam na pokazie mody nie w pracy – ale jako gość (no bo zawsze chodzę jako modelka przecież). Bardzo to dziwne uczucie. Nagle jest czas na obserwowanie ludzi, skupienie się na prezentowanych kreacjach, a nawet rzucenie się na darmowe jedzenie (którego tym razem nie było albo po prostu zostało tak oblężone przez tłum ludzi, że go nie widziałam).
Zień 2011. Albo 2012, bo chyba była to kolekcja na przyszły rok. I pewnie na lato. Albo w ogóle na jesień 2015, bo ostatnimi czasy odnoszę wrażenie, że projektanci prześcigają się w przepowiadaniu trendów z dalekiej przyszłości.
Podobało mi się. Ciuchy zwiewne, w trzech jeno kolorach (czarny, kremowy i biały), bez wzorków, ozdób, luźne i kobiece. Oczywiście niewiele z nich mogłaby założyć przeciętna kobieta, której nie zależy na pokazywaniu cycków w niekończącym się dekolcie i która nie jest chudzielcem – ale tu nie chodziło o polowanie na sukienkę sylwestrową tylko nacieszenie oczu ładnym widokiem. I widok był ładny. Jedno mnie tylko zniesmaczyło. Jedna z modelek maszerowała w szpilkach tak pokracznie, że miałam ochotę wejść na wybieg i ją podeprzeć. ;) Udało mi się złapać ją na wideo, jak idzie pochylona dziwnie do tyłu, z jakimś pozornie niemożliwym środkiem ciężkości:
Wybaczcie jakoś zdjęcia i wideo. Komórką robione.