Dziadek zawsze mówił mojej Matce Rodzicielce, że „sopot” to ten fragment plaży, który zwilżają fale. Potem Matka Rodzicielka nauczyła tego słowa mnie. Niczym nadzwyczajnym nie było więc u nas stwierdzenie, że „szłam sopotem w stronę Karwi” albo „siedzieliśmy sobie na sopocie, mocząc nogi”.
Ale ludzie się dziwowali. Nikt nie słyszał tego słowa w znaczeniu innym niż nazwa miasta. Doszłam do wniosku, że Sopot pochodzi właśnie od sopotu. A ponieważ brzmi trochę z niemiecka, pewnie po niemiecku „zoppot” to mokry piasek albo coś… W końcu sporo mamy germanizmów w polszczyźnie…
Myliłam się. Po pierwsze – Niemcy w tym języka nie maczali. Wg serwisu Esopot najpierw było polskie słowo „sopoth” oznaczające „potok”.
Nazwa po raz pierwszy występująca jako Sopoth, została zapisana w 1283, kilka lat później w 1291 roku pojawiła się nazwa Sopot.
Niemiecki Zoppot jest germanizacją oryginalnej nazwy słowiańskiej.
No dobrze, ale to wciąż nie tłumaczy, czemu mój dziadek upierał się przy swojej definicji słowa „sopot” jako miejsca styku plaży i morza.
Sięgnęłam więc do Brucknera – Słownika etymologicznego języka polskiego (Warszawa, 1957). Okazuje się, że nazwa miasta „Sopot” pochodzi od słowa „sapać”. A słowo „sap” było po prostu onomatopeją oznaczającą „syk”, „westchnienie”. Były dąsy i sapy (dąsy i westchnienia), sapy/sapowiska (mokradła, na których przecież ziemia wydaje sapiące odgłosy podczas chodzenia), sapy (katar), sopiel (piszczałka) i wreszcie: sopot (wodotrysk). Czyli wg Brucknera „sopot” to wodotrysk. Z drugiej strony wspomniał przecież o „sapach” lub „sapowiskach” jako mokradłach, wyraźnie tłumacząc, że chodzi o syczący dźwięk mokrego podłoża. Może więc mój dziadek miał rację…?
Wikipedia też krąży wokół interpretacji „Sopotu” jako miejsca błotnistego, cytując Bolesława Śląskiego z 1913 r.
„Sopot” = osada założona na miejscu zdroistem, sapowatem…
Wiecie coś o „sopocie”? Może Wasi dziadkowie poprą wersję mojego dziadka?