To naturalne zjawisko, że człowiek, który nie przywykł do wystąpień publicznych a nagle dostaje do ręki mikrofon i musi coś powiedzieć dużej grupie ludzi, stara się zabrzmieć poważnie. A „poważnie” to dla niego „z wykorzystaniem większej ilości słów” lub „w odwrotnym szyku”. No i wtedy okazuje się, że:
„Jan Kowalski” to „Kowalski Jan”
„Warszawa” to zawsze „miasto stołeczne Warszawa” (pewnie dla odróżnienia od państwa Warszawa i wsi Warszawa)
„Rok dwa tysiące jedenasty” zamienia się w „rok dwutysięczny jedenasty” (rozumiem więc, że ta osoba mówiła też np. „rok tysięczny dziewięćsetny ósmy”)
„w każdym razie” to „w każdym bądź razie” (czyli mieszanka ” w każdym razie” i „bądź co bądź”)
…a „ja” to „moja osoba”. Zawsze wtedy wyobrażam sobie, że koło mówcy stoi jego osoba.
Znacie jeszcze jakieś przykłady na podobne kwiatki językowe? Najłatwiej szukać ich oczywiście u polityków… :)